Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska to jest potęga, Polska najlepsza jest. W lekkoatletyce

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Zbigniew Król: Lekkoatletyka powinna być na piedestale, bo to wszechstronny sport i dostępny każdemu
Zbigniew Król: Lekkoatletyka powinna być na piedestale, bo to wszechstronny sport i dostępny każdemu Fot. Anna Kaczmarz
Nie oszukujmy się, tylu medali co w Amsterdamie, w Rio de Janeiro na pewno nie zdobędziemy. Ale to nie był cud, przypadek. Rozwijamy się - mówi Zbigniew Król, trener lekkoatletyki z Krakowa, który stoi m.in. za sukcesami Adama Kszczota. W sierpniu czeka ich największe wyzwanie: chcą pobiec po olimpijski medal na 800 metrów.

- 15 sierpnia to data zakreślona w Pańskim kalendarzu czerwonym flamastrem?

- Hm, policzmy. Dwunasty - eliminacje, trzynasty - półfinały, czternasty - przerwa. Zatem tak, to ta data... (śmiech).

- Olimpijski finał biegu na 800 metrów.

- Trzeba celować w medal. Ostatni, którego mi - jako trenerowi - brakuje.

- Długo Pan go goni.

- Ćwierć wieku. Ale gdyby przez cały czas z dopingiem walczono jak teraz, to miałbym medal już w 1992 roku na igrzyskach w Barcelonie. I to być może nawet złoty. Małgosia Rydz przegrała (zajęła 7. miejsce - red.) z zawodniczkami, które nie wiadomo, skąd wyskoczyły. Z Chinkami na zupie żółwiowej, z Rosjankami, które chwilę później zostały skasowane.

- Czyli nie można powiedzieć, że teraz jest Pan bliżej celu niż kiedykolwiek?

- Nie, raczej nie. Dawniej jednak trzeba było kopać się z koniem. Doping, zwłaszcza w krajach wschodnich, był przez lata powszechny. W 2006 roku na mistrzostwach Europy w Goeteborgu Lidka Chojecka, wtedy moja podopieczna, zajęła piąte miejsce w biegu na 1500 metrów, z czasem, z którym wygrywałaby dziś prawie wszystkie światowe imprezy. Przegrała z Rosjankami, z którymi była potem afera, że podmieniały próbki moczu, i Bułgarką, którą niedługo później zdyskwalifikowano za anaboliki.

- Można więc założyć, że porządki, które zaczęto robić z rosyjskim sportem, a zwłaszcza lekkoatletyką, powitał Pan z entuzjazmem.

- To, co tam wyszło na jaw, te ich manipulacje na niespotykaną skalę - to po prostu szokujące. Wcześniej można było tylko podejrzewać, że coś jest nie tak, ale sam starałem się wierzyć i ufać, że wszystko jest w porządku. Wydawało się przecież, że systemy antydopingowe, choć może nie są idealne, to jednak działają. Okazało się, że Rosjanie są w stanie przeskoczyć wszystko. Ucieszyłem się więc, że ktoś się za nich zabrał na serio. Walka jest teraz uczciwa. Chociaż z drugiej strony…

- Wciąż nie wszystko wiemy?

- Właśnie. Poza tym są jeszcze takie przypadki jak białoruskiego młociarza Iwana Tichona, który na mistrzostwach Europy zdobył srebrny medal, przegrał tylko z Pawłem Fajdkiem. Przecież to jest dopingowy recydywista, można powiedzieć, że koks trwale go zmienił, zbudował dzięki niemu większą masę mięśniową, stał się silniejszy. Dla takich ludzi nie powinno być powrotu do rywalizacji.

- Nie obawia się Pan, że w Rio de Janeiro znowu ktoś wyskoczy jak królik z kapelusza? Kenijczycy też są na cenzurowanym po aferach dopingowych, w Brazylii wystartują warunkowo.

- Podczas mistrzostw Europy w Amsterdamie słyszałem od ludzi z francuskiej ekipy, że ostatnio namierzono około pięćdziesięciu kenijskich lekkoatletów, którzy kupowali EPO. To jednak związek, który podnosi okresowo wydolność, więc jeśli przestali brać, to spadną na taki poziom, że będą do ogrania. Takiej sytuacji, że ktoś zwycięży z wielką przewagą, raczej nie będzie. Patrząc na stan aktualny, to wśród ośmiusetmetrowców nie ma supergwiazd, superfaworytów. Kszczot czy Lewandowski wygrywają, ale proszę zwrócić uwagę, że to zawsze są sukcesy osiągane po twardej walce, różnice nie są duże. Decydują szczegóły. Przygotowanie, mądra głowa, taktyka.

- W Polsce rozmarzyliśmy się po mistrzostwach Europy i będziemy marzyć aż do Rio. Zinterpretujmy jednak na chłodno wyniki z Amsterdamu.

- Nie oszukujmy się, tylu medali w Brazylii na pewno nie zdobędziemy. Złoto w tyczce to był szczęśliwy wynik. W trójskoku jeśli Karol Hoffmann powtórzy swój rezultat, to może da mu to miejsce w finale, nic więcej. Są jednak konkurencje, w których dominuje Europa i wielu kontrkandydatów naszym zawodnikom nie przybędzie. Wiadomo, w młocie Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek będą faworytami. W kuli będzie startował Tomek Majewski, który mistrzostwa sobie odpuścił. Tu jednak pojawią się bardzo mocni Amerykanie. Biegi? Lewandowskiemu i Kszczotowi dojdzie dwóch-trzech groźnych zawodników. Potencjał na medal ma też Angelika Cichocka.

- Co Amsterdam nam powiedział o polskiej lekkiej atletyce?

- To nie był cud. Nie zdarzyło się to nagle, dobre wyniki osiągaliśmy już wcześniej. Rozwijamy się, jest dobra praca, są ambitni zawodnicy.

- Ale czasem bywa w polskim sporcie tak, że jak się przesunie mistrzów, to za nimi nie stoi nikt nowy.

- Są konkurencje, w których jest z tym problem, na przykład kobieca tyczka. Były dwie dziewczyny, które dominowały, skończyły kariery i jest pustka. Ale gdzie indziej nie wygląda to źle. Trwa moda na bieganie, masowość jest większa niż kiedykolwiek, a z tego zawsze może ktoś wypłynąć. W przypadku wyczynowego sportu też widzę progres: kilka lat temu na mistrzostwach Polski w biegu na pięć kilometrów startowało osiem-siedem uczestniczek. A teraz? Ponad dwadzieścia. Są fajne programy adresowane do dzieci, jak Kids Athletics, bardzo dobrze działają.

My jesteśmy takim narodem, który lubi narzekać, ale czasem trzeba też dostrzec pozytywne zjawiska. Wiem oczywiście, że są mankamenty, że bywa ciężko, że niektórzy trenerzy pracują za grosze, jednak w wielu krajach jest jeszcze gorzej. My mamy bez wątpienia dobrze zorganizowany sport wyczynowy. W Polsce system jego dotowania jest bardzo dobry, zaryzykowałbym tezę, że jeden z najlepszych na świecie. A na młodzież też idzie dużo pieniędzy. Takie jest moje zdanie, choć może spotkam się za nie z krytyką. Warto jednak pamiętać, że w takiej Danii czy Wielkiej Brytanii państwo w ogóle nie jest sponsorem sportu. Miasta, samorządy owszem, ale nie państwo.

- Za to ciągle brakuje nam infrastruktury.

- Ale to już jest inny problem. Pieniądze, które idą w Polsce na sport, są potężne, ale czasem trafiają w złe miejsce. Krakowski przykład: kilometr od siebie wybudowano, za ciężkie miliony, dwa stadiony piłkarskie. Za jeden z nich można by postawić w kraju dziesięć hal treningowych, bo w tej chwili mamy raptem dwie lub trzy. Najlepsi zawodnicy jeżdżą trenować za granicę. A gdzie ma biegać młodzież? Po ulicy?

Dobrze, że ostatnio nie ma ostrych zim, bo to byłaby tragedia, nie byłoby gdzie trenować. Liczę, że tutaj też coś drgnie, były rządowe obietnice, że takich lekkoatletycznych hal wybudujemy w Polsce pięćdziesiąt. I nie chodzi o nowe Kraków Areny, bo u nas też jest ten problem w myśleniu, że słyszymy słowo „hala”, to od razu chcemy stawiać coś wielkiego, z potężnymi trybunami i kortem, na którym będzie mógł grać syn prezesa. A potem to trudno utrzymać. Nam wystarczy zadaszenie, szatnia, bieżnia, sprzęt. Należy też otworzyć stadiony dla ludzi, ich zamykanie jest chore. Żeby mogli sobie przyjść, potrenować. Bywały okresy, że mnie z zawodnikami goniono ze stadionów i pytano, jakim prawem tam trenuję. Absurd.

- Lekkoatletykę w Polsce się ceni?

- Pije pan do wpisu Marcina Lewandowskiego na Facebooku?

- Tak. Zawodnicy faktycznie są rozżaleni, że występy piłkarzy na Euro wzbudzają nieporównywalnie większe emocje niż medale lekkoatletów na mistrzostwach Europy?

- Trudno się dziwić Marcinowi i innym. Przecież oni są najlepsi na świecie. Osiągają dużo, strasznie ciężko pracują. Talent talentem, ale te wyniki nie biorą się z powietrza. Przychodzą zawody, na które długo czekają, wygrywają je, a potem oddźwięku nie ma wcale albo jest bardzo mały. Polacy wygrali lekkoatletyczne mistrzostwa Europy, ale czołówki wszystkich gazet zajęte były przez finał Euro Francja - Portugalia.

- Futbol rządzi, nie tylko u nas.

- Nikt się przecież o to nie obraża, choć lekkoatletyka była kiedyś dyscypliną sztandarową w sporcie. Dziś to się zmienia, największą część tortu zgarniają sporty zespołowe, być może bardziej widowiskowe dla wielu ludzi. Jednak fajnie by było, gdyby sukcesy innych sportowców doceniano tak, jak na to zasługują. Jest przecież też coś takiego jak sponsorzy, reklama. Ile telewizja reklamowała mistrzostwa w piłce nożnej? Na okrągło. A mistrzostwa w lekkoatletyce? W ogóle. Ludzie też by to chętnie oglądali, a wtedy sponsorzy patrzyliby przychylniejszym okiem i byłby ruch w interesie.

- Zaraz wyjdziecie jednak na pierwszy plan. Są igrzyska.

- Raz na cztery lata. U nas trzeba jeszcze budować pewną kulturę kibicowania. Zawodnicy jeżdżą po innych krajach, widzą jak to wygląda na przykład w Wielkiej Brytanii. Proszę pojechać tam na mityng, niekoniecznie najwyższej rangi. Stadion pełen ludzi. Zawsze. Na igrzyskach nawet na eliminacjach, przed południem, ten londyński kolos był pełny. Po prostu ludzie chcą oglądać zawody, podziwiać zawodników. Już w szkole tego się nabywa, że olimpijczyk to jest ktoś, należy mu się szacunek. I jednocześnie zarażasz się w niej miłością do lekkoatletyki. Było nie było, królowej sportu, jak to się ładnie mówi.

- W Polsce już się tak o niej nie myśli?

- Lekkoatletyka powinna być na piedestale z jednej przyczyny - to jest wszechstronny sport, na dodatek dostępny dla wszystkich. Coś, co daje zdrowie społeczeństwu. Te tłumy biegających ludzi to zrozumiały. O ile mniej problemów miałaby polska służba zdrowia, gdyby wszyscy zaczęli biegać. Może więc zamiast finansować Narodowy Fundusz Zdrowia, wybudujmy te hale, zmieniajmy przyzwyczajenia ludzi, reklamujmy lekkoatletykę w szkołach, wśród dzieci.

- Może nie trzeba robić skoku na NFZ, bo sprawę ułatwią sukcesy w Rio?

- Może. Tego się trzymajmy.

***

Zbigniew Król urodził się w 1949 roku w Lubawce na Dolnym Śląsku. Młodość spędził w Nowym Sączu, potem przeniósł się na studia do Krakowa, gdzie mieszka do dziś. Studiował na AGH (jest magistrem inżynierem geologiem górniczym). Jego powołaniem stało się jednak szkolenie polskich biegaczy i biegaczek. Specjalizuje się w biegach średnich, długich i przeszkodowych. Przygotowywał naszych zawodników do występów na igrzyskach w Atenach, Pekinie i Londynie. Wśród jego podopiecznych byli Lidia Chojecka, Paweł Czapiewski, Małgorzata Rydz i Wioletta Frankiewicz. Największe sukcesy odnosi jednak z Adamem Kszczotem, z którym pracuje od niespełna czterech lat. Łodzianin poza złotym medalem mistrzostw Europy z Amsterdamu, ma w kolekcji też m.in. srebrny medal MŚ, wywalczony w ubiegłym roku w Pekinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski