Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pokażcie mi trenera, który ma same sukcesy

Rozmawiał Łukasz Madej
47-letni Robert Kasperczyk na stałe mieszka w Krakowie
47-letni Robert Kasperczyk na stałe mieszka w Krakowie fot. Wacław Klag
Rozmowa. 47-letni Robert Kasperczyk to były piłkarz Hutnika Kraków. Potem został trenerem, a najgłośniej zrobiło się o nim, kiedy z Podbeskidziem Bielsko-Biała wywalczył awans do ekstraklasy. Ostatnio rozstał się z Limanovią zaledwie po ośmiu kolejkach II ligi.

– Pana kariera to idealny przykład na to, jak zwariowana może być praca trenera.

– Zgadza się, raz na wozie, raz pod nim. Niech mi pan pokaże trenera, który ma same sukcesy. Praktycznie nie istnieje ktoś taki. Nie zawsze też trafi się w odpowiednim miejscu i czasie na odpowiednią grupę zawodników.

– Trzy lata temu, po awansie do ekstraklasy i świetnej grze w Pucharze Polski, był Pan ze swoim Podbeskidziem Bielsko -Biała na ustach całej Polski.

– Nie żyję przeszłością.

– Ciężko było wtedy twardo stąpać po ziemi?

– Nie rozumiem pytania.

– Udzielał Pan wywiadów największym gazetom, był gościem najpopularniejszych programów telewizyjnych.

– Ojejku, wraca pan do tak dalekiej przeszłości, że już o tym nie pamiętam.

– To jednak dziwne, że po rozstaniu z Podbeskidziem pracował Pan co najwyżej w II lidze.
– Ale jeździłem na rozmowy z I-ligowymi klubami.Popełniłem błąd, że podjąłem się zajęcia w Stali Rzeszów, bo po kilku kolejkach dostałem ofertę z Floty Świnoujście. Nad morzem chciano zrobić awans do ekstraklasy, a ja dobrze wiedziałem, jak w takiej sytuacji smakuje adrenalina. Nie zostałem jednak ze Stali puszczony. Poczułem się trochę oszukany.

– Ostatnio pożegnał się Pan z Limanovią. Czyja to decyzja?

– Zostawmy to.

– No dobrze, ale Ameryki nie odkryję, jak powiem, że praca w Limanowej potrwała dużo krócej niż Pan sobie zakładał.

– Być może nie bolałoby tak bardzo, gdyby te wygrane i zremisowany mecz były przeplatane pojedynczymi przegranymi, a nie przytrafiła się seria porażek. Problem na pewno jest szerszy.

- Czyli?

– Wiadome było, że zespół spadł i miał się odrodzić w III lidze. Po kilku tygodniach przygotowań otrzymaliśmy jednak od prezesa niespodziankę w postaci fuzji z Kolejarzem Stróże.

– Co wtedy robi trener?

– Dziękuje zawodnikom, którzy byli przewidziani do gry w III lidze i rozgląda się za takimi, którzy udźwigną ciężar II ligi. Stąd nazwiska choćby Urbańskiego, Mysiaka czy Wilka. Oni wtedy nigdzie nie pracowali albo jeździli po castingach. Cześć dotarła dopiero na obóz, który mieliśmy tydzień przed ligą. Jak widać, było w tym wszystkim trochę partyzantki.

– Nierówna gra to wypadkowa zamieszania z fuzją?

– Tak, chodzi przede wszystkim o przygotowanie fizyczne tych chłopaków. Akurat w lecie czas na to jest krótszy i jeżeli piłkarz go zaniedba, ciężko w trakcie rundy nadrobić. Meczami coś można, ale nie wszystko, poprawić. Poza tym chyba nie jest tajemnicą, że w Limanowej bazowe możliwości klubu są bardzo, żadnych szpil nie wbijając, skromne. Jeździliśmy po różnych miejscowościach. To był i jest problem. Zdawałem sobie jednak sprawę, w co się pakuję, więc jeśli miałbym mieć do kogoś pretensje, to do samego siebie. Nowy trener (Ryszard Wieczorek– przyp. ŁM) zderzy się z rzeczywistością, ale liczę, że prezes bardziej się ugnie niż to było w moim przypadku i jakąś płytę treningową z prawdziwego zdarzenia chłopakom załatwi.

– Telefon już dzwonił?
– Najpierw trzeba zamknąć formalnie jedną sprawę, bo jeszcze tak do końca nie rozliczyłem się w Limanowej. Nie wiem, co będzie teraz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski