Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska-Izrael. Czy najgorsze jest już za nami?

Agaton Koziński
marek szawdyn/polska press
Choć po stronie izraelskiej pojawiło się sporo krytyki oświadczenia premierów Netanjahu i Morawieckiego, to jednak wygląda na to, że kryzys między naszymi krajami został zażegnany.

Wszystko wskazuje na to, że ostatecznie udało się przezwyciężyć kryzys w relacjach Polski i Izraela. Jednak trzeba jeszcze mnóstwo pracy, by doprowadzić do sytuacji, w której podobny kryzys nie będzie możliwy.

Spotkanie Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem w środę na marginesie szczytu NATO to wyraźny sygnał odwilży w relacjach Polska-USA. Jeszcze półtora tygodnia temu byłoby ono niemożliwe. Po styczniowej nowelizacji ustawy o IPN-ie Amerykanie zamrozili spotkania z polskimi politykami na najwyższym szczeblu.

Jednak po niedawnej nowelizacji nowelizacji znikła przeszkoda blokująca rozmowy w cztery oczy. Andrzej Duda skorzystał z tego przy pierwszej nadarzającej się okazji - ale widać, że także Donald Trump tego spotkania chciał, skoro Polak był jednym z pierwszych rozmówców po jego przylocie do Europy. Doniesienia o tym, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy dojdzie do wizyty Dudy w Białym Domu tylko potwierdza tezę, że relacje polsko-amerykańskie powróciły na właściwe tory.

Oświadczenie: łączy, czy dzieli?
Fakt, że Polska usunęła z przepisów najbardziej kontrowersyjne zapisy ze styczniowej nowelizacji wcale jednak nie stępił ostrza krytyki pod adresem naszego kraju. Tym razem w Izraelu katalizatorem protestów okazało się oświadczenie podpisane przez premierów Benjamina Netanjahu oraz Mateusza Mora-wieckiego, w którym obaj zgodnie potępiali zarówno antysemityzm jak i antypo-lonizm. Dodatkowo Polska to oświadczenie wykorzystała do kampanii reklamowej - opublikowała je jako reklamy w najbardziej poczytnych gazetach świata, m.in. w USA, Francji, Wielkiej Brytanii, także w Izraelu.

Po tym, jak wykupione przez polską stronę ogłoszenia pojawiły się z izraelskiej prasie („Jerusalem Post”, „Haarec” i „Jedijot Achronot”) natychmiast pojawiły się ataki na stronę Polską. Mocnymi słowami oświadczenie premierów skomentował m.in. Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce, który został uhonorowany najważniejszym polskim odznaczeniem - orderem Orła Białego. Powiedział on mianowicie w wywiadzie dla izraelskiego radia, że oświadczenie jest fałszywe, bo polski rząd na uchodźstwie brał udział w mordowaniu Żydów w czasie wojny. Później sprostował swoje słowa, mówiąc o błędzie w tłumaczeniu i wyjaśniając, że miał na myśli Armię Krajową, a nie rząd na uchodźstwie - ale to wyjaśnienie było skierowane tylko na użytek mediów polskich, w izraelskich już nie zagościło.

Polska strona nie wyklucza, że mogłaby w przyszłości przenieść z Tel Awiwu do Jerozolimy Instytut Polski

Krytycznych uwag pod adresem Polski w ostatnim tygodniu było zresztą dużo więcej. We wtorek przewodniczący Knessetu Yoel Edelstein mówił o tym, że w Europie było więcej osób kolaborujących z Niemcami w czasie wojny niż osób pomagających Żydom. W poniedziałek prof. Ira Sharkansky, politolog Uniwersytetu Hebrajskiego, na łamach „Jerusalem Post” pisał o „rzezi Żydów z rąk Polaków” w czasie II wojny światowej - i wskazywał przykład Niemiec jako kraju, który umiał się rozliczyć ze swoją przeszłością po wojnie. W poprzednim tygodniu na ostrą krytykę Polski zdecydowali się też ważni izraelscy politycy, m.in. Naftali Bennett, minister edukacji i szef tworzącej rządową koalicję partii Żydowski Dom, czy Yaakov Nagel, bliski doradca Netanjahu.

Słowa polityków można by jeszcze złożyć na karb rozgrywek politycznych i przygotowań do kampanii wyborczej przed zaplanowanymi na wiosnę przyszłego roku wyborami w Izraelu. Ale oprócz nich ostra krytyka pojawiła się ze strony instytucji, w tym instytutu Yad Vashem, czy amerykańskiego Muzeum Holokaustu. I powodem tej krytyki wcale nie był fakt, że Polska zorganizowała kampanię reklamową z wykorzystaniem oświadczenia premierów. Ogłoszenia w prasie zostały opublikowane 5 lipca - a dokładnie tego samego dnia ukazała się odpowiedź historyków Yad Vashem, dzień później swoje oświadczenie ogłosiło Muzeum Holokaustu. Biorąc poprawkę na to, że tego typu instytucje potrzebują zwykle co najmniej kilku dni na przygotowanie tego typu dokumentów, należy wysnuć wniosek, że nie reklamy były powodem ich przedstawienia - a samo oświadczenie premierów.

Obserwując temperaturę protestów w Izraelu wokół nowelizacji nowelizacji i - przede wszystkim - oświadczenia podpisanego przez Netanjahu i Morawieckiego widać, że im dalej od jego przyjęcia, tym sprzeciw wobec nich słabszy. Na pewno ognia do nich dołożyły reklamy w izraelskiej prasie („to był nasz błąd” - usłyszałem od osoby zaangażowanej w rozmowy z Izraelem), to po nich miała miejsce ostra wypowiedź Weissa. Jednak, co ciekawe, nie miała ona swojego ciągu dalszego. Oczywiście, cały czas nie można wykluczyć, że lewicowe środowiska żydowskie w USA zdecydują się zaatakować po raz kolejny Polskę - tak jak przerabialiśmy to kilka miesięcy temu, gdy po internecie krążył filmik o „Polish death camps”, czy cały świat przysłuchiwał się komentarzom Stevena Spielberga, który nagle przypomniał sobie podszyte antysemityzmem zdarzenie z 1993 r., kiedy w Krakowie kręcił „Listę Schindlera”.

Strategia negocjacyjna

Jako że materia napięta, nie można wykluczać żadnego scenariusza. Ale jako że rozpoczęty styczniową nowelizacją ustawy o IPN kryzys na linii Polska-Izrael dostarczył nam sporo materiału do analizy, to można zaryzykować tezę, że jego pierwsza faza jest już zakończona.

Formalnie skończyło ją oświadczenie premierów - wprawdzie po nim zdarzyło się jeszcze kilka nieprzyjemnych epizodów, ale wydaje się, że Polska zachowując strategiczną cierpliwość i nie reagując na nie postąpiła słusznie. Nie dodała tlenu ostrymi odpowiedziami, pozwalając temu ognisku się samodzielnie dopalić. Wygląda na to, że powoli zaczynamy wychodzić na prostą - z zastrzeżeniem jednak, że w tej materii każda próba generalizacji jest obarczona dużym ryzykiem przestrzelenia z diagnozą.

To, dlaczego strona polska dąży do wygaszenia konfliktu wokół nowelizacji, jest oczywiste. Ale dlaczego strona izraelska zgodziła się podpisać oświadczenie i w ten sposób wyjść polskiemu rządowi wyjść z tego sporu z twarzą?

Są trzy przyczyny. Po pierwsze, Netanjahu nie chciał tego sporu. Widział, że na nim też traci, że stawia on go w niezręcznej sytuacji, więc szukał sposobu na jego zakończenie. Tym bardziej, że - to powód drugi - Polska jest ważnym graczem w Europie, z perspektywy Izraela najlepszym sojusznikiem w Unii Europejskiej. Dodatkowo Netanjahu ma plan zbudowania silnych relacji z Grupą Wyszehradzką, m.in. przymierza się do organizacji szczytu V4 i Izraela jesienią w Jerozolimie - ale realizacja tego planu bez Polski z góry skazana jest na niepowodzenie.

I wreszcie przyczyna trzecia, choć pewnie najważniejsza: Ameryka. Stanom Zjednoczonym na pewno nie było w smak, że jej najważniejsi sojusznicy na Bliskim Wschodzie oraz w Europie środkowej pogrążyli się w konflikcie - i naciskali na to, by znaleźć polubowne rozwiązanie. Nawet niespecjalnie się interesowali, w jaki sposób zostanie ono wypracowane. W negocjacjach tekstu oświadczenia brali udział tylko przedstawiciele Izraela i Polski, Amerykanie nie byli nawet w tej sprawie konsultowani.

Do wypracowania kompromisu Polskę i Izrael mocno zachęcały USA, które blisko współpracują z oboma państwami

Jednym z elementów grillowania Polski po publikacji reklam z treścią oświadczenia premierów było ujawnienie, że z polskiej strony negocjacje prowadzili eurodeputowani: Ryszard Legutko i Tomasz Poręba - oraz że ich końcowa faza miała miejsce w siedzibie Mosadu pod Tel Awiwem. Jak było w rzeczywistości? Moi rozmówcy z rządu, który byli zaangażowani w rozmowy z Izraelem, podkreślają, że żaden z tych elementów nie był kluczowy. - Decyzje o polskiej strategii w rozmowach z Izraelem zapadały w trójkącie: Kaczyński-Duda-Morawiecki. Później każdy z nich realizował swoją część zadania. Osoby, które im później pomagały, nie widziały całego obrazka negocjacji - opowiada osoba zaangażowana w rozmowy. Legutko i Poręba byli w tych negocjacjach wysłannikami Kaczyńskiego - jednymi z wielu, którzy prowadzili ustalenia na wyznaczonych im odcinkach.

A jaką rolę odgrywał w tych rozmowach Mosad? Tutaj żaden z rozmówców nie umiał udzielić precyzyjnej odpowiedzi - poza dyżurnymi w takiej sytuacji wyjaśnieniami o potrzebie zabezpieczenia kontrwywiadowczego oraz negocjacyjnej grze na wielu fortepianach. Choć jeden trop wydaje się być trochę bardziej wiarygodny od innych. - Cechą charakterystyczną izraelskiej polityki jest fakt, że ona bardzo cieknie. Także z otoczenia premiera, nawet tego najbardziej zaufanego, informacje do mediów wyciekają bez żadnej kontroli - przyznaje jeden z rozmówców, jakby sugerując, że rozmowy w siedzibie Mosadu miały być sposobem na utrzymanie ich w tajemnicy.

Polska ofensywa

Kryzys, który wybuchł w styczniu przy okazji pierwszej nowelizacji ustawy o IPN-ie, pokazał także, jak fatalnie Polska jest przygotowana do wszelkiego rodzaju międzynarodowych batalii wizerunkowych. Teraz, gdy kolejną nowelizacją, udało się odzyskać równowagę, pozostaje odrobić lekcję z tego, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach - a więc wypracować metody, które pozwolą podobnych sytuacji uniknąć w przyszłości.

Pierwszym sygnałem, że rząd zamierza podejść do tego zadania na poważnie była kampania prasowa z wykorzystaniem oświadczeń premierów. Reakcja na nią - sygnałem, że to zadanie naprawdę trudne. Wykonalne? Moi rozmówcy są optymistami, choć też nie ukrywają, że jest to kwestia dużo trudniejsza do zrealizowania niż wyprostowanie relacji z Izraelem po styczniowej nowelizacji ustawy.

Plan - przynajmniej na dziś - jest optymistyczny. Działania inspirowane przez rząd mają pójść dwutorowo. Po pierwsze, wzmacnianie współpracy z Izraelem. Marzeniem polskiego rządu jest uruchomienie programu wymiany młodzieży oraz stworzenie mechanizmów stałej współpracy historyków obu krajów. Przeszkody? Przede wszystkim opór Izraela. Tamtejsi historycy obecnie blisko współpracują z Żydowskim Instytutem Historycznym oraz ze specjalistami z muzeum Polin i wcale nie muszą być przekonani do tego, żeby tę formułę rozszerzać. Podobnie z wymianą uczniów. Dziś izraelska młodzież przyjeżdża regularnie do Polski, ale za każdym razem jednym sprawdzonym szlakiem prowadzącym do Auschwitz. Nie ma pewności, czy będą zainteresowani zmianą dawno temu ustalonych tras pobytu wycieczek uczniowskich w Polsce.

Pozyskiwać Izrael do swoich planów polski rząd zamierza za pomocą narzędzi politycznych. Wszystko wskazuje na to, że pomysł Netanjahu organizacji w Jerozolimie spotkania z premierami krajów Grupy Wyszehradzkiej znajdzie w Warszawie poparcie. Polska rozważa także wykonanie gestu, który na pewno byłby dobrze przyjęty w Izraelu. Mówi się na przykład o koncepcji przeniesienia z Tel Awiwu do Jerozolimy Instytutu Polskiego. Przenosiny ambasady polskiej z powodów dyplomatycznych jest wykluczone, ale instytut jest brany pod uwagę, choć na razie to wstępny etap analiz tego planu. Już zresztą słychać głosy ze strony MSZ-u, który patrzy na ten pomysł z dużym sceptycyzmem.

Działania skierowane w stronę Izraela to tylko jedna noga nowej strategii. Drugą jest projekt kompleksowej promocji Polski zagranicą. W Izraelu, ale także w innych krajach świata: w USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, itp.

W KPRM trwają przygotowania do potężnej kampanii wizerunkowej, która ma wystartować wiosną przyszłego roku. - To nie będą obrazki pokazujące Polskę sielską, anielską. Chodzi o kampanię przygotowaną według najnowocześniejszych wzorców, taką, która dotrze do emocji odbiorców i zdoła ich poruszyć - mówi jeden z rozmówców. Podkreślił, że ma on świadomość, że taka kampania będzie bardzo droga - ale też dodał, że tylko w ten sposób uda się stworzyć zalążek polskiej soft power.

Kto się tym zajmie? Raczej nie Polski Fundusz Narodowy. Wprawdzie został on stworzony po to, żeby zajmował się kształtowaniem wizerunku Polski zagranicą, ale dzisiaj właściwie wszystko, czego się dotknie, kojarzy się z obciachem - w tym sensie nie ma sensu powierzać mu żadnych nowych działań. Zresztą fundusz wkrótce przejdzie poważne zmiany, także personalne. - Już w poprzednim tygodniu miało dojść do odwołania jego prezesa i wiceprezesa, ale na przeszkodzie stanęły względy proceduralne. Zostaną oni wymienieni w ciągu najbliższych dwóch-trzech tygodni - mówi osoba z otoczenia premiera.

Natomiast za przygotowywaną nową kampanię wizerunkową odpowiedzialna ma zostać Polska Organizacja Turystyczna (POT). - To nie może być rząd, bo zaraz pojawia się zarzut upolityczniania. Ale POT jako organizacja zajmująca się promocją turystyki świetnie się do tego celu nadaje - podkreśla mój rozmówca.

Oddzielna sprawa, że polskie władze o takich „zwycięskich kampaniach wizerunkowych” mówią właściwie od zawsze. Wystarczy podać przykład akcji z „polskim hydraulikiem” we Francji, także stworzonej przez POT. Problem w tym, że takie działania nigdy nie były prowadzone konsekwentnie, długofalowo, w oparciu o jedną myśl. Jeśli teraz się to nie zmieni, to ta droga wiosenna kampania nie będzie niczym więcej jak „przepalaniem pieniędzy”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Polska-Izrael. Czy najgorsze jest już za nami? - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski