Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Położnictwo – dziś jest to zupełnie inny świat niż trzydzieści lat temu

Dorota Dejmek
Badanie USG 4D daje obraz trójwymiarowy, zmieniający się w czasie rzeczywistym. Tak, jakbyśmy umieścili w macicy kamerę i mieli podgląd na żywo, co robi dziecko – jakie wykonuje ruchy, grymasy twarzy itp.
Badanie USG 4D daje obraz trójwymiarowy, zmieniający się w czasie rzeczywistym. Tak, jakbyśmy umieścili w macicy kamerę i mieli podgląd na żywo, co robi dziecko – jakie wykonuje ruchy, grymasy twarzy itp. Fot. MARCIN MAKÓWKA
Rozmowa z dr. n. med. Antonim Marcinkiem, dyrektorem Szpitala na Siemiradzkiego, ordynatorem Oddziału Ginekologiczno- -Położniczego, o diagnostyce ultrasonograficznej, znieczuleniu zewnątrzoponowym, porodach rodzinnych i dzisiejszym podejściu do pacjentek.

– Jak warunki porodu zmieniły się w ciągu ostatnich 30 lat? Kobiety, których córki rodzą dziś dzieci, mówią, że to zupełnie inny świat.
– Mają rację. Położnictwo 30 lat temu i dziś, to dwa odmienne światy. Zacznijmy od opieki nad ciężarną i monitorowania ciąży. Dawniej kobiety ciężarne statystycznie rzadziej chodziły do lekarza; co więcej – były i takie, które nie odwiedziły lekarza przez całą ciążę i zjawiały się w szpitalu dopiero na poród. 30 lat temu badania ultrasonograficzne w Polsce dopiero raczkowały. Pojedyncze aparaty USG można było znaleźć w niektórych dużych szpitalach, zwłaszcza klinicznych, ale na pewno nie w przychodniach. Trzeba też dodać, że w porównaniu z dzisiejszymi były dość prymitywne – nie przedstawiały np. czasu rzeczywistego, a obraz na ekranie był diagnostycznie mało przejrzysty. Niektóre aparaty USG otrzymywaliśmy z darów i były, niestety, wysłużone.

– Dzisiejsze 30-latki nie mogą uwierzyć, że płeć dziecka do końca była nieznana...
– Dla mnie jako lekarza płeć to oczywiście jedna z mniej istotnych spraw – najważniejsze, aby dziecko urodziło się zdrowe. Ponieważ w tamtych latach diagnostyka była taka, a nie inna, wykrywalność wad rozwojowych u nienarodzonych dzieci była właściwie żadna. Lekarze mieli do dyspozycji słuchawkę położniczą oraz badanie kliniczne, ale już na przełomie lat 70. i 80. pojawiało się badanie KTG, czyli monitorowanie czynności serca płodu z jednoczesnym zapisem czynności skurczowej macicy. Wykonuje się je pod koniec ciąży i w trakcie porodu, aby wiedzieć, w jakim stanie jest dziecko i móc szybko zareagować, gdy pojawi się zagrożenie.

– Dziś można także rodzić bez bólu.
– Dawniej były pojedyncze próby znieczulania, np. podawanie rodzącej podtlenku azotu albo – sporadycznie, ze względu na wpływ na dziecko – środków z grupy opioidów. Konwencjonalną metodą było miejscowe znieczulenie krocza. Dziś walka z bólem weszła na nieporównywalnie wyższy poziom, kobiety mają do dyspozycji znieczulenie zewnątrzoponowe. To bardzo skuteczna metoda, niemal całkowicie lub całkowicie usuwa ból podczas porodu. 80 proc. kobiet, które rodzą po raz pierwszy, poddaje się tego typu znieczuleniu. Niektóre pacjentki, chociaż, co ciekawe, jest ich niewiele, decydują się rodzić w wannie porodowej – woda również łagodzi ból. Dawniej, zanim doszło do rozwiązania, ciężarne spędzały czas w szpitalnym łóżku, cierpiąc, kiedy nasilały się skurcze. Teraz mogą spacerować, korzystać ze specjalnej piłki, co także bardzo pomaga. Współczesne sale porodowe bardziej przypominają wystrojem pokój niż szpital, co również łagodzi stres i pozytywnie wpływa na samopoczucie kobiety.

Ponadto kobieta nie musi już rodzić leżąc na wznak.
– Oczywiście, może to być pozycja kuczna, na boku – wszystko zależy od preferencji pacjentki i od tego, w jakiej pozycji jest jej najłatwiej i najwygodniej. Jednak niwelowanie bólu to nie wszystko.

– Co jeszcze jest ważne?
– Podejście do rodzącej kobiety. Kontakt, rozmowa, życzliwość i uśmiech. To bardzo istotne sprawy i wiele się na tym polu zmieniło. Przygotowanie pacjentki, wyjaśnienie, wytłumaczenie także łagodzi ból i strach, tyle że bez środków farmakologicznych. Tego kiedyś nie było, można powiedzieć, że to zdobycz ostatnich 20-30 lat.

– Nie było także porodów rodzinnych, a dzieci tuż po urodzeniu przenoszono na inną salę.
– Kiedy wprowadziliśmy w naszym szpitalu porody rodzinne, prosiłem ojców, którzy w nich uczestniczyli, o wpisywanie na gorąco swoich przeżyć w specjalnie założonej książce. To były niezwykłe wpisy, bardzo emocjonalne, poruszające, takie z głębi serca. Przebycie drogi porodowej wraz z partnerką, uczestnictwo w narodzinach dziecka w niezwykły sposób przyspiesza ojcowską dojrzałość. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że porody rodzinne to sprawa, którą należy propagować. Dziś to norma, podobnie jak położenie noworodka bezpośrednio po porodzie na brzuchu i piersiach mamy.

– Bicie serca mamy i jej dotyk uspokaja dziecko?
– Przyjście na świat jest dla dziecka wielkim stresem. Z bezpiecznego azylu rzucone zostaje w nieznane środowisko. Szok jest więc duży. Kontakt z matką, znajome bicie serca, ciepło niweluje stres, noworodek przestaje płakać, zwykle zasypia. Także wczesne przystawienie do piersi powoduje, że dziecko uczy się w miarę szybko jeść w ten sposób, natomiast drażnienie brodawki sprawia, że pokarm szybciej napływa. Dziś więc, kiedy dziecko urodzi się zdrowe, po odpępnieniu i obejrzeniu przez pediatrę, pozostaje na piersi mamy przez dwie godziny. Dopiero potem następuje dokładne badanie noworodka i przewiezienie obojga na oddział położniczy. Dziecko w specjalnym łóżeczku jest cały czas przy mamie.

– Nie jest już zawinięte razem z rączkami w ciasny becik, a mama może je karmić o dowolnej porze.
– Mama uczy się również pielęgnacji noworodka. Zachęcamy do tego, to bardzo istotna sprawa. Pielęgniarki instruują, edukują, a świeżo upieczona mama, a także ojciec – bo dziś oddziały położnicze są oddziałami otwartymi i rodzina może przebywać z pacjentką – zajmują się dzieckiem. Oczywiście, niezbędne jest zachowanie czystości, higiena, niesiadanie na łóżku pacjentki. To już nie te czasy, kiedy noworodka przynoszono matce o określonych porach do karmienia, a ojcowie mogli zobaczyć swojego potomka jedynie przez szybę.

– Co jeszcze się zmieniło w ostatnich latach w położnictwie?
– Niewyobrażalny postęp to opieka nad dziećmi przedwcześnie urodzonymi. Dziś większość z nich ma szansę na życie. W naszym szpitalu rodzą się tzw. wcześniaki starsze, czyli od 30. tygodnia życia. W ośrodkach o trzecim stopniu referencyjności przychodzą na świat dzieci z wcześniejszych faz ciąży. System, który został w miarę dobrze upowszechniony, to system transportu do takiej placówki – nie wcześniaka już po urodzeniu, tylko kobiety w ciąży, co jest najbardziej bezpieczne dla dziecka.

– Chyba też więcej niż dawniej wykonuje się cięć cesarskich. Czy tak jest rzeczywiście?
– Istotnie, liczba cięć cesarskich w ciągu ostatnich 30 lat wzrosła kilkukrotnie. Kiedyś cesarek było mniej niż 10 proc., a teraz w niektórych placówkach nawet 50 proc. dzieci przychodzi w ten sposób na świat. Statystyczne w Polsce to ponad 30 proc. Problem na pewno jest złożony. Z jednej strony lepsza diagnostyka, co umożliwia wczesne wykrycie wszystkich nieprawidłowości będących wskazaniami do wykonania cięcia cesarskiego, z drugiej – sprawy związane z odpowiedzialnością lekarzy, którzy mogą w niektórych sytuacjach zaordynować cięcie niż potem – gdyby pojawiły się nieprzewidziane komplikacje – stanąć przed zarzutem, że zaniechali tego zabiegu.

– Niektóre kobiety tak panicznie boją się porodu, że chciałyby rozwiązać ciążę właśnie w ten sposób.
– W polskim prawodawstwie nie istnieje „wykonanie cięcia cesarskiego na życzenie”. Muszą być wskazania położnicze, czyli np. nieprawidłowe ułożenie płodu lub pozapołożnicze, związane m.in. z chorobą matki. Lęk przed porodem określany jest jako tokofobia, ale w nomenklaturze medycznej takie rozpoznanie nie istnieje. Nie bez winy są media i internet, gdzie można znaleźć mrożące krew w żyłach opisy naturalnych porodów. Ponadto pierwsze cięcie wykonane u kobiety wyzwala wskazania do następnego zabiegu i drugie dziecko również przychodzi na świat w ten sposób, chociaż ok. 40 proc. kobiet po cesarce mogłoby rodzić siłami natury. To wszystko sprawia, że dziś za dużo wykonuje się cięć cesarskich, tymczasem nie ma już wątpliwości, że lepszy dla zdrowia dziecka i bezpieczniejszy dla matki jest poród siłami natury.

– Dlaczego?
– Lepiej przygotowuje dziecko do życia pozałonowego, noworodek lepiej sobie radzi, np. oddechowo. Po cięciu cesarskim częściej też zdarzają się różnego rodzaju wczesne i późne powikłania położnicze – np. w USA statystycznie około 6-krotnie, a w krajach mniej rozwiniętych aż 10-krotnie częściej niż po porodzie siłami natury. Aby uniknąć bólu porodowego nie trzeba od razu odwoływać się do takiego rozwiązania, jakim jest cesarka. Można wybrać znieczu- lenie zewnątrzoponowe, dzięki któremu nie czuje się silnych skurczów macicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski