Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowanie 2016 roku w kulturze: Muzyka popularna. Pop staje się ostatnio wręcz awangardowy

Paweł Gzyl
Ranking. Choć w show-biznesie zarabia się dziś głównie na koncertach, krytyka muzyczna podsumowuje kolejny rok tradycyjnie przez pryzmat wydanych w tym czasie płyt. Oto najgłośniejsze albumy mijających dwunastu miesięcy.

1. David Bowie „Black Star”.
Nie sposób nie postrzegać tego materiału przez pryzmat niespodziewanej śmierci brytyjskiego piosenkarza. Utrzymywał w tajemnicy swą chorobę do ostatniego dnia - tym bardziej utwory z „Black Star” wybrzmiały w przejmujący sposób. Choć tak naprawdę album przyniósł dość tradycyjną muzykę - utrzymany w stylu początku lat 70. nastrojowy jazz-rock. Jak na zaplanowane pożegnanie płyta zrobiła jednak wielkie wrażenie.

2. Beyoncé „Lemonade”.
Do dziś nie wiadomo, czy konfesyjne piosenki o zdradzie i przebaczeniu to autentyczna historia czy marketingowy chwyt. Bez względu na to nowa płyta Beyoncé powaliła wszystkich finezyjnym połączeniem tradycji z nowoczesnością, spuentowanym świetnymi melodiami i emocjonalnymi interpretacjami. Czekamy na koncert w Polsce.

3. Radiohead „A Moon Shaped Pool”.
Chyba żaden zespół rockowy nie przeszedł tak zaskakującej ewolucji jak formacja Thoma Yorke’a. Jej nowy album dokonuje właściwie rzeczy niemożliwej: wpisuje brzmienia muzyki współczesnej w formułę piosenki. Do tego wszystko to ma osobisty ton, bo podsumowuje zakończony w zeszłym roku wieloletni związek lidera.

4. Rihanna „Anti”.
Pop staje się ostatnio wręcz awangardowy: dowodem tego ostatni materiał „karaibskiej księżniczki”, która pokazała, że nawet śpiewając o miłości nie trzeba się bać eksperymentów. Może i na „Anti” jej głos brzmi czasem jak papier ścierny pocierany kawałkiem metalu, ale właśnie dzięki takim ryzykanckim zabiegom nie nudzimy się, słuchając jej hitów.

5. Nick Cave & The Bad Seeds „Skeleton Tree”.
Kolejna tragedia - i kolejny znakomity album. Niepotrzebna śmierć syna australijskiego wokalisty zaowocowała kolekcją wyciszonych piosenek, w których prowadzi on nas przez swoją żałobę, od rozpaczy, przez gniew, po pocieszenie w towarzystwie swych przyjaciół muzyków, tworząc wspólnie niezwykłej urody ballady.

6. Kanye West „Life Of Pablo”.
Być może amerykański raper jest niezrównoważony (co potwierdzałaby jego niedawna hospitalizacja w szpitalu psychiatrycznym), ale w muzyce nadal zachwyca nieograniczoną wyobraźnią. Rozbuchane rymy i ekstrawaganckie sample zamieniają „Life Of Pablo” w jedno z jego najlepszych dokonań. A co najciekawsze: to pierwsze w historii muzyki pop dzieło otwarte, które jego autor ma zamiar ciągle uzupełniać, bo funkcjonuje tylko w internecie.

7. Leonard Cohen „You Want It Darker”.
W tym roku odeszło od nas zbyt wielu wspaniałych artystów. Ta strata była szczególnie bolesna dla Polaków, bo kochaliśmy Leonarda Cohena od lat. Ale na pocieszenie został nam jeden z najlepszych albumów poety, zawierający proste i surowe pieśni, potwierdzające, że akustyczny folk to nieśmiertelna formuła muzyczna.

8. Metallica „Hardwired To Self-Destruct”.
Może nie jest to jakaś specjalnie odkrywcza płyta, ale w zjadającym swój ogon rocku dawno przestało o to chodzić. Amerykańscy muzycy potwierdzają jednak na swym podwójnym albumie, że w tym gatunku liczy się czad. To dlatego przywołują w nagraniach z „Hardwired To Self-Destruct” klimat swych wczesnych dokonań: siarczysty thrash metal podrasowany lekko hardcore’ową prędkością. I wystarczy.

9. Brodka „Clashes”.
Jedyna polska płyta z naszego mainstreamu, która mogła się znaleźć w tym zestawieniu. Ze względu na to, że Brodka łączy odwagę, megalomanię, inteligencję, ekshibicjonizm, talent i bezczelność, co sprawia, że album pop może stać się wydarzeniem.

10. The Rolling Stones „Blue & Lonesome”.
Jagger i Richards powinni się tym krążkiem pożegnać z fanami. Wracają bowiem na nim do swych początków: energetycznego grania rhythm and bluesa w garażowym wydaniu. Aż dziw bierze, że ci staruszkowie nadal mają w sobie tyle energii. Oczywiście wszystko to już było - ale ciągle daje kopa.

Rozczarowanie: Agnieszka Chylińska „Forever Child”.
Wywalanie flaków na stół to nie zawsze dobra recepta na udaną płytę. Może i Chylińską trzeba cenić za szczerość, ale piosenek z „Forever Child”, w których ryczy jak zarzynany bawół, po prostu nie da się słuchać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski