Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pokazywanie języka

Redakcja
Bruno Miecugow

   WYMOWNIE SZANOWNY PANIE REDAKTORZE!
   Szybko zbliża się chwila naszego wejścia do Unii Europejskiej, na co jedni czekają z radością i niecierpliwością, inni zaś z niepokojem i obawami. Ci drudzy straszą nas nie tylko prorokowaniem wzrostu cen, przechodzeniem ziemi w obce ręce i innymi plagami na miarę tych biblijnych, które Mojżesz sprowadził na Egipcjan, ale też - a często przede wszystkim - widmem utraty naszej tożsamości narodowej.
   Pomijam już całą absurdalność tych obaw, bo każdemu wolno bać się tego, czego obawiać się lubi, dziwię się jednak, że strażników naszej tożsamości nie przeraża ani nawet nie niepokoi zjawisko, które jest o wiele groźniejsze niż członkostwo w UE. Przecież jednym z głównych elementów tożsamości każdego narodu jest jego język - a cóż dzieje się teraz z polszczyzną?!
   W tym miejscu spodziewa się Pan zapewne tradycyjnej już porcji utyskiwań na zaśmiecanie polskiego języka wtrętami anglosaskimi, obrzydliwymi kalkami językowymi z angielszczyzny, albo też biadań nad wulgaryzmami, które rozpanoszyły się (można by rzec - za...!) w potocznej mowie, a zwłaszcza wśród młodego pokolenia. To rzeczywiście chwasty i śmieci, ale teraz nie o to mi chodzi. Chciałbym zwrócić uwagę na innego rodzaju niechlujstwo językowe, na które mało kto i rzadko kiedy reaguje. A szkoda, bo ono czyni naszą mowę brzydką i kaleczy ją równie skutecznie, jak wulgaryzmy czy amerykanizmy, a przy tym jest zaraźliwe bardziej niż SARS lub ptasia grypa. Rzecz w tym, że czystość polszczyzny polega nie tylko na tym, jakimi słowami się posługujemy, ale również zależy od tego, jak tych słów używamy.
   Weźmy na początek kwestię wymowy. Nie będę się tu czepiał tych, którzy zwykli mówić: chodzom, robiom itp., lekceważąc fakt istnienia w naszym języku samogłosek nosowych. Tak mówi spora część ludu polskiego i gotów jestem pogodzić się z tym. Nie potrafię jednak pojąć, z jakiego powodu (bo przecież nie z głodu) moi rodacy zjadają spółgłoskę "ł". Nie wymagam od nikogo, by wymawiał ją tak, jak to robili aktorzy starej daty - ale żeby tak całkiem ją pomijać?! No i słyszy się zdania dziwacznie brzmiące: "Pojechał sużbowo do Supska po aparaty suchowe, ale niedugo wróci". Tak mówią nie tylko tzw. zwyczajni ludzie, ale nawet ci, dla których język jest narzędziem uprawianego przez nich zawodu, poczynając od prezenterów telewizyjnych, a na czołowych politykach kończąc.
   Druga sprawa to zjawisko, które nazwałbym słowną rozrzutnością. Dlaczego ludzie zamiast prostego "dziś" lub "dzisiaj" wolą mówić "na dzień dzisiejszy" albo nie wystarczy im powiedzenie, że coś się wydarzyło, np. w grudniu, lecz muszą powiedzieć, że w miesiącu grudniu? Niedługo pewnie będzie się słyszało zdania: "Nad rzeką Wisłą stało drzewo wierzba, na gałęzi siedział ptak gołąb, który uciekł przed zwierzęciem kotem".
   Modne są też rozbudowane konstrukcje słowne. Dziennikarz zamiast zapytać po prostu np.: "Czy pan poseł nie głosował wczoraj na dwie ręce?" - woli powiedzieć: "Czy to nie jest tak, że pan..." itd. A polityk zamiast odpowiedzieć: "Dziennikarz nie powinien powtarzać plotek", mówi: "Nie może być tak, żeby dziennikarz..." itd. Aż się prosi stwierdzenie, że i dziennikarze, i politycy lubieją gadać, ale nie umią.
   Kolejna kwestia to używanie słów całkowicie niezgodnie z ich pierwotnym znaczeniem. Najlepszym przykładem może tu być filozofia. Dawniej wiadomo było, że jest to specyficzna gałąź wiedzy, dość trudnej zresztą i dlatego nie dla wszystkich dostępnej. A dzisiaj... pardon! - na dzień dzisiejszy filozofią zajmują się wszyscy, jak Polska długa i szeroka. Słyszymy więc i czytamy, że np. policja zmienia filozofię walki z przestępczością, że Agencja Rynku Rolnego ma złą filozofię skupu wieprzowiny, że minister powinien poprawić filozofię ochrony zdrowia, a wicepremier Pol ma fatalną filozofię budowy autostrad. Nawet sportowcy mają rozmaite filozofie treningu, a każdy związek zawodowy - własną filozofię obrony praw pracowniczych. Takie określenia jak metoda, sposób, koncepcja, podejście do zagadnienia itp. poszły w niepamięć. Wszyscy jedynie filozofują.
   Tadeusz Boy-Żeleński swoją "Pieśń o mowie naszej" zakończył stwierdzeniem: "Jaki język - taki Naród!". Jeśli miał rację to nasz naród traci nie tyle tożsamość, ile urodę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski