Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polscy sportowcy wysyłają mu SMS-y: Eddie, słabo się starasz

Grażyna Starzak
Ksiądz Edward Pleń i Tomasz Majewski, olimpijczyk, złoty medalista w pchnięciu kulą
Ksiądz Edward Pleń i Tomasz Majewski, olimpijczyk, złoty medalista w pchnięciu kulą Fot. Archiwum prywatne
Podróżuje tak często, że gdy bracia salezjanie widzą go w refektarzu na śniadaniu, mówią: witamy nowego gościa! – A gdy się zdarzy, że mam całe dwa dni wolne, pytają z troską, czy aby nie zaniemogłem? – opowiada ksiądz Edward Pleń, kapelan sportowców.

Z Kamilem Stochem przyjaźni się od olimpiady w Turynie. Wszyscy pytają go, jaki jest prywatnie nasz mistrz olimpijski w skokach? – Skromny. Nie lubi wielkich spotkań, gwiazdorzenia. Dla niego największą radością jest przebywanie z rodziną, z przyjaciółmi, w domu. Ta nasza znajomość jest bardzo głęboka. Gdy Kamil mówi coś o panu Bogu, ludzie myślą, że ja go poinstruowałem. Ale tak nie jest. Często podkreślam, że to ja uczę się od niego wielu rzeczy – mówi ks. Edward Pleń.

W styczniu 2011 r. w Zakopanem, gdy Kamil Stoch pierwszy raz wygrał konkurs Pucharu Świata, ks. Edward Pleń przez trzy dni wstrzymał się z gratulacjami. Gdy zadzwonił, zapytał, czy Kamil już świętuje. – I nie czekając na odpowiedź, powiedziałem mu, że jeszcze nie czas na to, bo nic nie zostało mu dane raz na zawsze.

Rodzina Stochów traktuje go jak bliskiego krewnego. Zaprasza na różne uroczystości. To on w sierpniu 2010 r. udzielał ślubu Kamilowi i Ewie Bilan we wsi Czerwienne koło Zakopanego. Była cisza jak makiem zasiał, gdy ks. Pleń mówił do Kamila, że „nadeszła chwila, by oddać może ten najważniejszy skok”, żeby „przyłożył się do niego i zakończył go małżeńskim telemarkiem”.

Ks. Pleń ma wspaniały kontakt ze wszystkimi czołowymi sportowcami. Także z Justyną Kowalczyk. Na igrzyskach w Soczi rozmawiał z nią po każdym starcie. –Po tym pierwszym, gdy zajęła szóste miejsce, wiele osób przewidywało, że to koniec. A ja przed jej biegiem na 10 kilometrów zapewniałem w telewizji, że będzie dobrze, bo sukces Justyny jest potrzebny innym polskim sportowcom, by ich zmobilizować.

Po tym „złotym” biegu Justyna podziękowała księdzu, że w nią wierzy. Był z nią także wtedy, gdy zeszła z trasy: „Księże, wszystko jest w porządku, tylko coś rozjechało mi się w nodze” –powiedziała mu.

Znakomitego polskiego łyżwiarza Zbigniewa Bródkę zna od 2010 r., od olimpiady w Vancouver. Już wtedy wiedział, że Bródka osiągnie wielki sukces. – Bardzo poukładany chłopak. Moim zdaniem Zbyszek to odbicie Kamila. Bardzo religijny. Po zdobyciu złotego medalu dostałem od Zbyszka SMS: „Przyjacielu, dziękuje za twoją modlitwę. Wiara czyni cuda”.

Oficjalnie ks. Pleń pełni funkcję duszpasterza polskich sportowców. W rzeczywistości jest ich powiernikiem i przyjacielem. Spowiada ich, udziela ślubów, chrzci dzieci. Kamil Stoch przyznaje, że „Eddi” – tak go nazywają – jest współtwórcą jego olimpijskich sukcesów. Co robi, żeby zasłużyć sobie na takie opinie? – Nic specjalnego. Cytując słowa papieża Franciszka, odpowiem, że „jestem tylko pokornym i skromnym robotnikiem winnicy Pańskiej na sportowej niwie”. Po prostu staram się być blisko sportowców. Rozmawiać z nimi.

Kiedy zawodnicy przeżywają niepowodzenia, mówi im, że „to nie koniec świata, a jutro jest nowy dzień, nowe nadzieje i nowe marzenia”. Jak wygrywają, przypomina: „Pamiętaj, przyjacielu, żebyś był prawdziwym mistrzem, potrzebujesz więcej pracy, cierpliwości i pokory. Pamiętaj, że o kolejny medal musisz zawalczyć od nowa, przygryźć wargi ze zmęczenia, przezwyciężyć ból, uporać się z tęsknotą za rodziną”.

Cieszy się, że sportowcy, mimo różnicy wieku, traktują go jak przyjaciela. – Im potrzeba kogoś, przed kim mogą się wypowiedzieć na każdy temat, wypłakać, nawet wykrzyczeć czy też wylać złość, jaka w nich się nazbierała w stosunku do innej osoby. Muszą mieć jednak pewność, że to, co powiedzą, zostanie między nami – podkreśla.

Relacje między nimi są tak bliskie, że jako jeden z pierwszych dowiaduje się o najważniejszych wydarzeniach w ich życiu. Sportowym i osobistym. Gdy urodzi się im syn czy córka, zaraz dzwonią do niego, wysyłają SMS-y. Podają, ile ma wzrostu, ile waży, jakie ma imię. Piszą „mama i córka czują się dobrze”. On odpisuje „a jak się tato czuje?”. Raz jeden z zawodników zadzwonił o 3 nad ranem. Był trochę zły, ale gdy usłyszał słowa: „Przyjacielu, 15 minut temu urodził mi się syn. Jesteś pierwszą osobą, do której dzwonię”, cała złość mu przeszła. Do rana nie mógł zasnąć z emocji.

Ks. Pleń jest zaprzyjaźniony nie tylko z naszymi sportowcami, ale też z ich rodzinami. Dlatego „może z całą odpowiedzialnością powiedzieć”, że dom, w którym się wychowali, ma ogromny wpływ na ich sukcesy, na to, co osiągnęli– Sportowiec wiele wynosi z domu, z takiego zwyczajnego Nazaretu. Kamil, Justyna, Zbyszek Bródka, Konrad Niedźwiecki, Jasiu Szymański, Luiza Złotkowska, Sławek Szmal, Marcin Lewandowski wiele zawdzięczają rodzicom. Pracowitość, wiarę, umiejętność znoszenia porażek, przyjmowania zwycięstw.

Jak nikt inny zna naszych czołowych olimpijczyków. Pytam go więc, czy ta ich religijność, te znaki krzyża, inne gesty nie są aby na pokaz? – Też się nad tym zastanawiam, często rozmawiam z nimi na ten temat. Uświadamiam im, że nie może to być pusty gest. Mówię wręcz: „Słuchaj, a dlaczego ty to robisz, dlaczego ty się żegnasz?”. Są wtedy zaskoczeni. A ja dalej: „Drogi przyjacielu, to jest piękne, ale czy ty wiesz, z czym to się wiąże, jakie zobowiązanie bierzesz na siebie?”. Bo to znaczy, że będziesz postępował, zachowywał się na boisku na skoczni, na bieżni jak chrześcijanin, że będziesz grał fair, szanował drugiego zawodnika.__

Uważa, że mijający rok był dla polskiego sportu wyjątkowo udany. Zimowe igrzyska olimpijskie w Soczi na długo zapamięta. Choćby z tego powodu, że odległości między ośrodkami mierzyło się w godzinach, nie w kilometrach. Bo droga do nich była wąska i kręta. – Kiedy chciałem jednego dnia odwiedzić wszystkie wioski olimpijskie, to wychodziłem z pokoju o siódmej rano i wracałem o północy. Ale trzeba było to robić, by spotkać się z naszymi sportowcami, pobyć z nimi, porozmawiać.

Twierdzi, że życzliwością wobec obcych Rosjanie – zwykli ludzie, wolontariusze – pobili gospodarzy poprzednich olimpiad. Choć – przyznaje – jechał tam z pewnymi obawami. – Na szczęście nie spełnił się czarny scenariusz, o którym czytałem w mediach. Wszystko było świetnie zorganizowane. Od strony sportowej i duchowej.

W czasie Euro 2012 zadbał o to, żeby opiekę duszpasterską mieli sportowcy różnych wyznań, którzy przyjechali wtedy do Polski. Zorganizował także nabożeństwa ekumeniczne, dzięki którym kibice mogli bardziej się zintegrować. W Soczi świetnie dogadywał się z 12 rabinami i setką kapłanów pięciu największych religii świata. – Organizatorzy przygotowali osobne sale modlitwy dla katolików, prawosławnych, muzułmanów, Żydów i buddystów. Nie przeszkadzaliśmy więc sobie nawzajem – opowiada.

Który moment z igrzysk w Soczi najbardziej utkwił mu w pamięci? – Chyba ten, gdy odprawiałem mszę świętą dziękczynną. Na ołtarzu, w wiosce olimpijskiej, gdzie mieszkali łyżwiarze, leżały trzy medale: złoty, srebrny i brązowy. Chciałem nawiązać do tych medali, ale byłem tak wzruszony, że… popłakałem się. Po mszy podszedł do mnie Tadzio Kowalczyk, prezes Polskiego Związku Łyżwiarskiego, i powiedział, że nie ma co się wstydzić łez. Odpowiedziałem, że nie wstydzę się łez, ale chciałem powiedzieć coś więcej.

Tegoroczny sezon zimowy kiepsko się zaczął dla polskich sportowców. Kontuzja Kamila Stocha, słabe występy pozostałych skoczków, odległe miejsca Justyny Kowalczyk w pierwszych zawodach Pucharu Świata. Kibice mają prawo być zaniepokojeni. Ks. Edward Pleń wierzy jednak, że to jeszcze będzie udany sezon. – Proszę się nie martwić o Kamila. Rozmawiałem z nim po operacji. Mówił „noga boli, ale bardziej boli serce”. Bo sport jest dla niego wszystkim. Ale on jeszcze pokaże klasę. Przecież to dopiero początek sezonu! Co do Justyny Kowalczyk radzę kibicom, żeby nie bawili się w sędziów i nie wydawali zbyt pochopnie wyroków. Wszystko ma swój czas. I sukcesy, i porażki. Tak jest w każdym zawodzie.

Sam nie uprawia żadnej dyscypliny. Mówi z uśmiechem, że chyba zapisze się do Formuły 1. Żeby zdążyć na zapisane w kalendarzu spotkania, dosłownie połyka setki kilometrów każdego dnia. Taki już jest.

Ks. Edward Pleń, urodził się w Mszanie Górnej.

Od 2002 r. jest krajowym duszpasterzem sportowców. Sześć razy był kapelanem polskich olimpijczyków. Towarzyszył naszym sportowcom w Atenach (2004), Turynie (2006), Pekinie (2008), Vancouver (2010), Londynie (2012) i w Soczi (2014). Jest współzałożycielem Salezjańskiej Organizacji Sportowej – Salos. Organizacja ta działa do 1992 r. i skupia ponad 30 tys. dzieci i młodzieży. Głównym jej celem jest wychowanie przez sport. Za swoje osiągnięcia Salos był wielokrotnie nagradzany, dyplomami premiera Rzeczypospolitej, ministra edukacji oraz ministra sportu i turystyki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski