Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podzielili gminę, gdy wójt wyjechał na wakacje

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Alfred Maracha był wójtem Pałecznicy w latach 1991-98
Alfred Maracha był wójtem Pałecznicy w latach 1991-98 Fot. Aleksander Gąciarz
Rozmowa. Z ALFREDEM MARACHĄ, pierwszym wójtem reaktywowanej 25 lat temu gminy Pałecznica o jej początkach.

- Mógł Pan zostać szefem gminy nie 25, a już 44 lata temu.

- W 1972 roku otrzymałem od przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej w Proszowicach, pana Gruszki, propozycję objęcia funkcji naczelnika gminy Pałecznica. Kilka dni później wpłynął jednak do Powiatowego Komitetu PZPR anonim. Jego autor napisał, że jestem człowiekiem mocno wierzącym, posyłam dzieci do komunii, prowadzę księdza pod baldachimem, a pod domem mam figurkę Matki Boskiej. Uznano, że taki człowiek nie może być naczelnikiem.

- Trzy lata później samodzielna gmina Pałecznica zniknęła z mapy.

- Tak, została połączona z Racławicami. Tam była gmina Racławice-Pałecznica, a u nas powstała z kolei Gminna Spółdzielnia Pałecznica Racławice. Zostałem w niej wiceprezesem do spraw handlu, a po 10 latach prezesem.

- To ważne w kontekście późniejszych wydarzeń, bo wkrótce potem zapadła decyzja o budowie obiektu, który z czasem stał się siedzibą gminy.

- W Radzie Nadzorczej GS większość mieli przedstawiciele Pałecznicy, bo mieliśmy więcej mieszkańców niż Racławice. I ta Rada zdecydowała, by zbudować w Pałecznicy obiekt wielofunkcyjny, w którym na parterze mieściłby się sklep z artykułami do produkcji rolnej, a na piętrze miały się znajdować biura GS. Budowa zaczęła się w 1988 roku na działce, na której wcześniej znajdowała się stara remiza i sklep spożywczy.

Fundamenty wykopaliśmy w czynie społecznym. Gdy w czasie budowy zabrakło nam pieniędzy, zaciągnęliśmy dwa kredyty. Cały czas mieliśmy nadzieję, że do Pałecznicy wróci Urząd Gminy. Nie było jednak budynku, w którym mógłby on funkcjonować. Dlatego sprowokowałem Radę Nadzorczą do tego, by zobowiązała mnie, jako prezesa, do wybudowania II piętra. Fundamenty budynku były bardzo solidne i nie byłoby problemu z dobudową kolejnej kondygnacji, ale nie mieliśmy pozwolenia. Postanowiliśmy działać szybko. Rada Nadzorcza podjęła uchwałę o podwyższeniu budynku i drugie piętro szybko zostało dobudowane.

- Nikt nie zaprotestował?

- Przyjechał na miejsce inspektor nadzoru i jak to zobaczył, bardzo nas zbeształ. Ja powiedziałem, że mnie do tego zobowiązała rada. Wkrótce potem wezwał mnie na rozmowę szef Rejonowego Związku Gminnych Spółdzielni w Miechowie, dr Wiesław Pajda. Kazał mi przyjechać do siebie z członkami Rady Nadzorczej. Pojechaliśmy we czwórkę. Tam też na nas nakrzyczał za samowolę, ale ja się zobowiązałem, że w ciągu dwóch miesięcy dostarczę kosztorys i wszystkie pozwolenia. I słowa dotrzymałem. Zrobiliśmy dokumentację II piętra i wysłaliśmy do Urzędu Wojewódzkiego, by wydali pozwolenie. Wszystko udało się załatwić i zawiozłem te dokumenty do dr Pajdy. On spojrzał na mnie z góry - był bardzo wysoki - i powiedział, że nie spodziewał się, że mi się uda. Potem mnie jeszcze przeprosił za swoje wcześniejsze wybuchy.

- Były zatem pomieszczenia dla Urzędu Gminy, ale nie było gminy.

- W 1990 roku odbyły się powszechne wybory do Rady Gminy Racławice-Pałecznica. Wójtem został Stanisław Miętus, a ja zostałem społecznym wicewójtem. Miałem co najmniej raz w tygodniu pełnić dyżur w Urzędzie Gminy i przyjmować interesantów.

- Aż pewnego dnia wójt wyjechał na urlop...

-- Akurat zaraz po jego wyjeździe przyjechał Racławic dyrektor Szostak z Urzędu Wojewódzkiego, który sprawował opiekę nad kilkoma gminami w tym naszą. Powiedział, że istnieje możliwość rozłączenia się gmin. Tak stało się wtedy w przypadku Nagłowic i Oksy.

- A były wtedy takie oddolne dążenia?

- I to od długiego czasu. Jeszcze w 1982 roku Gminna Rada Narodowa podjęła uchwałę w tej sprawie, ale ona nie weszła w życie. Trafiła do szuflady. Mimo to nadzieja ciągle żyła i po rozmowie z dyrektorem Szostakiem odżyła. Szybko zadzwoniłem o przewodniczącego Rady Gminy, Stanisława Szczęsnego, który mieszkał w Pieczonogach i przystąpiliśmy do działania. Wśród mieszkańców zrobiliśmy referendum. Na zebraniach wiejskich pytaliśmy, czy chcą rozdzielenia gmin. W czasie tych spotkań 54,5 procent opowiedziało się za podziałem.

Były też inne głosy. Jedni chcieli pozostać z Racławicami, inni chcieli się łączyć z Radziemicami. Większość chciała jednak utworzenia odrębnych gmin Pałecznica i Racławice. Szybko przygotowaliśmy projekt uchwały, a przewodniczący zadzwonił do wójta, żeby przyjechał z urlopu na sesję. Nie powiedzieliśmy mu jednak, o co chodzi. Gdy przyjechał, pokazaliśmy mu porządek obrad. Był bardzo zaskoczony. Powiedział, że gdyby wiedział, iż jest punkt o podziale gminy, nie przyjechałby na sesję. On był temu przeciwny.

- Musieliście działać bardzo szybko. Przecież wójt na urlopie był pewnie dwa tygodnie.

- Spieszyliśmy się, żeby zdążyć, zanim wróci. Wiedzieliśmy, że będzie niezadowolony, będzie chciał wpłynąć na radnych, by nie poparli tego pomysłu. Zdawał sobie sprawę, że po rozdzieleniu raczej wójtem nie będzie, co się zresztą później potwierdziło. Ale uchwała została podjęta. Radni z części racławickiej też byli za, bo było ich w Radzie Gminy mniej i często zapadały decyzje dla nich niekorzystne.

Gdy uchwała trafiła Urzędu Wojewódzkiego, ten wysłał komisję, żeby sprawdziła, gdzie gmina ma się mieścić. Zaprowadziłem ich na II piętro naszego budynku, które było w surowym stanie. Interesowali się, skąd weźmiemy pieniądze na wykończenie, ale wójt Miętus przeznaczył na to pieniądze i ekipa z Gminnej Spółdzielni wykonała prace wykończeniowe. 4 kwietnia 1991 roku uchwała o rozdzieleniu gmin weszła w życie, a 20 kwietnia odbyła się pierwsza sesja naszej rady.

- Został pan wybrany wójtem. Byli jacyś rywale?

- Tak. Kandydował pan Szczęsny, przewodniczący Rady Gminy jeszcze w Racławicach i Edward Fryt, późniejszy prezes Ekorolu.

- Julian Kowalski wspominał, że dokumenty i meble przewoziliście z Racławic własnym sprzętem.

- Gdy w 1975 roku zlikwidowano Gromadzką Radę w Pałecznicy, dokumenty i meble zostały przewiezione do Racławic. My to potem przewoziliśmy z powrotem, również tym słynnym świńskim wózkiem. Nikt wtedy się tym specjalnie nie przejmował i niektóre dokumenty fruwały po polach.

- Nowa gmina zaczęła funkcjonowanie od tego, że pobrała nienależny milion złotych subwencji.

- To się stało nieświadomie, ale tak było. Na początku 1992 roku przyszło pismo z żądaniem, by pieniądze zwrócić. Napisaliśmy jednak wniosek o umorzenie tej kwoty. Podkreśliliśmy, że jesteśmy nową, biedną gminą, a pieniądze wydaliśmy na budowę dróg. Należność została umorzona. Umorzono nam również dwie pożyczki po pół miliona złotych, jakie Gminna Spółdzielnia zaciągnęła na budowę budynku w Pałecznicy.

- Jednym z pierwszych przedsięwzięć była budowa wodociągu.

- Wiedzieliśmy, że dysponujemy bardzo wydajnym źródłem wody głębinowej i chcieliśmy zbudować ujęcie i wodociąg wspólnie z Proszowicami i Racławicami. Ale ani burmistrz Proszowic, ani wójt Racławic nie przyjechali na nasze zaproszenie. Wtedy zaproponowaliśmy współpracę gminie Skalbmierz. Wspólnie zbudowaliśmy ujęcie i wieżę ciśnień. Udało nam się na to zdobyć dotację z fundacji Marii Stoltzman i od wojewody. Z czasem zaopatrzyliśmy z tego ujęcia wszystkie 14 wsi w naszej gminie, 13 wsi w gminie Skalbmierz i pięć z gminy Kazimierza Wielka. Z kolei na budowę remizy w Pieczonogach część pieniędzy przydzielił nam pochodzący z Charsznicy komendant główny Państwowej Straży Pożarnej gen. Feliks Dela.

- Powstała też nietypowa, bo oddalona kilkaset metrów od szkoły sala gimnastyczna. Gdy tu przyjechałem pierwszy raz, bardzo się dziwiłem, czemu sala stoi w polach, a szkoła jest zupełnie gdzie indziej.

- Kupiliśmy działkę pod budowę sali i szkoły. Takie było założenie. Istniejąca szkoła była bardzo stara i wiadomo było, że trzeba będzie ją zastąpić nową. Dlatego kupiliśmy działkę, postawiliśmy salę, a później, już nie za mojej kadencji, powstała nowa szkoła.

- Zanim Pan przestał być wójtem w 1998 roku, przyjął Pan do pracy Marcina Gawła, swego obecnego następcę.

- Miał się zajmować sprawami komunikacji. Był świeżo po studiach na Akademii Rolniczej, złożył podanie i został przyjęty. Jakiś czas później w Tarnowie odbyło się spotkanie wszystkich wójtów, na którym mieliśmy odebrać, jako gmina, nagrodę za wykonanie systemu przydomowych oczyszczalni ścieków. Ponieważ ja z jakichś powodów nie mogłem jechać, wysłałem Marcina. I dobrze się złożyło, bo on tam poznał wójta, który był jego rówieśnikiem. Być może pomyślał, że skoro inny może, to czemu nie on. I wkrótce tak się stało. Rada Gminy odwołała z funkcji Stanisława Miętusa, który był krótko wójtem po mnie, a powołała na to stanowisko Marcina Gawła, który jest wójtem do dzisiaj.

- Patrząc z perspektywy czasu, warto było chyba się oddzielić od Racławic.

- Na pewno było warto. Zwłaszcza teraz to widać, gdy środki europejskie dają ogromne możliwości, a nasz wójt potrafi o nie skutecznie zabiegać. Dzięki temu gmina jest taka, jaka jest. Czytałem niedawno, że pod względem pozyskiwania tych pieniędzy jesteśmy na 131 miejscu w Polsce. To bardzo wysoko.

- Wspomnijmy jeszcze o zmianie przynależności administracyjnej, bo przecież do 1998 roku Pałecznica leżała w województwie kieleckim. Dopiero po wprowadzeniu powiatów znalazła się w Małopolsce.

- Gdy powstały powiaty, mieliśmy propozycję przyłączenia się do powiatu kazimierskiego i miechowskiego. Z Kazimierzą mieliśmy dobre relacje, z Miechowem zresztą też. Ale Proszowice były najbliżej. Zrobiliśmy referendum i 78 procent mieszkańców opowiedziało się za powiatem proszowickim. Żadnego dylematu więc nie było. Ludzie jasno określili, czego chcą i tak się stało.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski