Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polak zrobił swoje

Redakcja
Rozmowa z JANUSZEM DOBROSZEM (LPR), wiceprzewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych

- Jak Pan ocenia politykę rządu Leszka Millera wobec Stanów Zjednoczonych?

   - Określiłbym ją mianem bizantyńskiej. Ogranicza się bowiem przede wszystkim do propagandowego podkreślania rangi oficjalnych wizyt i rewizyt, głównie na szczeblu prezydentów obu krajów oraz ministerialnym. Niestety, polska dyplomacja nie prowadzi w zasadzie żadnych rozmów z bardzo opiniotwórczymi środowiskami amerykańskimi, np. z Senatem czy Kongresem. Na domiar złego rządzący Polską lekceważą Kongres Polonii Amerykańskiej. Moim zdaniem, jeżeli nawet przedstawiciele rządu, prezydent RP czy liderzy liczących się partii, mają odmienne poglądy na wiele spraw niż Edward Moskal, lider Kongresu Polonii Amerykańskiej, to ich obowiązkiem publicznym jest układanie się z nim, z powodu pozycji, którą zajmuje pan Moskal. Ale nasi politycy udają święte krowy, które nie chcą się skalać kontaktem z liderem Kongresu Polonii Amerykańskiej, bo ten głosi "niepoprawnie polityczne poglądy". Psim obowiązkiem polityka reprezentującego Rzeczpospolitą jest przede wszystkim liczenie się z polską racją stanu i na jej rzecz muszą działać, bez względu na własne widzimisię. Najgorsze jednak w naszej polityce zagranicznej jest to, że Polska po 1989 r. nie otwarła się na środowiska polonijne, nie umożliwiła Polonii robienia interesów w ojczyźnie. To błąd kardynalny i karygodny.
   - A jak nasz kraj jest traktowany przez ekipę George’a Busha?
   - Po macoszemu czy też zgodnie z powiedzeniem: "Murzyn zrobił swoje". Pośpiesznie i ochoczo nasi rządzący wysłali polskich żołnierzy do Iraku, mimo iż zdecydowana większość świata była przeciwna interwencji.
   - Administracja amerykańska powinna była nas wynagrodzić za naszą postawę?
   - Tak, bo decyzja o wysłaniu wojska miała przede wszystkim charakter polityczny, a nie humanitarny. Dzisiaj Amerykanie mówią nam, że wymierne korzyści uzyskamy, jeżeli wygramy przetargi. Tłumaczą, że przecież obowiązują reguły wolnego rynku itp.
   - Z ekonomicznego punktu widzenia trudno zaprzeczyć słuszności tej argumentacji.
   - Ale my popierając USA naraziliśmy się nie tylko na koszty finansowe, ale również na silny ostracyzm ze strony liczących się krajów europejskich, obok których żyjemy. Opowiedzieliśmy się za Ameryką w trudnej dla niej chwili, powinniśmy za to uzyskać rzeczywiste korzyści.
   - Twierdzi Pan, że rząd USA lekceważy nas?
   - Tak.
   - Być może sami jesteśmy winni takiemu traktowaniu, gdyż nasi dyplomaci nie potrafili wytargować od obecnej administracji niemal niczego dla Polski?
   - To jest oczywiste, że polscy politycy pokazali Amerykanom swoje karty przed rozgrywką i teraz nie mogą już nic zrobić. USA z naszej strony dostały to, czego chciały. W zamian usłyszeliśmy jedynie słowa podziękowania. Generalnie zresztą uważam, że jesteśmy krajem - niezależnie od tego, kto rządzi - który wykazuje się ogromną naiwnością w stosunkach międzynarodowych.
   Nie jest tak, jak nas przekonują najważniejsi politycy w państwie, np. prezydent czy premier, że zaangażowaliśmy się w walkę z terroryzmem i nie możemy z tego powodu wysuwać żadnych żądań, bo byłoby to niemoralne. Inne państwa, np. Turcja, też zmagają się z terroryzmem, ale potrafiły wytargować od Stanów Zjednoczonych pieniądze czy innego rodzaju korzyści. Dla mnie upokarzające jest np. traktowanie Polaków na lotniskach. Trzy lata temu poleciałem do USA z oficjalną delegacją rządu polskiego, m.in. razem z tak zasłużonym i szlachetnym człowiekiem, jakim jest prof. Władysław Bartoszewski. Polecieliśmy samolotem rządowym. Wylądowaliśmy na lotnisku NATO-wskim w Waszyngtonie. Cała polska delegacja musiała wypełniać formularze, w którym mieliśmy wyspowiadać się np. z tego, czy jesteśmy homoseksualistami i narkomanami. Tego rodzaju traktowania nie doświadczyłem w krajach uchodzących za reżimowe, np. w Chinach czy w Rosji.
   - Czy jednak to, że Amerykanie tak haniebnie nas traktują, nie jest w sporej mierze konsekwencją tego, iż dajemy im wchodzić sobie na głowę? Nasi politycy praktycznie nic nie czynią, aby ten proceder przynajmniej ukrócić.
   - Żeby tylko większość naszych polityków nic nie czyniła ku poprawie sytuacji, byłoby pół biedy. Ale oni najczęściej tłumaczą Polakom powody, dla których Amerykanie zmuszeni są wobec nas nikczemnie postępować. Jeżeli sami nie będziemy się szanować, to nikt nas nie będzie szanował.
   - Czy jako wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych dostrzega Pan, że polska dyplomacja zaczęła zabiegać o dobre stosunki z demokratami, gdyż zwycięstwo w listopadowych wyborach kandydata partii demokratycznej wydaje się możliwe?
   - Nie słyszałem o takich zabiegach. Ale nie powinno być tak, że dopiero, gdy rysuje się możliwość zmiany władzy w USA, nasi politycy przerzucają się z jednej partii na drugą. Wiadomo, że polityka w Ameryce jest płynna, raz wygrywają republikanie, kiedy indziej - demokraci, i w związku z tym należy w imię polskich interesów bez przerwy utrzymywać dobre stosunki z kierownictwem obu ugrupowań.
   - Podczas ostatniej wizyty prezydenta Kwaśniewskiego u prezydenta Busha wyszło na jaw, że wiedza Busha na temat Polski i Polonii amerykańskiej jest żenująco niska.
   - Dla mnie nie do pojęcia jest, jak przywódca kraju może mieć kłopoty z identyfikacją wielomilionowej mniejszości narodowej. Rzecz jasna, że zerowy stan wiedzy ze strony prezydenta USA na temat Polonii niedobrze świadczy o jej aktywności.
   - Gdyby do władzy doszli demokraci, to czy mogłyby zmienić się relacje polsko-amerykańskie?
   - Możemy przestać być przedstawiani jako jeden z kluczowych partnerów USA w Europie. Nie wiem jednak, czy taki układ nie byłby dla Polski korzystniejszy. Obecnie poza chwaleniem nas przez rząd amerykański, tak naprawdę nic nie uzyskaliśmy od Stanów Zjednoczonych. Wskutek przyłączenia się do Ameryki niemało straciliśmy i tracimy ciągle. Z budżetu państwa wykładamy spore środki na utrzymanie 2,5-tysięcznej armii w Iraku, a poza tym w Europie naraziliśmy się prawie wszystkim. Czy naprawdę Stanów Zjednoczonych nie stać choćby tylko na to, aby zwracać Polakom 100 dolarów w razie, gdy nie dostaną wizy?
Rozmawiał:
WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski