Polska alergia na zakazy, ale nie liczby. Żarówki tradycyjne wymieniamy na energooszczędne, bo przekonaliśmy się, że to opłacalne

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Kiedy sześć lat temu, w trzecim roku obowiązywania unijnej dyrektywy zakazującej produkcji i sprzedaży żarówek powyżej 40 W, ujawniliśmy, że takie żarówki można kupić w każdym polskim markecie – jako „specjalistyczne” – Czytelnicy prześcigali się w pomysłach, jak mogłaby wyglądać egzekucja przepisów dyrektywy.

Jeden proponował „wprowadzenie trójek społecznych, które będą chodzić po domach i dokonywać oględzin. Winnych - w najlepszym wypadku (60 wat) - karać chłostą na krakowskim Rynku, a poważniejszych zbrodniarzy (100 wat) dodatkowo zsyłką na Sybir”.

Cała Polska śmiała się z unijnej dyrektywy antyżarówkowej i masowo kupowała do domów żarówki „specjalistyczne”. Jeszcze w 2015 r. GUS szacował, że ponad 85 proc. polskich domów używa tradycyjnych źródeł światła, a energooszczędne świetlówki, o LED-ach nie wspominając, to u nas wciąż egzotyka.

Od tego czasu weszły w życie kolejne przepisy dyrektywy – ostatnio ze sklepowych półek miały definitywnie zniknąć halogeny – ale jak ktoś ma ochotę, może i dziś bez problemu wszystkie „zakazane przez Unię” produkty kupić w polskim markecie. Względnie legalnie. A to, że wkręci „specjalistyczną” żarówkę w łazience, a nie w warsztacie lub semaforze, to jego prywatna sprawa.

Nie da się jednak ukryć, że bezprecedensowa w skali Unii „antyżarówkowa partyzantka” Polaków właśnie wygasa. Nie dlatego, że ktoś Kowalskiego i Nowaka ściga. Ot, LED-y tanieją, są coraz bardziej niezawodne, świecą światłem ciepłym lub zimnym, zależnie od upodobań użytkownika, a zużywają wielokrotnie mniej prądu od poczciwych baniek Edisona. W erze drożejącej energii (i zapowiedzi dalszych wzrostów jej cen) ma to coraz większe znaczenie.

My, Polacy, mamy może - historycznie uzasadnioną - alergię na nakazy i zakazy, zwłaszcza te, które wydają się nam głupie. Coraz rzadziej przytrafia nam się natomiast alergia na kalkulator.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Polska partyzantka żarówkowa: Unia zakazuje sprzedaży marnotrawnych źródeł światła, a my wkręcamy żarówki sygnalizacyjne w salonie

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na Twitterze!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na Twiterze!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

R
Ryszard

Wszystko zależy od pomieszczenia. Jak często jest używane, czy potrzebujemy tam dużo światła itd. Na przykład w piwnicy i garażu mam takie żarówki liniowe https://dlaelektrykow.pl/54-liniowe, które świetnie się sprawdzają. W pokojach, w których jestem częściej, zmieniłem już na oświetlenie LED. Skrupulatnie spisuję wydatki, patrzę na pobór prądu i powiem tak - OPŁACA SIĘ. Rozmawiam z kolegami, którzy w swoim domach nadal mają zwykłe żarówki, które mają małą żywotność, dlatego zalecam im zmianę.

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski
Dodaj ogłoszenie