Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

   Polonusi w ruinie

Redakcja
Małżeństwo polonusów z USA chciało zainwestować w kraju przodków. Marzył im się hotel w mieście, w którym się urodzili. Miały być cztery gwiazdki. Jest: odpadający tynk i pogięta druciana siatka zamiast furtki. Mówią, że bez porównania łatwiej ubić interes wśród bomb w ogarniętym szałem wojny Izraelu, niż w sparaliżowanej przez urzędnicze widzimisię Polsce...

Czy władzom OĘwięcimia zależy na inwestycjach i nowych miejscach pracy?

   Jedna z najpiękniejszych historycznych budowli Oświęcimia, górująca nad ul. Jagiełły okazała "Szenkerówka", niszczeje od lat. Wybite szyby i odpadający tynk, furtka do ogrodu zastąpiona prowizoryczną siatką. A była wielka szansa na zmianę.
   W zabytkowej willi z 1913 roku, w uroczym zakątku starego miasta, wywodzące się z Oświęcimia amerykańskie małżeństwo chciało urządzić czterogwiazdkowy hotel. Wcześniej polonusi nabyli od żydowskich właścicieli większościowe udziały w nieruchomości. Resztę - mniej niż 30 procent - chcieli kupić od Urzędu Miasta. Starali się o to przez półtora roku, uzależniając od tego rozpoczęcie poważnej inwestycji.
   W końcu - w marcu 2005 roku - prezydent Oświęcimia udziały sprzedał. Tyle, że... komuś innemu.
   Maria i Stanisław S. mieszkają w Stanach od czternastu lat. Ich znajomi mówią, że im się powiodło. Mogliby machnąć ręką na stary kraj. Ale nostalgia dała znać o sobie. Zaczęli myśleć o powrocie. Szukali dla siebie miejsca. Coś ciągnęło ich w rodzinne strony. W 2003 roku, będąc na wakacjach w Polsce, zwrócili uwagę na opustoszały budynek z ogrodem. Nie był im obcy. Ich córka chodziła tu do przedszkola. Pomyśleli sobie, że jest wystarczająco duży, by pomieścić rodzinę. Nada się też do prowadzenia działalności gospodarczej. Podjęli decyzję: tu będzie nasz dom.
   Realizacja pomysłu przeprowadzki z USA okazała się skomplikowana nie tyle z uwagi na konieczność przewiezienia całego dybytku przez ocean, ale i za sprawą faktu, że większościowym właścicielem wybranej nieruchomości byli Schenkerowie, Żydzi z Izraela. Nie zrażonym S., z pomocą prawników, udało się ich jednak odnaleźć w Tel Awiwie i nawiązać kontakt. Odwaga i entuzjazm z jakim działali zaimponował żydowskim osadnikom, którzy do tej pory niespecjalnie interesowali się losem swojej własności. W ciągu miesiąca uzgodniono i podpisano umowę. - A przecież oni tam, na Bliskim Wschodzie, mają nieustającą wojnę! - podkreślają znajomi małżeństwa S.
   Polonusi nabyli udział wynoszący dokładnie 186/256 części nieruchomości. Wydawało się, że największy krok ku przemienieniu ruiny w perłę hotelarstwa został wykonany. S. uznali, że odkupienie mniejszościowego pakietu od miasta będzie jedynie "zwykłą formalnością", bowiem - teoretycznie - każdemu samorządowi w kraju winno zależeć na inwestycjach. Zwłaszcza w dziedzinie, która jest tutaj, w Oświęcimiu, koszmarnie zaniedbana. Ostatnio powstał pierwszy od czasów II wojny światowej minihotel dobrej klasy. A rocznie odwiedza miasto 700 tys. turystów...
   Na początku 2004 r. państwo S. nawiązali kontakt z Januszem Marszałkiem, prezydentem Oświęcimia, pytając o możliwość jak najszybszego wykupu miejskiej "resztówki". Prezydent wysłał do nich dwa listy. W drugim, w połowie roku, poinformował, że zgodnie z przepisami wystawia udział miasta na przetarg.
   Biegły rzeczoznawca, na zlecenie Urzędu, przygotował operat szacunkowy. Wycenił 35/128 "Szenkerówki" na 48 tysięcy zł. Zgodnie z obowiązującą w tym czasie ustawą o gospodarce nieruchomościami, gmina miała obowiązek ustalić cenę wywoławczą na podstawie tej wyceny. Nie mogła być ona niższa od wartości określonej w operacie. - Mogła jednak ulec podwyższeniu - dodaje Katarzyna Kwiecień, rzecznik Urzędu Miasta.
   Miasto zażądało 96 tysięcy zł, czyli dokładnie dwa razy więcej, niż oszacował biegły. 14 września 2004 odbył się pierwszy przetarg. Uczestniczył w nim pełnomocnik małżonków. Zaoferowali 50 tysięcy zł. Przetarg nie doszedł do skutku. W listopadzie zorganizowano kolejny. Tym razem Urząd opuścił cenę o dziesięć tysięcy. Maria i Stanisław dodali do swej poprzedniej 10, ale to znów okazało się za mało. Innych chętnych nie było. Ponownie nie doszło do rozstrzygnięcia.
   Dlaczego polonusi, którzy zamierzali zainwestować w obiekt setki tysięcy złotych, nie zapłacili wtedy żądanej przez miasto kwoty - "marnych" 85 tysięcy zł? Dlaczego nie machnęli ręką na kilka tysięcy dolarów dzielące ich od upragnionego domu?
   Ich przyjaciele sądzą, że przez kilkanaście lat w USA po prostu nieco zapomnieli o polskich realiach, a być może sądzili, że pod ich nieobecność Polska stała się krajem ładu, porządku i pełnej przejrzystości urzędniczych decyzji. - Nie mogli zrozumieć, skąd wzięła się cena wywoławcza. Nie znajdowali ani podstawy prawnej, ani faktycznej, skoro biegły rzeczoznawca wycenił wszystko na połowę tego, co chciał urząd - tłumaczą znajomi, którzy - znając polskie realia - radzili: "zapłaćcie i będziecie to mieli z głowy!"
   Państwo S. odpowiadali: - Czy dlatego, że jesteśmy w Stanach, chcą z nas zedrzeć dwa razy tyle? O nie! Muszą przecież obowiązywać jakieś zasady!!!
   Małżonkom wydawało się to tym bardziej oczywiste, że w swych oficjalnych deklaracjach zobowiązali się do błyskawicznego przeprowadzenia remontu zabytkowej willi. Miał się on zakończyć jeszcze w 2005 roku, a już w następnym S. planowali uruchomienie hotelu. Głównymi gośćmi mieli być przedstawiciele Polonii amerykańskiej. Miały się tu też odbywać kongresy i seminaria. "Pod kątem takiej działalności, tj. otwarcia hotelu o standardzie 4-gwiazdkowym (...) moi mocodawcy przeprowadzili badania rynku oświęcimskiego, który obiektu o tak szerokim profilu nie posiada. Przewidują stopniowy rozwój placówki w oparciu o współpracę z placówkami tego typu na terenie USA" - informował na piśmie ich pełnomocnik.
   Polonusi sądzili, że zalety ich inwestycji są oczywiste. Po pierwsze: w miejsce ruiny w centrum miasta powstaje atrakcyjny budynek. Po drugie: przynajmniej kilkunastu oświęcimian zyskuje pracę. Po trzecie: miejską kasę zasilają podatki. Po czwarte: odwiedzający hotel (pierwszy w centrum!) zamożni turyści zostawiają swoje pieniądze w okolicznych sklepach i nakręcają koniunkturę. Po piąte: zachęceni przykładem państwa S. pojawiają się w mieście kolejni inwestorzy - powstają tak potrzebne miastu hotele, restauracje, kawiarnie (na razie w rynku działają głównie ciucholandy, sklepy AGD i... składy żelazne!).
   S. zapowiadali, że będą reklamować swój biznes w środowiskach polonijnych, co przy okazji zapewni miastu darmową promocję. Gminy (również Oświęcim) wydają na ten cel majątek. A tu czarną robotę brali na siebie prywatni przedsiębiorcy.
   Pełnomocnik zastrzegł w piśmie do urzędu miasta, że "w przypadku wykupu nieruchomości przez osoby trzecie, Państwo S. zaniechają dalszego inwestowania w w/w nieruchomość i rozwój Oświęcimia".
   Gdy przetargi zakończyły się fiaskiem, Urząd, zgodnie z prawem, rozpoczął procedurę rokowań z potencjalnymi nabywcami. Na rokowania ogłoszone na dzień 25 stycznia 2005 r. wpłynęły DWA zgłoszenia. Okazało się nagle, że S. mają konkurenta.
   Tuż przed tym terminem małżeństwo zwróciło się do prezydenta o sprzedaż udziału na drodze bezprzetargowej. Stało się to możliwe dzięki dokonanej pod koniec 2004 r. nowelizacji ustawy o gospodarce nieruchomościami. Jako współwłaściciele nieruchomości S. mogli wystąpić z takim wnioskiem. Jednak prezydent Marszałek odmówił.
   - Wniosek państwa S. został złożony na dzień przed upływem terminu składania zgłoszeń na rokowania. Zgodnie z art. 38 ust. 3 ustawy o gospodarce nieruchomościami złożenie wniosku o sprzedaż bezprzetargową winno nastąpić przed ogłoszeniem przetargu, aby umożliwić właściwemu organowi jego rozpatrzenie - uzasadnia decyzję szefa Katarzyna Kwiecień. - Złożenie wniosku na tak zaawansowanym etapie procedury nie mogło skutkować odwołaniem rokowań - dodaje rzeczniczka.
   - To bzdura. Wniosek został złożony w przewidzianym prawem terminie. Prezydent mógł, gdyby tylko chciał, odwołać rokowania - irytują się znajomi S.
   Tak się jednak nie stało. "W wyniku rokowań nabywcą udziału gminy w nieruchomości przy ul. Jagiełły 36 został pan Zbigniew S. Udział w nieruchomości został sprzedany za 99.999 zł". - głosi suchy urzędowy komunikat.
   Umowa sprzedaży została ostatecznie zawarta 24 marca 2005 r.
   W małżonków z USA jakby piorun strzelił. Zainwestowali w "Szenkerówkę" czas i pieniądze. Ich oferta na rokowaniach opiewała dokładnie na wymaganą przez Urząd kwotę 85 tysięcy zł. Jej przyjęcie oznaczałoby automatycznie uruchomienie deklarowanej inwestycji. Gdyby byli na miejscu, mieliby szansę zareagować na pojawienie się konkurenta. Być może zdecydowaliby się go przelicytować. Ale oni w tym czasie byli za "wielką wodą". Nie przewidzieli takiego rozwoju wypadków.
   2 lutego 2005 r. wystosowali jeszcze, przez pełnomocnika, rozpaczliwy apel o pomoc do Rady Miasta Oświęcimia: "Niemal dwuletnie starania państwa S. w kierunku uruchomienia poważnej inwestycji w Oświęcimiu i przywrócenia do życia jednego z najpiękniejszych obiektów w naszym mieście, legły w gruzach". Prosili radnych o interwencję u "pana prezydenta miasta" i zajęcie stanowiska wobec "bezskuteczności" swych działań.
   Nic im to nie dało: - Nikt z 21 radnych, łącznie z przewodniczącym rady, nie zainteresował ich problemem. Nikt nie spytał nawet o co chodzi. Ich wołania pozostały bez odpowiedzi. S. odebrali to jako zmowę milczenia - opowiadają znajomi. I dodają: - A przecież to, że w Oświęcimiu młodzi ludzie nie mają pracy, a był poważny inwestor, który choć w części mógł to zmienić, to nie jest tylko ich problem!
   Zwycięzca rokowań pochodzi z Grojca pod Oświęcimiem. - Ma tu okazały dom, inwestuje w niego, ma maszyny rolnicze, ale w Polsce przebywa od święta, pracuje w Danii - zdradza Krzysztof Wolak, sołtys Grojca.
   "Dziennikowi" udało się dotrzeć do nabywcy udziałów. Dlaczego "podkupił" Amerykanów?
   - Chodzi o biznes - _wyjaśnia zwięźle. - Albo odkupię od nich resztę, albo się dogadamy, a jak nie, trudno. W interesach zawsze jest ryzyko.
   Niedoszli inwestorzy zapowiadają dalszą walkę. Osoby pozostające z nimi kontakcie twierdzą, że "za żadne skarby" nie sprzedadzą "Szenkerówki". Prędzej pozwolą, by stuletnia willa rozsypała się w pył. Czują się oszukani. Nie rozumieją, jakimi przesłankami kierowali się urzędnicy.
   Więcej osób nie rozumie: -
Kto teraz zainwestuje w mieście, w którym nie przestrzega się elementarnych reguł współżycia społecznego? Nie wykorzystuje się szansy na rozwój miasta, na stworzenie nowych miejsc pracy, gdzie nie chroni się obiektów architektonicznych? - pyta Alina Janik z biura nieruchomości Contrakt. - Jeden kupił, bo dał 15 tysięcy zł więcej? I co? Jaki efekt? Pies z kulawą nogą tam nie zagląda!
   Andrzej Telka, były prezydent Oświęcimia, obecnie radny wojewódzki i zagorzały oponent Marszałka, dziwi się wyborowi urzędu i prezydenta. Tak samo jak Józef Krawczyk, poprzednik Janusza Marszałka na fotelu prezydenckim. -
Wręcz nie mogę sobie wyobrazić, że doszło do takiej sytuacji! - mówi zdumiony. - Jeżeli prawdą jest, że był inwestor, a mimo to część nieruchomości sprzedano komuś innemu, to... ręce opadają.
   Urząd Miasta niezmiennie tłumaczy, że wszystko jest w jak największym porządku. Bo: - _Zgodnie z kodeksem cywilnym każdy ze współwłaścicieli może samodzielnie rozporządzać swoim udziałem -
mówi Katarzyna Kwiecień. Wyjaśnia, że cena sprzedaży była głównym, ale nie jedynym warunkiem. Strony biorące udział w rokowaniach miały obowiązek określić sposób zagospodarowania nieruchomości. - Uczestnicy zaproponowali porównywalne warunki - twierdzi rzeczniczka. - Choć formalnie sprzedający nie ma możliwości sprzedaży z zastrzeżeniem warunku zagospodarowania tego obiektu w określony sposób - zastrzega.
   Niby wszystko jasne, ale nadal trudno pojąć, czemu miasto zamiast jednego właściciela kamienicy - niezwykle obiecującego inwestora, wolało mieć dwóch właścicieli ruiny, którzy nic w niej nie zrobią z przyczyn oczywistych...
PAWEŁ PLINTA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski