Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Połowa serca dla Wisły, połowa dla Limanovii

Redakcja
Rozmowa ze ZBIGNIEWEM SZUBRYTEM, sponsorem piłkarzy MKS Limanovia Szubryt oraz partnerem finansowym Wisły Kraków

Czy uprawiał Pan sport we wczesnej młodości?

- Jak każdy młody chłopak uganiałem się trochę za piłką po boisku przy Szkole Podstawowej nr 3 w Limanowej. Mieszkałem wówczas i mieszkam nadal w Starej Wsi Wola. To jest ta górna Stara Wieś. Stamtąd, od szóstej klasy podstawówki, dojeżdżałem do szkoły w Limanowej.

Z żadnym klubem nie był Pan formalnie związany?

- Nie, nigdy nie uprawiałem wyczynowo sportu, chociaż piłką nożną interesowałem się od dzieciństwa.

Inne dyscypliny Pana nie pociągały?

- Nie, raczej nie. Pochłaniał mnie futbol.

A narciarstwo, tak przecież popularne na ziemi limanowskiej?

- Owszem, jeździłem po górkach w okolicach Starej Wsi, ale nie było mowy o jakimś wyczynie. Po prostu szusowało się w dół na zwykłych deskach, potem brało się je na plecy i z powrotem maszerowało się na szczyt.

Ale na piłkarskie mecze Limanovii Pan chodził?

- Wie pan co? Ja tak na poważnie piłką nożną zaraziłem się szesnaście lat temu. Miałem pewnego współpracownika, który sięgając po gazety, najpierw szukał wiadomości o wynikach uzyskiwanych przez Wisłę Kraków. I to on zaszczepił we mnie tę Wisłę.

To był krakowianin?

- Nie, rdzenny limanowianin, ale po uszy, nieprzytomnie zakochany w Wiśle. No to i ja też zacząłem śledzić dokonania "Białej Gwiazdy". Początkowo w gazetach, później w internecie, w końcu inny kolega wyciągnął mnie do Krakowa na mecz przy ul. Reymonta. I jak pojechałem pierwszy raz, tak regularnie jeżdżę do dzisiaj.

Stając się partnerem finansowym Wisły...

- Rozpocząłem od sponsorowania przez rok występujących wówczas w II lidze siatkarek tego klubu, które awansowały o klasę wyżej. Przed dwoma laty przerzuciłem się na sekcję piłki nożnej.

Na czym polega ta umowa partnerska?

- Co sezon przelewamy na konto Wisły określoną w umowie kwotę pieniężną, w zamian za co umieszczamy reklamy firmy na stadionowych ledach. Mam poza tym swoje miejsca na loży VIP-owskiej, na którą mogę zabrać kolegów czy współpracowników. Jesteśmy tam doceniani, szanowani, częstowani różnymi smakołykami i trunkami. Bardzo fajnie to wygląda. Chwalę sobie tę współpracę.

Kiedy roztoczył Pan swą opiekę finansową nad Limanovią?

- Trzy lata temu zacząłem wspierać juniorów młodszych, a nieco później starszych. To był mój pierwszy akcent. A chłopcy, prowadzeni przez trenera Bogdana Biedę, zrewanżowali mi się awansem do ligi małopolskiej. Wkrótce przyszedł czas na występujących w V lidze piłkarzy. Pomagałem kilku zawodnikom, znalazłem im pracę, drużynie kupiłem stroje. Tak się to rozpoczęło.

Dźwignął Pan Limanovię z piątej do trzeciej ligi. Czy wówczas, na początku sponsorowania, przeszło Panu przez myśl, że los zetknie kiedyś obydwa wspierane przez Pana kluby w meczu o tak wysoką stawkę?

- Absolutnie nie. Chociaż nie, był taki moment. W ubiegłym roku Wisła grała w Pucharze Polski z czwartoligowcem, którego nazwy nie pamiętam, w każdym razie sponsorowanym przez firmę Drutex. Znakomicie wykorzystała ona, to znaczy ta firma, szansę na szerokie rozreklamowanie. Do przedmeczowego studia zaproszono sponsora, który wypromował i swoje przedsiębiorstwo, i miasto, w którym ma ono siedzibę. Oglądałem ten mecz w TVN Turbo i tak sobie wówczas pomarzyłem, że świetnie by było, gdyby okazję stawienia czoła "Wiślakom" otrzymała też Limanovia. No i doczekałem się.
Puchar Polski określany jest mianem turnieja tysiąca drużyn. Czy w momencie, gdy Limanovia przystępowała do rywalizacji, myślał Pan, że to właśnie ona stanie się rewelacją w gronie tych tysiąca zespołów?

- Kiedy chłopaki jechali na pierwszy mecz do Przyszowej z A-klasowym Krokusem, powiedziałem: - Tylko nie zawalcie, bo będzie nam wszystkim wstyd. Po meczu dostałem telefon: - Szefie, wszystko w porządku, wygraliśmy 7-2. Taki był początek. Zespół się rozkręcał, eliminował kolejno coraz groźniejszych przeciwników.

Aż przyszedł mecz z Lechią, o którym mówiło się, że będzie zwieńczeniem pięknej przygody.

- Tak, to miał być koniec pucharu, chodziło nam tylko o honorowe pożegnanie się z nim. Tymczasem udało się ograć Lechię. No i przyszło losowanie kolejnej rundy. Bardzo je przeżywałem. Losujemy, losujemy, wyciągane są kolejne drużyny, a tu ani słychu o Limanovii i Wiśle. Kiedy w urnie pozostały już tylko dwie karteczki, stało się jasne, że zagrają ze sobą wspomagane przeze mnie kluby.

Powiedział Pan wówczas, że ma rozdarte serce.

- No bo jak inaczej?

Ale przyznał Pan też, że bije ono raczej w limanowskim rytmie...

- Powiem inaczej: jestem zadowolony, ponieważ znalazłem się w komfortowej sytuacji. W przeciwieństwie do kibiców. Jeśli wygra Limanovia, będą się cieszyć sympatycy futbolu w Limanowej. Zwycięstwo Wisły usatysfakcjonuje krakowskich fanów. A ja będę zadowolony zarówno z triumfu Limanovii, jak i Wisły. A co do tego serducha, to podzielone jest ono równo: połowa serca dla Wisły, połowa dla Limanovii.

Limanovia przed 26 laty przeżywała już piękne pucharowe chwile. Odpadła dopiero po wysoko przegranym meczu z Polonią Bytom. Nie obawia się Pan, że sytuacja może się powtórzyć i gospodarze zostaną rozgromieni?

- Pewnie, że jest to możliwe, a nawet prawdopodobne. Wstydu nie będzie, jeśli Limanovia nie przegra wysoko. Pamiętajmy, z jaką marką przyjdzie jej się zmierzyć.

Na ile procent ocenia Pan szanse limanowian na przebrnięcie do ćwierćfinału?

- Na 30 procent.

Optymistycznie Pan na to spogląda...

- Puchary rządzą się swoimi prawami. Niech pan popatrzy, co zrobił także trzecioligowy Gryf Wejherowo. Wyeliminował ekstraklasowca z Zabrza. Górnik, przy całym szacunku dla trenera Adama Nawałki i jego drużyny, to co prawda nie ta klasa, co Wisła, ale awans Gryfa określić należy jako sensację wielkiego kalibru. Bardzo chcielibyśmy pójść jego śladem, choć zdajemy sobie sprawę ze skali trudności. Obawiam się ponadto, czy młodzi zawodnicy udźwigną presję telewizyjnej transmisji i obecności na stadionie trzech tysięcy ludzi.

Gdzież oni się wszyscy pomieszczą?

- Przecież za jedną z bramek budujemy dodatkową trybunę.

Pora rozgrywania spotkania nie jest specjalnie szczęśliwa. Kto może w normalny dzień roboczy wybrać się na mecz o godz. 13.30?
- Zgadza się, ale innej możliwości nie było. Stadion jest marny, brak na nim oświetlenia elektrycznego, a telewizja ma swoje wymogi.

Terminowe stoczenie zawodów w Limanowej do niemal ostatniej chwili wisiało na włosku...

- To prawda. Sprawę przesądziła dopiero deklaracja krakowskiej policji, że wesprze działania miejscowych służb o zachowanie porządku na stadionie. Jest tylko jedno zastrzeżenie: nie mogą zjawić się na nim zorganizowane grupy kibiców Wisły.

Podziela Pan opinię, że mecz Limanovii z Wisłą będzie wydarzeniem roku w Limanowej?

- Nie tylko w Limanowej, lecz w całym regionie. Stanie się znakomitą okazją na wypromowanie ziemi limanowskiej, samej Limanowej, mojej firmy, a także innych reklamodawców. Ich zainteresowanie Limanovią bardzo wzrosło po potyczce z Lechią. W ogóle to zwycięstwo przyczyniło się do popularyzacji futbolu. Niech pan sobie wyobrazi, że trzydziestu rodziców przyprowadziło swoje pociechy na treningi naszego klubu.

Jaki jest prezes Zbigniew Szubryt w życiu prywatnym?

- Spokojny, cichy. Nie lubię wychodzić poza własne ściany, niechętnie się afiszuję. To chyba wszystko na ten temat.

Nie zapomniał Pan o przebojowości?

- A, tak. Przebojowość to rzeczywiście mój atut. Bez niej nie osiągnąłbym tego, do czego udało mi się dojść. Ale o sukcesie decyduje głównie praca, praca, praca. Po 12, 15 godzin na dobę przez piętnaście lat.

Stara się Pan chronić swe życie osobiste?

- Tak, oczywiście. Mogę tylko powiedzieć, że jestem żonaty, mam trzy córki. Wszystkie obecnie studiują. W sumie dobrze mi się układa.

Starcza Panu czasu na rozwijanie innych, pozasportowych zainteresowań?

- Nie bardzo. Piłka pochłania mnie bez reszty. Jak nie jestem na meczu Limanovii, to siedzę na trybunach w Krakowie. I odwrotnie. W środę będę miał komfort: za jednym zamachem obejrzę w akcji obydwie moje ukochane drużyny.

Rozmawiał Daniel Weimer

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski