Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polak ucieka w szarą strefę, bo fiskus dociska i gnębi

ZBIGNIEW BARTUŚ
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
Zupełnie nowe podejście do systemu podatkowego - "z punktu widzenia przedsiębiorcy i podatnika, a nie poborcy podatków" - zapowiada Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki.

Fot. Archiwum

KONTROWERSJE. Co czwarta firma w Małopolsce zatrudnia ludzi na czarno lub unika płacenia części podatków. Resort gospodarki uważa, że jest tak z powodu złego prawa i represyjnych działań skarbówki.

- Urzędy skarbowe mają być przyjaciółmi podatników, pomagać w rozwijaniu skrzydeł. Od ścigania przekrętów są izby skarbowe - mówi nam wicepremier Piechociński. Przyznaje przy tym, że na razie w rządzie zwycięża optyka ministra finansów, który ,,dociska podatników".

"Polak podatkowo niemoralny" - przeczytaj komentarz autora >>

- To zrozumiałe, bo w budżecie brakuje pieniędzy, ale on nakłada nowe obowiązki i sięga po pieniądze tych, którzy płacą podatki i składki. Skutki są odwrotne od zamierzonych: firmy i pracownicy uciekają do szarej strefy, dochody budżetu maleją. Chcę odwrócić trend. Bezczelnie przedstawię własny projekt Ordynacji podatkowej. Mam poparcie prezydenta RP - zapewnia Janusz Piechociński. Dodaje, że prace nad projektem winny się zakończyć do końca tego roku. - Polacy muszą w końcu zacząć zarabiać, a jak zaczną, to i budżet skorzysta - uważa.

Niepokoi go rozkwit szarej strefy w budownictwie i usługach remontowych, ogrodnictwie i rolnictwie, handlu, hotelarstwie i gastronomii, a także na rynku korepetycji i opieki nad dziećmi. Przez lata nieoficjalna gospodarka malała, ale od zeszłego roku znów rośnie. Powodem są nie tylko mniejsze zyski firm, ale i działania państwa: podnoszenie podatków oraz płacy minimalnej, objęcie składkami ZUS wszelkich umów i zaostrzenie kontroli firm.

Fiskus szuka pieniędzy na pokrycie rosnących wydatków, m.in. na emerytury. - Sięgnął głębiej do naszych kieszeni, nie tylko podnosząc podatki, ale i likwidując ulgi, "porządkując" i "uszczelniając" system, a także zamrażając progi podatku PIT - zwraca uwagę Łukasz Pokrywka, wiceprezes krakowskiego Instytutu Kościuszki.

Według raportów OECD, Polska należy do krajów, w których obciążenia podatkowe rosną ostatnio najsilniej. A resort finansów zapowiada dalsze dociskanie śruby i "uszczelnianie". - Jeśli państwo będzie stawiać przedsiębiorców pod ścianą, straci źródło dochodów, a firmy zamiast zatrudniać pracowników, będą ich zwalniać - mówi krakowianin Rafał Kunaszyk z Inicjatywy Firm Rodzinnych.

W Polsce od ponad roku maleją wpływy budżetu państwa, przy jednoczesnym (słabym, ale jednak) wzroście PKB. To znaczy, że ludzie ukrywają dochody. W szarej strefie powstaje ponad jedna czwarta PKB. To o wiele mniej niż w Zimbabwe (65 proc.) czy Rosji (50 proc.), ale dużo więcej niż w Czechach, Słowacji i "starej" Unii (13 proc.).

- Praca na czarno, materiały bez VAT-u to w budowlance coraz częstsze zjawisko. Nie tylko osłabia wpływy do budżetu państwa, ale i wyniszcza uczciwe firmy, które stają się "za drogie" - mówi z naciskiem Bogdan Porzęcki, dyrektor Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa. Księgowi obsługujący setki podkrakowskich firm mówią nam, że unikanie VAT i płacenie "pod stołem" stało się w niektórych branżach normą. Według ich obserwacji, w budowlance robi to dwie trzecie firm. Aż 40 proc. krakowskiego rynku usług noclegowych może należeć do szarej strefy. Efektem jest m.in. spadek dochodów państwa z VAT, choć podnosząc stawkę do 23 proc., rząd liczył na wzrost.

Coraz częściej na czarno, więcej lewych transakcji

Miesięcznie przeciętna polska rodzina płaci "na boku" różnym fachowcom ok. 150 zł, w mieście nawet więcej. Królują "przysługi sąsiedzkie": remonty i prace budowlane oraz pomoc na roli i w ogrodzie. Korepetytorzy i nianie działają niemal wyłącznie w szarej strefie.

Według danych GUS, w połowie lat 90. w szarej strefie pracowało ok. 2,2 mln Polaków, ale od tego czasu liczba ta stale malała - aż do roku 2008, gdy zanotowano najniższy dotąd poziom: 750 tys. osób. W 2009 roku, w efekcie spowolnienia gospodarczego wywołanego światowym kryzysem, zatrudnionych na czarno znów było więcej, po czym nastąpił lekki spadek. Od zeszłego roku strefa nieoficjalnego zatrudnienia i transakcji powtórnie się rozrasta i obecnie, według różnych szacunków, może w niej pracować lub dorabiać od 1,1 do nawet 1,5 mln Polaków.

- To typowe w okresie spowolnienia - mówi prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Clubu, były wiceminister finansów. Co wskazuje na ekspansję szarej strefy? - Przy niewielkim wprawdzie, ale jednak wzroście PKB, mocno zmalały wpływy z podatków, w tym VAT - wyjaśnia profesor. - Ludzie ukrywają dochody.

Polaków skłaniają do tego znacznie gorsze niż w pierwszym roku światowego kryzysu warunki życia i prowadzenia biznesu: słaba koniunktura i mniejszy optymizm, niska konsumpcja wewnętrzna, wysokie bezrobocie. Nakładają się na to działania rządu, jak podniesienie składki rentowej, windowanie płacy minimalnej czy "ozusowywanie" kolejnych rodzajów umów, a także objęcie opodatkowaniem wszelkich form działalności. Przedsiębiorcy skarżą się też na uciążliwe, ich zdaniem, wymagania dotyczące m.in. sprawozdawczości czy księgowości (np. kasy fiskalne musi mieć każdy, kto osiągnie w danym roku 20 tys. zł dochodu, co daje 800 zł netto miesięcznie; wcześniej obowiązywał próg 40 tys. zł) oraz restrykcje.

Przemysław Pruszyński, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, mówi, że w ostatnim czasie urzędy skarbowe wysyłają do przedsiębiorców wezwania nakazujące ujawnienie wysokości sprzedaży oraz prognoz. - Tego rodzaju działań organów nie można akceptować, tym bardziej że nadaje się tej samowoli pozory zgodności z prawem i straszy podatników odpowiedzialnością karną - podkreśla ekspert. Dodaje, że rozumie, iż wobec niższych od zakładanych wpływów z podatków skarbówka szuka pieniędzy m.in. tropiąc nieprawidłowości w rozliczeniach firm. - Nie może jednak nadużywać uprawnień - podkreśla.

Do ucieczki w szarą strefę skłaniają też Polaków inne działania fiskusa. Dwa lata temu rząd, "przejściowo, na trzy lata", podniósł VAT z 7 na 8 proc. i z 22 do 23 proc. Liczył na wzrost wpływów o nawet 7 mld zł, a tymczasem były one znacznie niższe niż przed podniesieniem stawki. Mimo to rząd utrzyma wyższy VAT do końca 2016 roku. W niektórych dziedzinach, np. w budownictwie, nakłada się na to likwidacja ulg, co sprawia, że mało który klient jest zainteresowany fakturą za materiały czy usługi. Na czarno i przy użyciu materiałów niewiadomego pochodzenia pracują coraz częściej nawet podwykonawcy realizujący publiczne inwestycje.
 

Wyższymi stawkami VAT (23 zamiast 8 proc.) rząd obłożył wiele artykułów, np. ubranka i buty dziecięce, co też zachęca do kombinowania, podobnie jak wzrost akcyzy na paliwa czy tytoń (przemyt i nielegalny rynek biją rekordy). Kolejnym impulsem dla wzrostu szarej strefy było zaostrzenie przepisów dotyczących kosztów uzyskania przychodów z praw autorskich (część twórców próbuje ukryć zarobki).

Austriacki ekonomista Friedrich Schneider od kilkunastu lat bada zjawisko szarej strefy na świecie. Jej wielkość można oszacować, porównując m.in. całkowite zużycie energii elektrycznej (co obrazuje wzrost PKB) i liczbę zakupów towarów i usług z oficjalnymi danymi ekonomicznymi i wpływami do budżetu. W Polsce od ponad roku mamy do czynienia z silnym spadkiem dochodów budżetu państwa mimo wzrostu PKB.

W Małopolsce rozziew ten jest szczególnie widoczny, co oznacza, że ludzie wyjątkowo skutecznie ukrywają dochody. W naszym regionie dominują takie branże, jak budownictwo i hotelarstwo, a także handel i gastronomia, gdzie płacenie "pod stołem" jest powszechne. W południowej i wschodniej oraz pół- nocnej części Małopolski popularne są "usługi sąsiedzkie", zwłaszcza na roli i w lesie (w sezonie "po sąsiedzku" pracują całe wsie). W Krakowie działa potężny rynek korepetycji oraz pomocy domowych i opiekunek (dzieci, starszych i chorych), w tym co najmniej kilka tysięcy niań i tyle samo osób sprzątających domy.

W sumie w szarej strefie powstaje ponad jedna czwarta polskiego PKB. To o wiele mniej niż w Zimbabwe (65 proc.) czy Rosji (50 proc.), a także Bułgarii i Rumunii (35 proc.), ale więcej niż w Czechach (18 proc.) czy "starej" UE (13 proc.) oraz USA (8 proc.). Już samo zejście do poziomu Czech (i Słowacji) dałoby budżetowi państwa dodatkowe 20 - 30 mld zł.

ZBIGNIEW BARTUŚ

[email protected]

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski