Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja znalazła Moneta w Olkuszu

SYP
Pracownice Muzeum Narodowego prezentują odzyskany obraz Fot. PAP/Adam Ciereszko
Pracownice Muzeum Narodowego prezentują odzyskany obraz Fot. PAP/Adam Ciereszko
Skradziony przed 9 laty z poznańskiego Muzeum Narodowego obraz Claude'a Moneta "Plaża w Pourville" odnalazł się w Olkuszu w domu 41-letniego Roberta Z. Został on wczoraj rano zatrzymany przez wielkopolskich policjantów.

Pracownice Muzeum Narodowego prezentują odzyskany obraz Fot. PAP/Adam Ciereszko

PRZESTĘPCZOŚĆ. Wart milion dolarów obraz ukradł zakochany w sztuce drobny przestępca

Ordynarny tekturowy falsyfikat, wciśnięty w ramy po oryginale, pracownicy muzeum zauważyli 19 września 2000 roku. Ktoś wyciął z ramy oryginalne płótno, przedstawiające nadmorski pejzaż i wstawił w to miejsce falsyfikat.

- Mężczyzna przyznał się do dokonania kradzieży. Zeznał, że kiedy przed kilkunastu laty pracował we Francji, zwiedzał muzea i zakochał się w impresjonizmie, a szczególnie w twórczości Moneta. Gdy wrócił do Polski, dowiedział się, że jego jedyny obraz znajduje się w Poznaniu i postanowił go ukraść - wyjaśnia podinsp. Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

Okazuje się jednak, że policjanci już 9 lat temu podejrzewali o kradzież dzieła Moneta właśnie Roberta Z. Zabrakło im jednak wówczas dowodów.

Kiedy policja analizowała, kto przed kradzieżą interesował się obrazem, natrafiono na list, w którym jakiś mężczyzna zwracał się z prośbą do dyrekcji poznańskiego muzeum o zgodę na wykonanie szkicu obrazu Moneta. List został wysłany z Olkusza. Wtedy w domach kilku olkuskich malarzy pojawili się policjanci, badając ten wątek sprawy.

Jedna z wersji przyjęta w śledztwie mówiła o tajemniczym malarzu, który dwa dni przed kradzieżą robił szkice w muzeum. Podał pracownikom swe dane. Po kradzieży okazało się, że były fałszywe. Policjanci sprawdzając ten trop stwierdzili, że taka osoba nie istnieje. Sporządzono i opublikowano dwa portrety pamięciowe tego mężczyzny. W wykryciu sprawcy nie pomogły nawet wyznaczone nagrody pieniężne - w sumie 100 tys. zł. Po trzech latach śledztwo zostało umorzone.

Z oficjalnych informacji wielkopolskiej policji wynika, że przełomem w sprawie były badania kryminalistyczne śladów zabezpieczonych w miejscu kradzieży. - Dopiero teraz, po dziewięciu latach, natrafiono na trop i odnaleziono ukryty obraz - informował wczoraj podinsp. Andrzej Borowiak.

- To nie jest jakiś wielki gangster, ale mamy go w kartotekach. Był notowany za oszustwo, przestępstwa przeciwko dokumentom i uchylanie się od płacenia alimentów. Koneserem dzieł sztuki na pewno nie był - mówią nieoficjalnie policjanci z Olkusza.

W chwili kradzieży płótno "Plaża w Pourville" było wyceniane na milion dolarów, dziś jego wartość jest o wiele większa. - Wstępna ekspertyza potwierdziła oryginalność odzyskanego przez policję obrazu - poinformował w środę szef Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Krzysztof Grześkowiak.

Co roku notuje się w Polsce 1000 kradzieży dzieł sztuki

Giną obrazy, rzeźby, zabytkowe monety, starodruki. Najczęściej z prywatnych kolekcji i z kościołów. Nie są bezpieczne jednak również muzea i galerie.

Rabunek dzieła Clauda Moneta "Plaża w Pourville" to najgłośniejsza, ale niejedyna kradzież z muzeum w ostatnich latach. W 2005 r. z sali ekspozycyjnej Skarbca na Wawelu skradziono XVI-wieczne żeleźce, czyli metalowe zakończenie lontownicy używanej do odpalania armat. Do dziś nie udało się go odnaleźć. Umorzeniem zakończyło się też śledztwo w sprawie kradzieży w 2002 r. 12 drogocennych zabytków z Muzeum Zegarów w Jędrzejowie w woj. świętokrzyskim. Jeden z nich stanowił jedyną pamiątkę z kolekcji 70 zegarów króla Jana Kazimierza. W muzeum zainstalowany był alarm, ale złodzieje wcale nie musieli go forsować. Dozorca, słysząc sygnał alarmu uznał, że system znowu zawiódł i włączył się bez powodu. Dopiero rano zobaczył wybitą szybę i zawiadomił policję.

Kilka lat temu w warszawskim Muzeum Narodowym wydarzyła się kradzież równie zuchwała, jak w Poznaniu. Około 50-letnia kobieta wyniosła z wystawy - na oczach strażników i opiekunki sali - współczesne dzieło sztuki. Wymachując rzekomym "pismem z dyrekcji" i oświadczając, że "pan dyrektor kazał zdjąć obraz w celu dokonania jego ponownych oględzin", ominęła czterech strażników. Piątego, który usiłował z portierni dodzwonić się do gabinetu dyrektora, po prostu zlekceważyła. Wyszła na ulicę i znikła wraz z obrazem w tłumie przechodniów.

W ciągu 6 miesięcy ub. roku policyjne statystyki odnotowały 11 kradzieży w muzeach i galeriach. Rok wcześniej było ich 12. Na szczęście złodziejskie łupy nie były aż tak cenne.

Przez wiele lat palmę pierwszeństwa w kradzieżach dzieł sztuki dzierżył w Polsce Kraków. Złodzieje polowali tu przede wszystkim na mieszkania kolekcjonerów. Seria kradzieży zaczęła już w połowie lat 90. od rabunku w mieszkaniu Mieczysława Święcickiego, malarza, kolekcjonera i aktora - związanego z Piwnicą pod Baranami. Złodzieje wyłamali drzwi balkonowe i skradli 9 obrazów o wartości ok. 100 tys. zł. Zabrali dzieła Marcello Bacciarellego, Henryka Siemiradzkiego, Jana Setkowicza, Beckmanna. Najcenniejsze płótno - portret Augusta Poniatowskiego pędzla Bacciarellego, przed wojną znajdujące się w zbiorach Zamku Królewskiego w Warszawie - wycięli z ram.

W podobny sposób okradziono kilkadziesiąt mieszkań krakowskich kolekcjonerów. Według policji były to kradzieże na zamówienie. Czarną serię udało się przerwać po rozbiciu kilku złodziejskich grup. Ale wtedy do "pracy" wzięli się złodzieje amatorzy, którzy do elektroniki i biżuterii wynoszonej z mieszkania dorzucali obrazy. Największe łupy zgarnęli, włamując się do mieszkania krakowskiego kolekcjonera na osiedlu Widok w 2002 r. Skradli wtedy co najmniej 80 obrazów i 33 figurki z kości słoniowej, wartości około 8 mln zł. Niedługo potem jednak wpadli. Odzyskano wówczas znaczną część skradzionych dzieł sztuki.

Złodziejskie szajki zainteresowane są też świątyniami. Swoisty rekord rabusie pobili w 2002 r., włamując się aż do 39 kościołów na terenie powiatu wadowickiego. Seria kradzieży trwała do połowy 2003 r. Wówczas policja odkryła "dziuplę", w której znajdowało się kilkaset sakraliów, m.in. rzeźby, figurki aniołków, lichtarze, świeczniki, obrazy, ozdobne rozety i lampiony. Część z nich pochodziła z kradzieży z kościołów i kapliczek na terenie Małopolski, ale były też sakralia skradzione w innych rejonach Polski. Kolejne kilkadziesiąt dzieł sztuki znaleziono w antykwariatach. Odzyskano tam m.in. XVII-wieczne kolumny z aniołami, ozdoby ołtarza z wizerunkami świętych oraz figurki aniołków, które znajdowały się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zatrzymano wówczas 6 włamywaczy. Z ustaleń policji wynikało, że działali na zlecenie pasera, mieszkającego w centralnej Polsce.

Uznaniem wśród złodziei cieszą się też starodruki i inkunabuły. W 1998 r. ok. 40-letni "uczony" skradł z biblioteki PAN w Krakowie dzieło Kopernika "O obrotach sfer niebieskich". Wyniósł je pod swetrem, udając, że wychodzi tylko do toalety. Do dziś nie udało się odzyskać tego dzieła. Kolejna afera związana z kradzieżą starodruków wybuchła latem 1999 r., gdy wyszło na jaw, że z Biblioteki Jagiellońskiej zginęło 59 tytułów w 46 woluminach. Odzyskano z nich tylko 20. Odnaleziono je w domach aukcyjnych i antykwariatach w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji. Tylko jedna ze skradzionych pozycji - "Cosmographia" Ptolomeusza - w katalogu aukcyjnym niemieckiej firmy Reis&Sohn - została wyceniona na 1,2 mln niemieckich marek.

Kino często przedstawia złodziei dzieł sztuki jako elitę w światku przestępczym. - Rzeczywistość jest bardziej prozaiczna - mówią policjanci. - Większość kradzieży nie jest popełniana z miłości do arcydzieł, lecz dla pieniędzy. Te kradzieże to trzeci, najbardziej lukratywny proceder przestępczy po handlu narkotykami i bronią. Złodzieje to często pospolici kryminaliści, zaangażowani w kilka ciemnych interesów naraz.

Sprzyja im brak zabezpieczeń i praktycznie niekontrolowany obrót dziełami sztuki. W ub. roku NIK alarmował: bezpieczeństwo zbiorów muzealnych jest zagrożone. Tylko 3 spośród 28 skontrolowanych muzeów uzyskało pozytywną opinię kontrolerów NIK-u. Alarmowano, że w przypadku stwierdzenia braku eksponatów lub podejrzenia ich kradzieży, szefowie niektórych placówek nawet nie zgłaszają tego policji (w ten sposób zniknęły eksponaty z pięciu placó-wek, m.in. z Muzeum Historycznego Miasta Warszawy 99 monet, a z Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku - obraz i 3 lichtarze).

W co drugim skontrolowanym muzeum stwierdzono brak właściwej ochrony. Np. gabloty Muzeum Archeologicznego w Gdańsku można otworzyć bez klucza - nie niszcząc ich. Z kolei pracownicy ochrony, wynajęci przez Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, pobierali opłaty parkingowe zamiast strzec zbiorów.

EWA KOPCIK, JACEK SYPIEŃ

[email protected]

Kim jest złodziej Moneta

Sprawa zatrzymania przez poznańską policję 41-letniego Roberta Z., mieszkańca Olkusza podejrzewanego o kradzież wartego milion dolarów obrazu Claude'a Moneta "Plaża w Pourville", zbulwersowała mieszkańców miasta.

Jak się okazuje, ostatnio mężczyzna wraz z nową partnerką mieszkał w bloku przy ul. Tuwima na olkuskim os. Młodych.

- Z tego, co wiem, to nigdzie na stałe nie pracował i zajmował się jakimiś podejrzanymi interesami. Nigdy bym nie przypuszczała, że w naszym bloku ktoś może mieć obraz za milion dolarów - mówi sąsiadka z bloku. Inni nie chcą rozmawiać na jego temat.

- Pamiętam go z podstawówki, już wtedy był, jak się to mówi - migany. Kiedy w radiu podali, że sprawcą jest 41-letni Robert Z. z Olkusza, on pierwszy przyszedł mi do głowy. Z tego, co się mówiło na osiedlu, był zamieszany w różne sprawy, niekonieczne zgodne z prawem - mówi osoba, która chodziła do podstawówki z Robertem Z. - Niczym szczególnym się nie wyróżniał. Zresztą dawno go nie widziałem na naszym osiedlu. Ponoć po rozwodzie wyprowadził się na osiedle Młodych - mówi mieszkaniec bloku przy Strzelców Olkuskich.

Ponieważ złodziej kradnąc obraz z poznańskiego Muzeum Narodowego wstawił w to miejsce falsyfikat, wśród mieszkańców Olkusza rozpoczęły się domniemania, czy sprawca był w jakiś sposób związany z miejscowym środowiskiem artystów bądź kolekcjonerów sztuki. - Na pewno nie jest to żaden z olkuskich malarzy - zapewnia jeden z olkuskich artystów plastyków. Równie mało prawdopodobne, aby był to któryś z miejscowych kolekcjonerów sztuki. - Jest w Olkuszu kilku kolekcjonerów sztuki, którzy mają w swoich zbiorach cenne obrazy Fałata czy Kossaka, ale są to osoby powszechnie znane. Generalnie kolekcjonerzy nie chcą ujawniać swoich zbiorów bojąc się kradzieży. Tym bardziej że w Olkuszu miało już miejsce kilka takich przypadków - mówi Olgerd Dziechciarz, pracownik olkuskiej galerii BWA. (SYP)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski