Mario Liczka pochodzi z typowo piłkarskiej rodziny. Jego ojciec Verner Liczka był szkoleniowcem w kilku polskich klubach (Polonii Warszawa, Górniku Zabrze, Wiśle Kraków i Dyskobolii Grodzisk Wlkp.), natomiast brat Marcel Liczka w przeszłości był zawodnikiem Górnika iDyskobolii.
- To, że zostałem piłkarzem w dużej mierze zawdzięczam mojemu tacie, który od małego zabierał mnie na treningi, szkolił i zaszczepił we mnie miłość do futbolu - podkreśla Mario Liczka.
Pomocnik Termaliki Bruk-Betu oprócz piłki nożnej bardzo lubi grać w hokeja na lodzie. - Lubię to robić szczególnie podczas przerwy zimowej. W Czechach ten sport jest bardzo popularny i z pewnością gdybym nie został piłkarzem, byłbym hokeistą. Gdy byłem mały, mieszkaliśmy jednak we Francji, a tam królował przede wszystkim futbol - podkreśla ofensywny pomocnik „Słoników”.
Podczas długiej kariery występował w wielu klubach europejskich. - Grę w każdej z tych drużyn bardzo mile wspominam. Największe sukcesy osiągałem jednak w angielskim Southampton, francuskim Stade Brest oraz w Baniku Ostrawa, z którym w 2004 roku zdobyłem mistrzostwo Czech - wylicza Mario Liczka, którego przez całą karierę omijały poważne kontuzje. - Najdłuższa przerwa w występach na boisku, jaką miałem ze względu na uraz, trwała najwyżej dwa miesiące - przypomina czeski piłkarz.
Największymi kibicami Mario Liczki są jego rodzice, żona Barbara oraz 5-letnie córki bliźniaczki Samanta i Mija. - Korzystając z faktu, że z Ostrawy do Mielca nie jest aż tak daleko rodzice przyjeżdżają na mecze Termaliki Bruk-Betu. Ostatnio w spotkaniu z Pogonią Szczecin z trybun kibicowała mi także moja żona razem z córkami. Teraz wraz z najbliższą rodziną mieszkam w Pradze, jednak cały ubiegły tydzień żona z córkami była u mnie w Tarnowie, stąd jej obecność na meczu. Gdy najbliżsi oglądają mnie z trybun, mam dużo większą motywację do gry - mówi gracz „Słoników”.
Wolny czas, którego nigdy nie ma za wiele Mario lubi poświęcać najbliższej rodzinie. - Na pierwszym miejscu są moje córki oraz nasz pies. Każdą wolną chwilę staram się wtedy spędzić z nimi. Zawsze bardzo lubiłem uczyć się języków obcych, dlatego grając w klubach europejskich nauczyłem się mówić po francusku, angielsku, hiszpańsku i włosku. Po polsku mówię jeszcze dużo słabiej, ale powoli staram się uczyć także tego języka. Oprócz tego lubię także dobre filmy i wizyty w kinie - stwierdził pomocnik zespołu z Niecieczy.
Do zespołu „Słoników” Mario Liczka trafił w dużej mierze dzięki dyrektorowi sportowemu Termaliki Bruk-Betu Marcinowi Baszczyńskiemu. - Szczerze przyznaje, że nie żałuję tego ruchu. Klub z Niecieczy jest wprawdzie mały, jednak organizacyjnie śmiało można go porównać do wielu klubów europejskich, w których wcześniej grałem - przyznaje sympatyczny Czech. - Podoba mi się, że w Niecieczy trwa budowa nowego stadionu, na który niebawem powinniśmy się przenieść - podkreśla pomocnik.
Mario Liczka, grając w różnych krajach, skazany był na korzystanie z przeróżnych kuchni europejskich. - Najbardziej przypadły mi do gustu kuchnie francuska, włoska i hiszpańska. Moja żona także doskonale gotuje i potrafi zrobić praktycznie każde danie, dlatego najbardziej smakuje mi jej kuchnia - przyznaje pomocnik.
Za tydzień duński żużlowiec Unii Tarnów Leon Madsen.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?