Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy, nic się nie stało?!

Ryszard Niemiec
Preteksty. Zaskakująco słabo wybrzmiewają poolimpijskie echa w naszym kraju, mimo, że jest o czym mówić i pisać… Problemów do analizy jest sporo, a na ich czoło wysuwa się, niestety, konieczność rozpoznania przyczyn ześlizgnięcia się reprezentacji Polski (w kwalifikacji medalowej i punktowej) w okolice zarezerwowane dla krajów nazywanych niegdyś „trzecim światem”.

Wygraliśmy natomiast rywalizację w zakresie czarnego public relations, świadomie posyłając do Rio zatwardziałych koksiarzy-ciężarowców - braci Zielińskich. Światowe agencje i tabloidy karmiły się informacją o wyganianiu z olimpijskiej wioski barbarzyńców z Polski, epatując odbiorców poetyką wyrzucania Adama i Ewy z Edenu. Zaprzysiężeni w Polskim Komitecie Olimpijskim cwani braciszkowie spod Torunia, od wielu lat wodzili za nos kontrolerów komisji antydopingowej, przy pełnej świadomości ich nieprawości ze strony najwyższych władz federacji. Jest zatem o czym rozprawiać i wyciągać wnioski.

Nie inaczej z katastrofą, jaka stała się udziałem naszych mało dzielnych mężów, wracających z igrzysk na tarczy, z pustą sakwą na medale! Nawet uchodzący za niepokonanego herosa - młociarz Fajdek, pofajdał się już w eliminacjach, podobnie domagający się (po mistrzostwach Europy, nikło obsadzanych w br.) zwiększonej porcji dziennikarskich hołdów - średniak Kszczot. Niektórzy łże-publicyści starają się robić ludziom wodę z mózgu, perorując o ekwiwalentnej wartości medalików zdobytych przez nasz fraucymer, czyli żeńską odnogę olimpijskiej ekipy. Błąd! Wyczyn żeński na świecie, tak naprawdę, rozwija się tam, gdzie na równouprawnienie płci i prawa obywatelskie pozwalają religia i panujący ustrój; a z tym w wielu częściach świata są poważne kłopoty. Tu konkurencja wciąż jest mało poważna. Z całym szacunkiem do klasy Anity Włodarczyk, umiejętność miotania młotem przez kobiety, wynaleziona na Wyspach Brytyjskich, zalicza się do sportu głęboko niszowego, prawie nieznanego.

Raz jeszcze zawiodły w olimpijskiej próbie reprezentacje w grach zespołowych: siatkarska i szczypiorniakowa, przedwcześnie „skazywane” na wdrapanie się na podium. I w tym przypadku otwiera się droga do rozłożenia na czynniki pierwsze problemu roli zagranicznych trenerów w realizowaniu najwyższych celów sportowych kadr narodowych. Jest dosyć przykładów personalnych, z których można wywieść racjonalne konstatacje i wnioski na przyszłość. Nie mam uprzedzeń do obcokrajowców, ale casus polskiego basketu męskiego, systematycznie dołowanego, za sprawą uporczywego oddawania kadry w ręce przedstawicieli rozmaitych nacji, mówi dostatecznie wiele.

Lozano, Anastasi, Antiga w siatkówce, Biegler i Dujszebajew w piłce ręcznej… byli w stanie wyszykować najwyższą sprawność fizyczną podopiecznych, ale ducha zwycięzców olimpijskich mogą im zaaplikować jedynie trenerzy o osobowościach i paszportach Huberta Wagnera czy Janusza Czerwińskiego! Otwieram dyskusję…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski