MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Poling, czyli jak korzystamy na promocyjnej wojnie sieci

Zbigniew Bartuś
Już co czwarty klient w Polsce to łowczy: kupuje wyłącznie towary z promocji.
Już co czwarty klient w Polsce to łowczy: kupuje wyłącznie towary z promocji. Wojciech Matusik
Zakupy. Normalne ceny są dla rosnącej liczby Polaków nie do przyjęcia. Już ponad połowę różnych towarów kupujemy wyłącznie w promocjach. Koncerny handlowe wpadają w pułapkę zastawioną na konsumentów. Kto zyskuje, kto traci?

Marta Kośmider, sprzedawczyni w markecie, po pracy zrzuca fartuch i biegnie między półki - "uprawiać poling". - Wszelkie towary kupuję wyłącznie w promocjach. Normalne ceny są dla mnie nie do przyjęcia. Nie spięłabym domowego budżetu - tłumaczy.

Dziś kupi ulubiony ser ze zniżką 40 proc. oraz jogurty i mięso z rabatem 30 proc. Po proszek do prania pójdzie do konkurencji, po mąkę i cukier - jeszcze gdzie indziej. Dzięki "polingowi", polowaniu na promocje, w jej portfelu zostaje co miesiąc ok. 300 zł.

Mózg w proszku
- Markety stosują promocje, by upolować klientów. Klient ma przyjść, kupić tani towar, a przy okazji wrzucić do wózka sto dóbr w normalnych cenach, by market był do przodu - mówi Jerzy Gramatyka, rzecznik konsumentów w Krakowie. Wspomina, jak natknął się na nachalną promocję proszku do prania: banery, plakaty, hostessy, komunikaty, sugestywne ułożenie towaru, krzyczące na czerwono ceny i hasła.

- Kiedy płaciłem za zakupy, kasjerka patrzyła na mnie jakoś dziwnie. Myślałem, że jestem brudny albo coś, a ona mi wyjaśniła, że jestem dziś pierwszym klientem, który nie kupił tego proszku - śmieje się rzecznik. Przyznaje, że machina promocji obezwładnia mózg, ale przy odrobinie rozsądku, z kalkulatorem i promocyjnymi gazetkami w ręku, to klient może być łowcą i zapolować. Na sieć.

"Mieszkam w Krakowie i zawsze przeglądam gazetki on-line z 4 sklepów koło mnie, i wyławiam sporo rzeczy, które są tańsze, i zawsze kupuję na zapas np. w łazience mam 3 płyny do płukania, 5 szamponów i powoli zużywam do następnej promocji" - tak internautka na portaluspozywczym.pl komentuje wywiad z Tomaszem Krysiakiem, ekspertem firmy Nielsen. Twierdzi on, że sieci handlowe w Polsce wpadają w pułapkę, którą próbują zastawiać na klientów.

Epatują promocjami, by przyciągnąć ludzi. - Powinny przy tym pamiętać, że konsument, zbyt przyzwyczajony do promocji, traci skłonność do kupowania produktów w cenach regularnych - podkreśla Krysiak. Są już w Polsce kategorie towarów, w których sprzedaż promocyjna stanowi ponad połowę wartości obrotów. Polacy kupują w ten sposób np. większość detergentów. W innych kategoriach odsetek ten sięga co najmniej jednej trzeciej. To dużo więcej niż na Zachodzie.

Poluje jedna czwarta
Z badań Nielsena wynika, że odsetek klientów regularnie polujących po marketach, w tym niekupujących niczego poza promocjami, przekracza już w Polsce 25 proc.To nie tylko mniej zamożni emeryci i renciści, ale też młodzi na dorobku, często zatrudnieni na terminowych umowach-zleceniach.

Jednak i inni, bombardowani promocjami, nie chcą przepłacać.

- To by było frajerstwo - uważa Marek Matjas, właściciel kilkuosobowej firmy. Przyznaje, że stać go na droższe zakupy, ale "w Polsce są wymarzone warunki do polingu".
Ma porównanie, bo kilka lat mieszkał w Niemczech, a ostatnio w Austrii. - Tam centra handlowe są siedem kilometrów za miastem. Jak się już człowiek wybierze, to robi zakupy na tydzień - opisuje przedsiębiorca. Po czym wylicza markety w centrum Oświęcimia: Carrefour, Lidl, Biedronka, Aldi, Tesco, a obok jeszcze Kaufland. Wszystko w zasięgu spaceru.

- Można dreptać, zwłaszcza jak się ma dużo czasu i mało pieniędzy. A Polacy są kilka razy biedniejsi niż Niemcy - dodaje.

Przy tym całe pokolenie wyrosło u nas na promocjach, co sprawia, że obniżone ceny uchodzą w jego oczach za "normalne", a inne - za nienormalne.

Jak wynika z badań - Polak przywiązany do ulubionych produktów nie jest jednak lojalny wobec sieci - po prostu idzie tam, gdzie jest taniej. A wybór ma ogromny, bo panuje u nas niespotykana w Europie konkurencja. W każdym z krajów zachodnich działa po kilka sieci handlowych, u nas jest ich kilkanaście.

- Gazetki pozwalają konsumentom porównywać ceny. Poręcznym narzędziem są też internetowe porównywarki cen. Korzystają z nich coraz częściej również ludzie starsi, używając komputerów, a nawet smartfonów - mówi Jerzy Gramatyka, podkreślając, że pozwala to szybko ustalić, czy dana promocja jest naprawdę promocją i czy cena jest rzeczywiście atrakcyjna. "Pomyłki i błędy" (niższe ceny w gazetce, a wyższe na półkach) są od razu wychwytywane. "Nie z nami te numery, Lidlu/Biedronko" - krzyczy Polak. Po czym informuje rzecznika konsumentów i znajomych na Facebooku.

Kto traci?
Jest i druga strona "polingu" Z jego powodu maleją zyski działających u nas sieci, kłopoty odnotowała ostatnio nawet - idąca dotąd jak burza - Biedronka. - Prawdopodobne jest to, że kolejni gracze postanowią opuścić nasz rynek i sprzedać biznes. Dotyczy to zwłaszcza supermarketów, ponieważ liczba podmiotów działających w tym formacie na rynku jest ciągle duża - uważa Tomasz Krysiak.

Aby obniżyć ceny, sieci dociskają polskich dostawców, żądają tańszych produktów. Przestają też zatrudniać ludzi na etacie, tylko wynajmują ich za grosze z agencji pracy tymczasowej. Ludzie harują na śmieciówkach, jak pani Marta. A potem biegną na "poling". By przeżyć.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski