Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska Gierka była dyktaturą

Redakcja
Fot. archiwum
Fot. archiwum
- Edward Gierek cieszy się opinią najlepszego przywódcy okresu PRL. Czy to twierdzenie jest uzasadnione?

Fot. archiwum

Gierek od początku bał się masowych reakcji Polaków - mówi ANTONI DUDEK w rozmowie z Agatonem Kozińskim

- Zależy, jakie kryterium oceny przyjmiemy. Jeśli uznamy, że najważniejsze jest tak zwane ogólne wrażenie, to na pewno Gierkowi należy się palma pierwszeństwa. W latach 70. bardzo istotnie podniósł się poziom życia w kraju, to był najwyraźniejszy tego typu wzrost we wszystkich dekadach PRL. Polska została w tym czasie zmodernizowana - choć tej modernizacji dokonano ekstensywnie i na kredyt. W wielu obszarach dokonano inwestycji nietrafionych, jak choćby w przypadku Huty Katowice. Poza tym nie we wszystkich dziedzinach Gierek przebijał innych komunistycznych przywódców. Na przykład jeśli spojrzy się na niego przez pryzmat niezależności od Moskwy, to on wyraźnie przegrywa z Władysławem Gomułką. Ale na pewno gdybyśmy mieli wybierać najbardziej wartościowego przywódcę PZPR, to wyboru byśmy dokonywali między nimi dwoma. Ani Bolesław Bierut, ani Wojciech Jaruzelski nie mają szans w konkurencji z nimi. Wprawdzie o spuściznę po Jaruzelskim cały czas trwa ostry spór, ale moim zdaniem ocena historyczna jego dokonań będzie bezlitosna.

- Gomułka miał mniejsze sukcesy gospodarcze niż Gierek, ale też rządził w czasach głębokiej powojennej recesji. W latach 70. światowa gospodarka - przynajmniej do kryzysu naftowego - świetnie się rozwijała. Czy więc Gierkowi nie można zarzucić grzechu zaniedbania? Czy rzeczywiście wykorzystał on tę świetną koniunkturę?

- Rzeczywiście, w czasach Gierka gospodarka światowa była w dużo lepszym stanie niż w czasach Gomułki. To były czasy odprężenia między Wschodem a Zachodem, poza tym kraje zachodnie dużo chętniej udzielały kredytów niż wcześniej. Gomułka nie mógł z tego skorzystać. Z dwóch powodów.

- Jakie to są powody?

- Po pierwsze, on niechętnie zaciągał kredyty, po drugie, nie miał zaufania do Zachodu. Ale nawet gdyby miał takie możliwości finansowania różnych swych działań jak Gierek, to przyniosłyby one podobne efekty. Głównie dlatego, że pieniądze wpompowane zostałyby do gospodarki nakazowo-rozdzielczej, czyli gospodarki sterowanej centralnie i nieefektywnej. Ten system, wymyślony w latach 20. XX wieku w ZSRR, zbankrutował we wszystkich krajach europejskich, w których go wprowadzono - funkcjonuje jedynie w Chinach, ale tylko dlatego że Pekin odszedł od wszystkich dogmatów tego systemu. To działa trochę na usprawiedliwienie Gierka. Trudno było od niego oczekiwać, że naprawi ten system, skoro on był nienaprawialny.

- Ale mógł przynajmniej nie robić tylu długów. Gomułka miał nad nim taką przewagę, że przynajmniej nie obciążał finansowo następnych pokoleń.

- Pod tym względem Gierek mógł postąpić inaczej. On chciał poprawić życie Polakom i to mu się udało. Duża część z nich zanotowała absolutnie bezprecedensowy wzrost poziomu życia. Tylko ceną za to jest równia pochyła, po jakiej kraj zaczyna się zsuwać od 1976 roku. Kończy się to w roku 1980 największą falą strajków w powojennej historii Polski.
- Ale do dziś są ludzie, którzy bronią jego polityki ekonomicznej...

- Zwolennicy Gierka często zapominają o tym, że strajki, które doprowadziły do narodzin "Solidarności", nie wzięły się znikąd, lecz z ogromnego niezadowolenia wywoła- nego bankructwem programu budowy "drugiej Polski" - by sięgnąć po określenia z tamtych lat. Dziś można analizować, co Gierek mógł zrobić inaczej, ale należy pamiętać, że jego pole manewru było mocno ograniczone. Jego doradcy, m.in. prof. Paweł Bożyk, który do dziś broni polityki gospodarczej lat 70., wepchnęli I sekretarza na pewne tory, z których później ciężko było mu zejść. Dlatego mniej bym go obwiniał za sytuację gospodarczą - choć to ona doprowadziła do jego politycznego upadku. Natomiast uważam, że mógł mniej robić w warstwie symbolicznej. Na przykład wcale nie musiał dokonywać nowelizacji konstytucji w 1976 r., kiedy zdecydował się wpisać do ustawy zasadniczej zapisy o sojuszu ze Związkiem Sowieckim czy o przewodniej roli PZPR. To było niepotrzebne, nikt tego od Gierka nie wymagał. W ten sposób chciał się wykazać przed Kremlem. W tym czasie w Moskwie zmieniono całą konstytucję, więc on próbował dowieść, że Polska także się zmienia.

- W porównaniach Gierka z innymi przywódcami okresu PRL jedno rzuca się w oczy - on, właściwie jako jedyny, nie strzelał do tłumów.

- Tak, zgadza się. Wiąże się to z okolicznościami, w jakich Gierek doszedł do władzy. Został I sekretarzem partii, bowiem Gomułka zaczął strzelać do robotników protestujących na Wybrzeżu. Bez tego wydarzenia Gierek pewnie nigdy nie objąłby władzy. Ale później notował kolejne sukcesy - jak choćby wizyta u stoczniowców, podczas której padły słynne słowa: "Pomożecie? Pomożemy!". Później zresztą stał się on niejako zakładnikiem tej sytuacji. Gdy w 1976 r. wybuchły w Radomiu protesty, to on osobiście zakazał używania broni palnej. Choć "ścieżek zdrowia" już nie zakazał, także nie posuwałbym się zbyt daleko w idealizowaniu go. Na pewno był łagodniejszy od Jaruzelskiego, ale mimo to Polska pod jego rządami była dyktaturą, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Co jakiś czas dochodziło do tajemniczych pobić, w przypadku Stanisława Pyjasa niemal na pewno doszło do pobicia. To wszystko Gierka obciąża.

- I to dowodzi jego niekonsekwencji. Jemu regularnie zdarzało się zmieniać zdanie, ulegał pod presją tłumu - jak choćby w 1976 roku, gdy wycofał się z podwyżek cen. Skąd to się brało?

- Gierek bał się tłumów, a także obawiał się Zachodu. Jego liberalizm wynikał w dużej mierze z tego, że chciał być przyjmowany przez największych przywódców świata zachodniego. I rzeczywiście, spotykał się z kanclerzem Niemiec Helmutem Schmidtem, miał dobry kontakt z prezydentem Francji Valerym Giscardem d'Estaing, rozmawiał z amerykańskimi prezydentami. Ale o te kontakty byłoby trudno, gdyby miał krew na rękach czy gdyby przetrzymywał więźniów politycznych. Dlatego Gierek się tego wystrzegał. Chciał uchodzić za najbardziej prozachodniego przywódcę w bloku wschodnim - i do pewnego momentu to mu się udawało. Choć i tak nie zapobiegło to jego upadkowi.
- Czy to nie jest kolejny przykład niekonsekwencji Gierka? Z jednej strony, chciał być bardzo prozachodni, z drugiej - wpisywał do konstytucji wieczną przyjaźń z ZSRR. Czemu miała służyć ta strategia gry na wielu fortepianach?

- Gierek zawsze działał na dwóch frontach. Polacy lepiej pamiętają jego otwarcie na Zachód. To pokazywano na ekranach telewizorów, ale to też przekładało się na życie osobiste wielu osób, przecież w tamtych czasach było dużo łatwiej otrzymać paszport niż dawniej, w sklepach pojawiły się coca-cola i papierosy marl-boro.

- Dzieci pamiętają jeszcze gumę do żucia z Kaczorem Donaldem.

- Tak, ale to była tylko fasada. Za tą fasadą kryły się konkretne decyzje, o których nie mówiono publicznie, a które wiązały Polskę silniej ze Związkiem Sowieckim, niż to miało miejsce w czasach Gomułki. Klasycznym przykładem takiej sytuacji jest Wojsko Polskie. Po 1957 r., kiedy Gomułce udało się odesłać praktycznie wszystkich radzieckich doradców wojskowych do Moskwy, nastąpiła polonizacja armii. Natomiast Gierek zgodził się podporządkować zdecydowaną większość wojsk bezpośrednio naczelnemu dowództwu Układu Warszawskiego. Do 1970 r. dowództwo układu mogło dowodzić polską armią za pośrednictwem sztabu generalnego. Gierek zgodził się na to, by poszczególne jednostki, całe dywizje, zostały podporządkowane Moskwie, omijając sztab generalny. W czasie jego rządów doszło do większego zacieśnienia współpracy służb specjalnych. Mamy wreszcie serię posunięć gospodarczych bardzo mocno wiążących Polskę z ZSRR. Symbolem tego jest budowa szerokotorowej linii kolejowej łączącej Hutę Katowice ze wschodnią granicą - tak żeby nie trzeba było zmieniać podwozi pociągów na granicy Polski ze Związkiem Sowieckim. Te wszystkie posunięcia dużo silniej związały nasz kraj ze Wschodem, niż to miało miejsce za czasów Gomułki. Ale o tym wiedzieli tylko nieliczni, bowiem Gierek tym się nie chwalił. Zależało mu jednak na tym, by Moskwa nie nabrała przekonania, że on chce być kolejnym Nicolae Ceauşescu, czyli przywódcą bloku wschodniego, który separuje się od Moskwy.

- Wspomniał Pan, że Gierek działał na dwóch frontach - przy czym tylko jeden widać było w telewizji. Na ile jego współczesny mit jest konsekwencją nowoczesnej propagandy czy, używając współczesnego języka, PR-u, jaki stosował?

- Mimo wszystko nie da się epoki Gierka sprowadzić tylko do propagandy. Za jego czasów ma miejsce wzrost jakości życia i to jest fakt bezdyskusyjny. Wtedy na przykład ruszyło masowe budowanie mieszkań. Owszem, było to liche budownictwo z wielkiej płyty, ale to jednak realni ludzie mogli wreszcie zamieszkać w realnych, własnych mieszkaniach. To Gierkowi pamięta się do dziś, podobnie jak inne sztandarowe inwestycje tamtej epoki, na przykład gierkówkę czy produkcję maluchów. Ale obok tych realnych osiągnięć mieliśmy też propagandę. Jej głównym autorem był Maciej Szczepański, ówczesny szef Radiokomitetu. Uczynił on z TVP tubę gierkowskiej propagandy. Wprowadził kolor, atrakcyjne programy. Z "Dziennika Telewizyjnego" uczynił najważniejszy, trwający godzinę, program informacyjny. Ale miał też oryginalne posunięcia, na przykład sprowadził do Polski niezwykle wtedy popularny zespół ABBA, by dał specjalny koncert dla telewidzów, czy rozwijał festiwal w Opolu z koncertami gwiazd tamtej epoki. W ten sposób świetnie opakował gierkowską propagandę. Ówczesny program telewizyjny dobrze się oglądało - sam to pamiętam. Ta metoda przestała działać dopiero pod koniec lat 70., gdy rozdźwięk między rzeczywistością a faktami pokazywanymi w telewizji zrobił się zbyt duży. Miało to miejsce choćby przy okazji zimy stulecia, kiedy temperatura -5 st. C właściwie sparaliżowała kraj.
- Nam nie trzeba Bundeswehry, nam wystarczy minus cztery - słynne powiedzenie z tamtych czasów.

- Ale w telewizji dalej powtarzano na okrągło, że wszystko jest wspaniale, a Polska to 10. najbardziej uprzemysłowione państwo świata. Manipulację było też widać przy okazji przyjazdu Jana Pawła II do kraju w 1979 r. Na spotkaniu z papieżem pojawiły się tłumy, a w telewizji widać było tylko wąskie plany z jakimiś księżmi i staruszkami. Obraz, jaki ludzie widzieli na żywo, nijak się miał do tego, co pokazywano w TVP. Wtedy łuski opadły z oczu i efektem tego było lato 1980 r.

- Doszliśmy do wydarzeń sierpniowych, które były konsekwencją rządów Gierka. A czy jego należy też obarczyć odpowiedzialnością, przynajmniej częściową, za stan wojenny?

- Nie. Gierek zgodził się podpisać porozumienia z "Solidarnością" w 1980 r., bowiem - jak sam kiedyś przyznał - w ten sposób wybrał mniejsze zło. Według niego użycie siły było większym złem.

- Odwrócę więc pytanie. Czy gdyby Gierek rządził w 1981 roku, nie doszłoby do wprowadzenia stanu wojennego?

- Gdyby Gierek dłużej rządził, to pewnie zachowywałby się jak Stanisław Kania. Z jednej strony, próbowałby się porozumieć z umiarkowaną częścią "Solidarności", z drugiej próbowałby ją rozbić za pomocą akcji propagandowych i służb specjalnych. Taką właśnie strategię realizował Kania, zastępca Gierka, który objął po nim władzę w PZPR i przez rok ją utrzymywał. On konsekwentnie odwodził Moskwę od myśli, by centralnie uderzyć w "Solidarność". Natomiast Jaruzelski, po tym jak zajął miejsce Kani, uznał, że jego strategia jest drogą donikąd i zdecydował się na uderzenie. Tak że Gierek pewnie stanu wojennego by nie wprowadził. Ale proszę też pamiętać, że szanse na to, żeby on dotrwał u władzy do października 1981 r., były żadne. Pomijam już kwestię tego, że w 1980 r. dostał rozległego zawału serca. W tamtym okresie dynamika rozwoju "Solidarności" oraz niezadowolenia społecznego była tak duża, że Gierek nie miał szans przetrwać na stanowisku I sekretarza. Bez względu na to, jakby się zachował. Gdyby w sierpniu 1980 r. zdecydował się na użycie siły, to jego upadek byłby pewnie jeszcze bardziej dramatyczny. Mimo wszystko Jaruzelski w grudniu 1981 r. miał bez porównania łatwiejszą sytuację niż Gierek w sierpniu 1980 r. W chwili gdy wprowadzano stan wojenny, "Solidarność" była już potwornie zmęczona ciągłymi strajkami, ona stawiała dużo słabszy opór, niż miała szansę postawić półtora roku wcześniej. Ale Gierek w żaden sposób nie miał szans tego doczekać u władzy.

- Czyli zwrot o przerwanej dekadzie Gierka to nic innego tylko kolejny element jego propagandy.

- Gierek zbudował sobie legendę, że był o krok od rozwiązania problemów gospodarczych kraju i tylko spisek Kani oraz Jaruzelskiego mu to uniemożliwił. Co ciekawe, on się broni w niemal podobny sposób jak jego poprzednik, czyli Władysław Gomułka. On twierdził, że władzy pozbawił go układ Gierka z Tejchmą, Szlachcicem i Kanią, którzy dogadali się, by pozbawić go władzy. Ale to dobre prawo każdego polityka. Każdy z nich może budować legendy i mity, by w ten sposób odejść ze stanowiska, ale zająć pozytywne miejsce w historii. Pytanie tylko, na ile te mity są nośne. Mit Gierka na pewno zyskał wielu zwolenników - choć pomógł mu w tym także Jaruzelski ze swoją katastrofalną polityką. Na jego tle legenda Gierka bardzo się wzmocniła.

Rozmawiał Agaton Koziński

PROF. ANTONI DUDEK, historyk, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej. Specjalizuje się w historii PRL oraz Polski po 1989 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski