Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podwójne śluby Wyspiańskiego

Redakcja
Tadeusz Kotarbiński mariaż Stanisława Wyspiańskiego z chłopką Teodorą Teofilą Pytko określił jako "najbardziej niedobrane małżeństwo, jakie można znaleźć nie tylko w Polsce, ale chyba na całym świecie". Teofila Pytko była uosobieniem chłopskiej witalności, w którą wplątała niezwykle wrażliwego i subtelnego artystę, jakim był niewątpliwie Wyspiański. Młody malarz i poorana dziobami, po przebytej ospie Teofila, nie wydawali się najlepiej dobraną parą. Poeta rozczarowany przeintelektualizowanymi dziewczynami z tzw. towarzystwa poszukiwał zdrowej kobiety, a zarazem opiekunki. Zarażony syfilisem dostrzegał, że ta okrutna choroba zżera mu ciało i umysł. Poszukiwał też zdrowej matki dla przyszłego potomstwa. Nie poślubił swej Teośki na pokaz, ani też z racji tymczasowej namiętności. Wydaje się, że ją kochał. Nie szukał towarzyszki życia do uczonych estetyzujących dysput, lecz szczerej, prostej i troskliwej kobiety. Ponadto zawsze wielbił damskie ciało, równie mocno jako artysta, a przede wszystkim jako mężczyzna. Nieraz w tej mierze pytał kolegów artystów: "czy widzieli kiedykolwiek piękniejszą kolumnę, niż żywy tors kobiecy".

Małżeństwo trwało siedem lat, aż do śmierci wieszcza. Swoją trójkę dzieci i nieślubnego syna Teośki kochał do szaleństwa.

W roku 1894, po pobycie w Paryżu, Wyspiański wracał do Krakowa. Jego przyjaciele i krewni wiedzieli o jego dość swobodnym życiu w nadsekwańskiej stolicy Francji. Mehoffer zaniepokojony rozwiązłym trybem życia przyjaciela pisał do Krakowa: "Wyspiański znów w kłopotach z powodu swoich rozgałęzionych stosunków z kobietami". Kraków poecie wydawał się stęchłym miastem, któremu ton nadawało skostniałe Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych - złożone z wielbicieli nie tak dawno zmarłego Jana Matejki (zm. 1893), którego twórczość dawano za wzór. Tymczasem w Paryżu Wyspiański zasmakował w najnowszych prądach artystycznych, które nijak miały się do dzieł Matejki. W Krakowie awangarda artystyczna była poczytywana za coś najgorszego.
Zagubiony psychicznie, Stanisław Wyspiański szukał gorącego wsparcia u ciotki - Joanny Stankiewiczowej, przez którą poznał niejaką Teośkę Pytkówną - służącą z nieślubnym dzieciakiem. Pochodziła z niedużej wsi Konary, gdzie bieda zmusiła ją do pracy w mieście, jak w owym czasie mawiano "za służbą". Była analfabetką, o prostych chłopskich rysach. Dziecko "zrobił jej" pan domu, albo jego synalek. Sama nie wiedziała kto, a w tamtych latach panowie domu i pierworodni synowie "folgowali swym chuciom", używając do seksualnych celów służące. Po czym taką dziewczynę "o złej opinii" rzecz jasna zwalniano z roboty, rzadko wyposażając finansowo.
Teośka z bękartem powróciła do Konar. Grzech był aż za bardzo widoczny, a dziecko nieślubne było wstydem dla panny. Dokładnie nie wiemy, gdzie Wyspiański poznał Teośkę. Niektórzy przyjaciele artysty twierdzili, że była pomocnicą murarską, gdy artysta wykonywał polichromię w kościele Franciszkanów w Krakowie. Jednak najbardziej prawdopodobne wydaje się, że poznał się z nią nieco bliżej u swojej ciotki Stankiewiczowej, która - znając ją uprzednio - przygarnęła tę "dziewczynę z dzieckiem" do siebie. To potwierdzała zawsze rodzina artysty.
Po zapoznaniu się z Teosią poeta przez kilka lat spotykał się z nią potajemnie, zapewne nie myśląc o ożenku. Przecież w tym samym czasie platonicznie kochał się w Marii Waśkowskiej, z którą znał się od wczesnego dzieciństwa. W roku 1898 Maria wyszła za mąż. Wyspiański wyjechał do Konar, do Teofili. Nadmieńmy, że w roku 1896 z tego "występnego związku" przyszła na świat Helenka, zaś trzy lata później Mieczysław. W chwili urodzenia ich drugiego dziecka Teofila zameldowana była przy ulicy Szlak nr 23, gdzie jako ojciec rodziny zameldowany był także Wyspiański. Razem z dziećmi artysty chowało się nieślubne dziecko Teofili - syn Teodor, który przyszedł na świat w roku 1892. Artysta usynowił go, co znalazło odbicie w księgach metrykalnych kościoła św. Mikołaja w Krakowie. Zresztą formalnościami nigdy się nie przejmował, co też zaważyło na jego kościelnym ślubie. Razem z Teofilą mieszkali na terenie należącym do parafii św. Floriana w Krakowie (kiedyś na Kleparzu).
6 września 1900 roku w kancelarii parafialnej św. Floriana Stanisław Wyspiański wypełnił "protokół pytań zadanych zabierającym się do stanu małżeńskiego". W rubryce, która brzmiała: "Czy byłem chrzestnym ojcem dzieci swojej narzeczonej przy chrzcie i bierzmowaniu" - Wyspiański napisał "nie", mimo że trzymał do chrztu swoje pierwsze dziecko - Helenkę. Prawo kanoniczne powiadało wówczas o tak zwanym braterstwie duchowym, uniemożliwiającym ze względu na odpowiednie kościelne kanony zawarcie związku małżeńskiego z matką własnego dziecka. Prawda szybko wyszła na światło dzienne. Tym samym ślub zawarty - 18 września - w kolegiacie św. Floriana pomiędzy Stanisławem Wyspiańskim i Teodorą Teofilą Pytko był "ipso facto" nieważny. A świadkami na tym pamiętnym ślubie byli: wuj poety Kazimierz Rogowski i Włodzimierz Tetmajer. Dzień wspominał przyjaciel poety, znakomity historyk, Adam Chmiel: "Wieczorem 18 września 1900 r., gdy siedziałem w cukierni, przyszedł Wyspiański i siadłszy przy stoliku, wyciągnął prawą rękę i pokazując obrączkę ślubną na palcu, rzekł: Dzisiaj był mój ślub. Uścisnąłem podaną mi dłoń, jako życzenia. Nie pytałem go: z kim, w którym kościele itp., wiedząc z pożycia z Wyspiańskim od roku 1897, że podobnych pytań, dotyczących jego spraw osobistych, nie znosił, lub nawet na nie nie odpowiadał i od tak ciekawskich ludzi stronił. Oczywiście o zamiarze ślubu nie wiedziałem - jak nie wiedzieli inni".
Wobec trudności kanonicznych, unieważnienia ślubu kościelnego przez kłamstwo protokolarne, Wyspiański napisał podanie o udzielenie przez biskupa Jana Puzynę, ordynariusza diecezji krakowskiej, dyspensy na odbycie drugiego ślubu.
Biskup Jan Puzyna pismem z dnia 10 listopada 1900 roku, skierowanym na ręce proboszcza kościoła św. Floriana, ks. Jana Krukowskiego, stwierdza, że zwalnia: "Stanisława Wyspiańskiego i Teodorę Teofilę Pytkównę, Twoich parafian, którzy zaniedbawszy to zgłosić, z przeszkodą pokrewieństwa duchowego w obliczu Kościoła w dobrej wierze małżeństwo zawarli, od wszelkich zastrzeżeń, wyroków i kar, jeśliby pod nie podpadali". Puzyna stwierdzał dalej: "Udzielamy dyspensy, o ile niewiasta nie była przez nikogo porwana, tak że na nowo wobec Ciebie lub Twego Wikarego i dwóch świadków, jednak przy zamkniętych drzwiach kościoła i z pominięciem ogłoszeń zapowiedzi, w małżeństwie, które nieprawnie zawarli, prawnie pozostają, a potomka z nich poczętego, jeśli taki jest i w przyszłości ma być, niniejszym na prawego łoża ogłaszamy".
Ponowny ślub artysty z Teofilą odbył się 17 listopada 1900 roku, przy zamkniętych drzwiach kościelnych, w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Floriana. Tym razem świadkami byli zakrystianin Wojciech Lupa i kościelny Paweł Piątek.
Małżeństwo trwało siedem lat, aż do śmierci Wyspiańskiego. Swoją trójkę dzieci i nieślubnego syna Teośki kochał do szaleństwa. Nareszcie miał rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Jednakże i w tej mierze los okazał się okrutny. Postępująca od roku 1902 choroba zaważyła na jego życiu. Na nic zdały się kuracje w Austrii - lekarze zabronili mu opuszczać dom. Malował swoje pejzaże z okien pracowni przy ul. Szlak 55. Wkrótce już nie mógł utrzymać pasteli w rękach. Rany ropiały, odnawiając się nieustannie. Syfilis zrobił swoje. Wysłano go do prywatnej lecznicy psychiatrycznej doktora Karola Żuławskiego. Tutaj podano mu lit, który przyspieszył - jak dzisiaj wiemy - koniec artysty. Tymczasem Teośce kończyła się cierpliwość w pielęgnowaniu umierającego męża. Coraz częściej sięgała też do ulubionego napoju: spirytusu ze śmietanką. Gdy 28 listopada Wyspiański umarł, Teodora przez kilka miesięcy nosiła żałobę, ale wkrótce wyszła za mąż za młodszego od siebie kilka lat chłopa Wincentego Waśkę. Wraz z mężem miała tylko jedną rozrywkę - picie alkoholu. To dlatego odebrano jej prawo do opieki nad dziećmi.
Dobrze znający Wyspiańskiego prof. Michał Siedlecki tak w roku 1936 pisał o tym małżeństwie:
"...żona jego była to prosta wiejska kobieta bez wykształcenia. Duża, mocno zbudowana, lubiąc się pięknie po krakowsku wystroić, robiła wrażenie ogólnie mocnej baby wiejskiej. Nieraz słyszałem, jak ludzie z podziwem wyrażali się o tym, że Wyspiański, tak delikatny i łagodny, wziął sobie jako towarzyszkę mocną, wielką kobietę, zupełnie odmiennego typu niż sam reprezentował. Trudno się wdawać w analizę psychologiczną tego faktu. Być może Wyspiański tak dalece sam dla siebie stanowił środowisko i tak był mocny w swych myślach, że nie było mu potrzeba ani dzielenia się, ani też źródła myśli. Z drugiej strony trzeba jednak powiedzieć, że pani Wyspiańska umiała dużo pieśni ludowych i opowieści ludowych i zupełnie dobrze je opowiadała. Wyspiański nieraz słuchał jej całkiem nieładnego i nie uczonego, ale bardzo charakterystycznego głosu. Jestem pewien, że zdołał odczuć charakter naszego ludu w jego najmocniejszych cechach w znacznej mierze dzięki swej żonie".
"Cały Kraków załamywał ręce" po ślubie Wyspiańskiego z Teofilą, aczkolwiek znaleźli się i tacy, którzy starali się ten mariaż usprawiedliwiać. Współczesna tym wydarzeniom Aleksandra Cechówna pisała w swoim pamiętniczku: "Ale nie będąc wielką zwolenniczką pisarza i poety, przed człowiekiem biję czołem (...). Ileż jest mężczyzn mających stosunki z różnymi kobietami mającymi z nimi dzieci, a jednak czyż prawie zawsze tak się nie dzieje, że panowie zaspokoiwszy swoją namiętność, zapominają później o swoich kochankach, a względem dzieci nie poczuwają się do żadnego obowiązku? Inaczej Wyspiański, mając dzieci ze swą kochanką czy czymś podobnym, doszedł do wniosku, że powinien się z nią ożenić (...). Ale jemu chodziło o dzieci, chodziło mu o to, ażeby gdy nie mógł zostawić im majątku, zostawił im przynajmniej imię (...)".
Jeszcze w roku 1937 R.J. Kubiński na łamach "Tygodnika Ilustrowanego" pisał o tym małżeństwie: "...to, co zrobił Wyspiański, może uchodzić za wyjątek nie mający sobie równego. Kto jednak odczuł naturę poety dumną i wzgardliwą wobec tłumu pseudointeligentów (...) zamknięcie duszy przed ciekawymi natrętami, ten zrozumie, że twórca Legionu nie mógł wziąć za żonę jednej z tych panien balowych, które w swej pewności siebie chciałyby grać rolę Kaliopy i wtrącać się w zamiary i poczynienia twórcze drażliwego poety. Ta myśl o opiekuńczej muzie mogła Wyspiańskiego napawać grozą i wstrętem. (...) A może patrzył już na rzeczy ludzkie z drugiego brzegu. Może mu było wszystko jedno - kto zacz i dlaczego".
Michał Rożek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski