Wygraliśmy natomiast rywalizację w zakresie czarnego public relations, świadomie posyłając do Rio zatwardziałych koksiarzy-ciężarowców - braci Zielińskich. Światowe agencje i tabloidy karmiły się informacją o wyganianiu z olimpijskiej wioski barbarzyńców z Polski, epatując odbiorców poetyką wyrzucania Adama i Ewy z Edenu. Zaprzysiężeni w Polskim Komitecie Olimpijskim cwani braciszkowie spod Torunia, od wielu lat wodzili za nos kontrolerów komisji antydopingowej, przy pełnej świadomości ich nieprawości ze strony najwyższych władz federacji. Jest zatem o czym rozprawiać i wyciągać wnioski.
Nie inaczej z katastrofą, jaka stała się udziałem naszych mało dzielnych mężów, wracających z igrzysk na tarczy, z pustą sakwą na medale! Nawet uchodzący za niepokonanego herosa - młociarz Fajdek, pofajdał się już w eliminacjach, podobnie domagający się (po mistrzostwach Europy, nikło obsadzanych w br.) zwiększonej porcji dziennikarskich hołdów - średniak Kszczot. Niektórzy łże-publicyści starają się robić ludziom wodę z mózgu, perorując o ekwiwalentnej wartości medalików zdobytych przez nasz fraucymer, czyli żeńską odnogę olimpijskiej ekipy. Błąd! Wyczyn żeński na świecie, tak naprawdę, rozwija się tam, gdzie na równouprawnienie płci i prawa obywatelskie pozwalają religia i panujący ustrój; a z tym w wielu częściach świata są poważne kłopoty. Tu konkurencja wciąż jest mało poważna. Z całym szacunkiem do klasy Anity Włodarczyk, umiejętność miotania młotem przez kobiety, wynaleziona na Wyspach Brytyjskich, zalicza się do sportu głęboko niszowego, prawie nieznanego.
Raz jeszcze zawiodły w olimpijskiej próbie reprezentacje w grach zespołowych: siatkarska i szczypiorniakowa, przedwcześnie „skazywane” na wdrapanie się na podium. I w tym przypadku otwiera się droga do rozłożenia na czynniki pierwsze problemu roli zagranicznych trenerów w realizowaniu najwyższych celów sportowych kadr narodowych. Jest dosyć przykładów personalnych, z których można wywieść racjonalne konstatacje i wnioski na przyszłość. Nie mam uprzedzeń do obcokrajowców, ale casus polskiego basketu męskiego, systematycznie dołowanego, za sprawą uporczywego oddawania kadry w ręce przedstawicieli rozmaitych nacji, mówi dostatecznie wiele.
Lozano, Anastasi, Antiga w siatkówce, Biegler i Dujszebajew w piłce ręcznej… byli w stanie wyszykować najwyższą sprawność fizyczną podopiecznych, ale ducha zwycięzców olimpijskich mogą im zaaplikować jedynie trenerzy o osobowościach i paszportach Huberta Wagnera czy Janusza Czerwińskiego! Otwieram dyskusję…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?