Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski cud. Dzięki gospodarności samorządów nasze małe ojczyzny są piękne i zamożne jak nigdy. Co zrobić, by kolejne lata były równie udane

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Dokładnie 30 lat temu, 27 maja 1990 r., Polki i Polacy wzięli udział w pierwszych po II wojnie światowej wolnych wyborach. Średnia pensja w naszym kraju stanowiła wtedy równowartość 35 dolarów miesięcznie i po jej odebraniu trzeba było szybko biec do sklepu, by nie straciła wartości - wedle GUS wiosną 1990 r. inflacja dobiła do… 1360 proc. W co trzecim wiejskim domu nie było bieżącej wody, kanalizacji nie miała większość gospodarstw. Telefonami dysponowało 8 na 100 Polaków (dziś na jednego przypadają dwa numery…), drogi gminne były raczej bite niż asfaltowe, na domach z rzadka gościł tynk, dachy kryliśmy eternitem – nie dachówką, podwórka i płoty wyglądały biednie. Jak wszystko. Ale w ostatnich 30 latach stał się – cud. Udało się nam wspólnie przeistoczyć nasze małe ojczyzny – i Polskę jako całość – w najszybciej rozwijający się obszar Europy, budzący szacunek i zazdrość w świecie. To w ogromnej mierze zasługa polskiej samorządności. O jej trzech dekadach, aktualnym stanie i wyzwaniach rozmawialiśmy podczas naszej wyjątkowej rocznicowej debaty ze znanymi małopolskimi samorządowcami. Rozmawialiśmy online, przy pomocy najnowszych technologii – takie czasy!

Pełna wersja zapisu z debaty znajduje się pod artykułem

W 1990 roku, przed reformą samorządową, niemal całość majątku dookoła nas była państwowa, czyli – jak mawialiśmy i uważaliśmy – niczyja. – W efekcie reformy samorządowej 1990 roku większość tego olbrzymiego dobytku trafiła do gmin. I w kolejnych latach… stał się cud! Cud, którego efekty możemy podziwiać, przeżywać i świętować dziś – mówi Kazimierz Barczyk, jeden ze współtwórców tej reformy, piastujący później wiele ważnych funkcji w państwie i samorządzie, a dziś prezes Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski.

- Kto choć trochę pamięta dawne czasy, widzi, jak bardzo ta nasza Polska, także, a może przede wszystkim ta lokalna, wypiękniała, jak przyjazna stała się dla ludzi - mówi Małgorzata Małuch, wójt Gminy Sękowa, a zarazem Prezes Zarządu Forum Wójtów, Burmistrzów i Prezydentów Małopolski przy FRDL MISTiA.

- Jeśli coś nam się udało po 1989 r., to najbardziej chyba odejście od centralistycznego sposobu myślenia. Samorząd terytorialny jest prawdziwą perłą w naszym dorobku, najbardziej udaną reformą w Polsce – wtóruje im Stanisław Mazur, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, dziekan Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej.

Wyjaśnia, że samorządność wyzwoliła w Polakach zasoby, dzięki którym udało nam się osiągnąć coś, co cały świat uważa za cud gospodarczy. - Jak zmieniły się nasze miasta, nasze wioski, regiony! Porównajmy to z tym, co jest w krajach, gdzie ten potencjał nie został uwolniony. W dużej mierze to właśnie dzięki samorządom poczuliśmy się równoprawnymi obywatelami Europy i świata, szybko nadrobiliśmy zaległości. Wielka w tym zasługa tysięcy „samorządowych państwowców” – opisuje profesor.

„Był to przełomowy moment tworzący struktury suwerennej III Rzeczpospolitej w oparciu o zasadę pomocniczości” – napisał Sejm w specjalnej uchwale na dziesięciolecie tamtych wyborów, ustanawiając Dzień Samorządu Terytorialnego. Już wtedy powszechnie uważano reformę samorządową za największy i niekwestionowany sukces rządu Tadeusza Mazowieckiego. W kolejnych latach opinia ta uległa dalszemu wzmacnianiu, a to dlatego że samorządy odegrały i odgrywają kluczową rolę w organizowaniu i polepszaniu codziennego życia większości Polaków.

Polska jest jedynym krajem Europy, w którym dochód narodowy na mieszkańca wzrósł w ciągu ostatnich trzech dekad o prawie tysiąc procent. Dołączyliśmy tym samym do grona krajów rozwiniętych i zamożnych. Owszem, nasze ambicje sięgają jeszcze wyżej, ale - aby się dowiedzieć, jak je zaspokoić – warto spojrzeć w przeszłość i odpowiedzieć na pytanie, co przyniosło nam ten podziwiany w świecie sukces i co może być naszym atutem w kolejnych dekadach.

Wszyscy zgadzają się, że jednym z głównych motorów napędowych owego trzydziestolecia była właśnie samorządność: przeniesienie decyzji i kompetencji z centrali do Polski gminnej, a potem także powiatowej i regionalnej. Słowem: oddanie kraju obywatelom i ich lokalnym reprezentantom, którzy najlepiej znają potrzeby mieszkańców, a zarazem najefektywniej wydają każdy publiczny grosz.

O trzech dekadach polskiej samorządności, jej aktualnym stanie i wyzwaniach rozmawialiśmy podczas naszej wyjątkowej rocznicowej debaty ze znanymi małopolskimi samorządowcami. Rozmawialiśmy online, przy pomocy najnowszych technologii – takie czasy! Z jednej strony strasznie trudne, bo koronawirus pozamykał nas na tygodnie w domach, a odgórne restrykcje konieczne, by ratować życie i zdrowie, wywołały niespotykany w dziejach kryzys w gospodarce, który odbija się silnie także na funkcjonowaniu i finansowej kondycji samorządów – gmin, powiatów, regionów. Z drugiej strony – wielce budujące się, jak polscy samorządowcy, jako lokalni liderzy wraz ze swymi ekipami, doskonale odnaleźli się w tej ekstremalnej sytuacji. To – znowu – głównie dzięki nim zarządzanie kryzysem na najważniejszym, lokalnym, poziomie udało się sprawnie, bez paniki i większych wpadek.

Obok Kazimierza Barczyka i Małgorzaty Małuch w naszej debacie udział wzięli: Adam Korta, starosta bocheński, Andrzej Saternus, burmistrz Chełmka i Krzysztof Wołos, wójt Wielkiej Wsi.

W pierwszej części – transmitowanej w internecie – dyskusji wspólnie zastanawialiśmy się, jak samorząd odmienił nasze małe ojczyzny – gminy, powiaty, region, co jest źródłem polskiego sukcesu, co pomagało samorządowcom, co im przeszkadzało. Drugą część debaty poświęciliśmy obecnej sytuacji związanej z pandemią i wychodzeniem z niej – zastanawialiśmy się, jakiego wsparcia pilnie potrzebują samorządy, by przezwyciężanie koronakryzysu postępowało możliwie szybko.

W trzeciej, podsumowującej części debaty rozważaliśmy, co w Polsce powinno być centralne, a co lokalne, co Polacy powinni móc załatwić w swojej gminie, co w powiecie, a co w województwie – i jak to ma być urządzone i finansowane, by samorządy napędzały rozwój Polski przez kolejne dekady. Gorąco zachęcamy do lektury!

Polski cud. Jak samorządność odmieniła nasze małe ojczyzny

- Jak zmieniły się Państwa małe ojczyzny, czyli gminy: Wielka Wieś, Sękowa, Chełmek oraz powiat bocheński? I jaki wpływ na te zmiany miał fakt, że są one od trzydziestu lat samorządne, czyli większość decyzji najważniejszych dla codziennego życia mieszkańców podejmuje się na miejscu – w ich imieniu i pod ich baczną, nieraz wręcz dosłownie bezpośrednią kontrolą?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Nie starczyłoby nam dnia, bym zdołał opowiedzieć, jak zmieniła się nasza gmina w tych latach. Gdyby kogoś zahibernować trzydzieści lat temu i obudzić teraz, to by nie uwierzył. Zmiany widać już na pierwszy rzut oka. Kiedy rozmawia z samorządowcami pamiętającymi początki gminy, sprzed 30 lat, to wszyscy mówią zgodnie, że to był niesamowity przeskok. Gmina Wielka Wieś należała niegdyś do najbiedniejszych nie tylko w powiecie krakowskim, ale i w Małopolsce. Trzy dekady samodzielnego gospodarzenia – bo na tym przecież polega samorządność – zmieniły ją w jedną z najdynamiczniej rozwijających się gmin w całym regionie.

- To wynika tylko z możliwości samodzielnego decydowania o sobie?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Także ze środków, które stały się dla nas, Polaków, dostępne, a które gminy takie, jak nasza, potrafiły dobrze wykorzystać. Wystarczy przejechać się po Małopolsce, Polsce całej, zobaczyć liczne tablice – ile inwestycji zostało wykonanych, od budowy kanalizacji, przez drogi, budynki wielofunkcyjne, szkoły, przedszkola, sale gimnastyczne, boiska… Bardzo wielką rolę odegrały tu środki zewnętrzne, unijne. Dzięki nim samorządy potrafiły przeobrazić swoje gminy w zupełnie nową jakość.

- Ile w tym zasługi władz centralnych, tych w Warszawie, a ile – lokalnych?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Na poziomie centralnym w Polsce dokonała się 30 lat temu prawdziwa rewolucja – ustrojowa, systemowa, prawna. Niewątpliwie to, jak poukładano państwo, jest zasługą twórców polskiej demokracji. Ale praktyczne zastosowanie tego w terenie zależało od tego, czy uda się uwolnić potencjał tkwiący w lokalnych społecznościach. A to już zasługa samorządów, czyli tak naprawdę lokalnych społeczności.

- Nie władz? Radnych? Wójta?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Czymże jest samorząd, jeśli nie lokalną wspólnotą mieszkańców działających we wspólnym celu? Żeby zbudować wodociąg, kanalizację, gazociąg, sieć telefoniczną – ludzie musieli się kiedyś organizować w komitety. To było na początku trochę na zasadzie pospolitego ruszenia, ale gdy powstał samorząd gminny, to z każdym rokiem stawało się coraz bardziej profesjonalne, poukładane, efektywne. Pojawiło się z czasem coraz więcej środków zewnętrznych.

- Kiedyś było tak, że w Warszawie jakiś urzędnik wymyślił, co będzie dobre we wszystkich gminach w Polsce i tak miało być. Niekoniecznie się to sprawdziło. Peerelowski centralizm zbankrutował w niesławie.
KRZYSZTOF WOŁOS: - Dziś wiemy, że kluczem do polskiego sukcesu ostatniego 30-lecia było – i nadal pozostaje – to, że samorząd lokalny potrafi najszybciej zareagować na najważniejsze, najpilniejsze potrzeby i oczekiwania mieszkańców. Fundamentem jest to, że wsłuchujemy się uważnie w głosy mieszkańców, zbieramy opinie, postulaty rad sołeckich, rozmawiamy o nich i przedstawiamy wspólnie wypracowane rozwiązania, potem je realizujemy. By to skutecznie robić, potrzebna jest często dobra współpraca z innymi szczeblami samorządu – powiatowym i wojewódzkim.

- Najwyraźniej zgadza się pan z prof. Stanisławem Mazurem, że samorządność to perła polskiej transformacji.
KRZYSZTOF WOŁOS: - Zdecydowanie się zgadzam. I uważam, że ponieważ samorządność tak dobrze działa, to należy ją chronić, zmieniając tylko to, co się przestarzało, zużyło, albo nie działa już tak, by poprawiać warunki życia mieszkańców.

MAŁGORZATA MAŁUCH: - Bardzo dobrze, że są takie jubileusze, bo możemy podsumować pewien okres, a zarazem wyciągnąć wnioski na przeszłość: co robić, czego nie robić. Na pewno my, samorządowcy, możemy być dumni z Polski lokalnej, gminnej, powiatowej, jaką udało nam się zbudować za sprawą reformy z 1990 roku. Nie mówię tego, by uprawiać jakieś samochwalstwo. Mówię to dokładnie w tym znaczeniu, w jakim ujął to pan wójt Wołos: samorząd jest wspólnotą mieszkańców. Więc kiedy mówimy dziś o sukcesie takich gmin, jak moja Sękowa, to ten sukces jest dziełem całej lokalnej społeczności. Wspólną pracą udało nam się zmienić rzeczywistość wokół siebie.

- Widzę za plecami pani wójt zdjęcie pięknego krajobrazu z hasłem „Sękowa zachwyca”.
MAŁGORZATA MAŁUCH: - To nie tyle hasło, co stwierdzenie faktu. Jest pięknie! Nasze miejscowości naprawdę zachwycają. Naszym mieszkańcom żyje się dobrze, wygodnie, to oni faktycznie decydują, co się u nas dzieje. I nie chodzi nie tylko o skok materialny, o którym mówiliśmy wcześniej, nie tylko o – jakże ważne przecież - inwestycje, ale i głęboką zmianę mentalną. Pan redaktor wspomniał, że myśmy wcześniej postrzegali wiele rzeczy jako „niczyje”, bo było państwowe. Myśmy je po 1990 r. wzięli w swoje ręce i one stały się faktycznie nasze - wspólne.

- A bliskość wyborcy odgrywa w samorządzie tutaj istotną rolę? Jego oddech na plecach? Wzrok wpatrzony w ręce decydentów? Czyli coś, czego nie czują tak silnie np. władze centralne w Warszawie, bo są zbyt daleko…
MAŁGORZATA MAŁUCH: - Bardzo pozytywnym efektem reformy samorządowej jest budowa społeczeństwa obywatelskiego, które na lokalnym poziomie jest świadome, czego chce, potrafi podejmować niejednokrotnie trudne i nieoczywiste decyzje, angażuje się, generując kapitał ludzki, który również nas, samorządowców, napędza i motywuje do działania. Dzięki temu efekt naszej pracy jest widoczny – i daje satysfakcję.

ANDRZEJ SATERNUS: - Miałem okazję obserwować ów proces z bardzo bliska, bo w 1994 r. zostałem radnym, wkrótce członkiem zarządu, potem wiceburmistrzem - i tę funkcję pełniłem do 2002 r., gdy odbyły się pierwsze bezpośrednie wybory włodarzy gmin – wtedy zostałem wybrany burmistrzem. Obchodzę zatem w tych dniach jubileusz 25-lecia pracy w urzędzie i w pełni zgadzam się z przedmówcami, że istotą ustawy samorządowej, której współtwórcą jest obecny tutaj z nami Kazimierz Barczyk, było wyzwolenie w ludziach pozytywnej energii do działania na rzecz swojej społeczności.

- To się udało?
ANDRZEJ SATERNUS: - To się udało znakomicie. Szary i biedny kraj dzięki eksplozji wolności, samorządności, energii do działania, dokonał wielkiego cywilizacyjnego skoku. Zasługą pionierów, którzy zaczynali to w 1990 r., jest stworzenie zrębów, fundamentów i ram funkcjonowania tej wspólnoty. Kolejne lata to był czas przejmowania majątku i kolejnych zadań. W takich gminach, jak Chełmek, stary świat dosłownie się zawalił.

- Jak?
ANDRZEJ SATERNUS: - Fabryka-kolos, zatrudniająca przeszło 7,5 tys. ludzi, do której należała wcześniej połowa miasta, upadała, zwolniła ludzi. Rozgrywał się prawdziwy dramat. My przejmowaliśmy mieszkania, szkoły, przeszkolą, przychodnie, inne budynki… Zarazem stwarzaliśmy warunki do powstawania przedsiębiorstw. I ostatecznie wyszliśmy zwycięsko z tej sytuacji.

- Bezpośrednie wybory burmistrzów, wójtów, prezydentów były dobrym pomysłem?
ANDRZEJ SATERNUS: - Znakomitym. Wypromowały naturalnych liderów. Zarazem pojawiły się też środki przedakcesyjne, a potem kolejne edycje środków unijnych. Dla mnie wtedy zaczął się złoty czas dla Polski. Te kilkaset miliardów zostało bardzo mądrze przez samorządy zainwestowane. Ze smutnego, zacofanego kraju staliśmy się krajem nowoczesnym, z imponującymi metropoliami, ale też przepięknymi, przyjemnymi do życia miastami, miasteczkami i wioskami. Najważniejszym osiągnięciem trzydziestolecia samorządności są ludzie: to oni uwierzyli w siebie, odkryli w sobie przedsiębiorczość, potrafili wykreować swe małe biznesy i zadbać o swoje małe ojczyzny. Polska nie jest jeszcze idealna, ale jest godnym miejscem do życia.

ADAM KORTA: - Reforma samorządowa była sukcesem – wszyscy to potwierdzą, i samorządowcy, i mieszkańcy. Pozwoliła uaktywnić zasoby obywatelskie, tym bardziej że w parze z tą reformą szło uwolnienie przedsiębiorczości. To nasi mieszkańcy realizują lokalne inwestycje, rozwijając swoje firmy.

- W 1999 r. do gmin dołączyły powiaty i regiony, jako kolejny etap reformy samorządowej.
ADAM KORTA: - Powiat został pomyślany jako szczebel samorządu patrzący na pewne sprawy z punktu widzenia interesów mieszkańców kilku gmin. Powiatowi przypisano dość szerokie obowiązki, jak choćby zarządzanie szpitalami powiatowymi czy domami pomocy społecznej, a także infrastruktura drogową łączącą gminy. Powiaty otrzymały to wszystko, bo nie tylko drogi, w fatalnym stanie. I generalnie zdały egzamin, mimo że od początku nie zapewniono im źródła finansowania tak rozległych, ambitnych i ważnych dla mieszkańców zadań.

- Miała je powiatom zapewnić ustawa przyjęta w 2001 r., za czasów rządu AWS, pod wodzą Jerzego Buzka.
ADAM KORTA: - Tak, ale niestety została zawetowana przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Spowodowało to duże ograniczenia w funkcjonowaniu powiatów. Do dziś środki spływające z budżetu państwa do powiatów są zbyt skąpe w stosunku do zakresu działań. Powiaty zostały zmuszone do pozyskiwania pieniędzy z innych źródeł – i dały radę. Zobaczmy drogi dzisiaj, zobaczmy szpitale powiatowe - w czasie pandemii one odgrywają niezwykle ważną rolę, bo przecież zakażenie COVID-19 to nie jest dziś jedyna choroba.

KAZIMIERZ BARCZYK: - Zgadzam się z profesorem Stanisławem Mazurem, że samorządy to perła wśród polskich reform. Takie samo zdanie mają naukowcy, samorządowcy – i co najważniejsze – mieszkańcy. Samorządowcy przez 30 lat mają społeczne poparcie powyżej 30 procent, gdy posłowie potrafili spaść do 10 proc. A przecież najłatwiej podpaść lokalnym mieszkańcom, bo oni od razu wszystko widzą i słyszą, no i przecież często wybuchają spory – gdzie ma być chodnik, gdzie droga, gdzie przejście itp. Tak wysokie oceny dowodzą, że wójtowie, burmistrzowie, prezydenci, starostowie, marszałkowie – stanęli na wysokości zadania. Dowodzą też, że mieszkańcy sami wysoko oceniają swój dorobek. Bo oni czują się częścią wspólnot, o których państwo tyle tutaj mówią. I oceniając samorządowców, swych wybrańców – oceniają także samych siebie. Ta ocena jest generalnie dobra lub bardzo dobra. Dokonaliśmy skoku cywilizacyjnego na skalę niespotykaną od setek lat. Ten sukces przełożył się na sukces całego państwa polskiego.

- Zręby tej reformy powstały w Krakowie.
KAZIMIERZ BARCZYK: - Tak, projekt ustawy został wypracowany tutaj i jestem dumny, że miałem zaszczyt uczestniczyć w jego tworzeniu. A potem wdrażaniu. Z ramienia Krakowskiego Komitetu Obywatelskiego Solidarności zostałem radnym, a potem pierwszym przewodniczącym Rady Miasta Krakowa. Co się od tego czasu zmieniło? Taki z pozoru drobny przykład: w obrębie Plant były wtedy 3-4 restauracje i pięć kawiarni. Dziś jest 500 kawiarni, restauracji, pubów. Z szarego miasta peerelowskiego Kraków przeistoczył się w piękne miasto przyciągające uwagę całego świata.

- Ten sukces polskich samorządów został dostrzeżony w świecie?
KAZIMIERZ BARCZYK: - Tak. I to bardzo. 30 lat temu niemal całe mienie państwowe przeszło w ręce samorządów – to są ogromne zasoby. Myśmy je w znacznej mierze oddali w ręce mieszkańców. Wspólnie zrobiliśmy z tego fantastyczny użytek. Kolejny etap reformy – utworzenie samorządnych województw oraz powiatów, w którym aktywnie uczestniczyłem z poziomu Kancelarii Premiera – zdynamizowało ten proces.

- Jak bardzo?
KAZIMIERZ BARCZYK: - 20 lat temu, gdy zostałem pierwszym przewodniczącym Sejmiku Małopolski, przyjęliśmy budżet województwa na poziomie 200 mln zł. Dziś to jest 2 mld zł, a wraz z funduszami unijnymi – 4 mld zł rocznie. 20 razy więcej niż dwie dekady temu. Aż 40 proc. funduszy unijnych w Polsce inwestujemy z poziomu regionów. Jesteśmy liderem mądrego inwestowania tych środków w Europie – dzięki samorządowcom.

- Czyli myśmy 30 lat temu wzięli sprawy w swoje ręce…
KAZIMIERZ BARCZYK: - I nadal mamy je w swoich rękach. Nasze małe ojczyzny – i ojczyznę jako całość – przeorali obywatele. To oni zadbali o wspomniany popaństwowy majątek, to oni stworzyli 3 miliony małych i większych biznesów. Właśnie dzięki temu Polska tak rozkwitła, zachwycając świat. Samorządy stworzyły im ku temu dobre warunki. Dlatego samorządność musi pozostać istotą polskiego modelu rządzenia na kolejne lata. To gwarantuje rozwój. Ten głos musi wybrzmieć zwłaszcza teraz - przy okazji święta samorządu, ale też dlatego, żeby pokusa zawrócenia reformy, powrotu do centralizacji – a ona jest widoczna nie pierwszy raz w ciągu tych trzech dekad - nie wzięła góry.

Z optymizmem w przyszłość? Podstawą jest wzajemne zaufanie i rozbudzenie aktywności mieszkańców

- Najwybitniejsi ekonomiści, socjolodzy, politolodzy nazywają to, co się w świecie wydarzyło w związku z pandemią koronawirusa, największym kryzysem od lat 30. XX wieku. Na ile koronawirus i związane z nim problemy gospodarcze zmieniły sytuację gmin i powiatów?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Początkowo był chaos z powodu sprzecznych informacji napływających z góry do gmin. Groziło to wybuchem paniki wśród mieszkańców. Z drugiej strony zaobserwowaliśmy uwolnienie olbrzymiego entuzjazmu mieszkańców, chęci pomagania sobie nawzajem, zwłaszcza słabszym, starszym. Jako samorząd musieliśmy poszukać dobrej współpracy z inspektorem sanitarnym, z policją, ochotniczą strażą pożarną… Kryzys wyzwolił w samorządach pokłady wiedzy, umiejętności i wiele gmin doskonale sobie z nim poradziło.

- Problemy gospodarcze są odczuwalne dla samorządu?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Samorząd to wspólnota mieszkańców, więc jeśli mieszkańcy tracą pracę, źródła dochodów, zamykają firmy, to to uderza w gminę. Także dlatego, że my przecież żyjemy z podatków, inwestujemy środki z podatków, inwestycje unijne wymagają wkładu własnego. PIT, CIT, podatki od nieruchomości… Wpływy z nich maleją. Prognozowane obniżenie wpływów o 20 i więcej procent (pesymiści wieszczą nawet 40 proc.) spowoduje ograniczenie ważnych inwestycji, jak budowa szkoły, kanalizacji, remonty dróg. To z kolei uderzy w lokalnych przedsiębiorców, realizujących inwestycje…

- Oni uzyskali spore wsparcie w ramach tarcz.
KRZYSZTOF WOŁOS: - Tak. Ale oni je dostali po to, by przetrwać najtrudniejszy okres. Ale sensem tego przetrwania i w ogóle całego ich istnienia jest wykonywanie inwestycji, także tych samorządowych. Jeśli te inwestycje się załamią, firmy nie będą miały pracy, zwolnią ludzi, część się zlikwiduje. Dlatego apeluję do rządu: czas zacząć myśleć o tarczy dla samorządów, czyli środkach na kontynuację inwestycji, bo inaczej Polska gminna – czyli po prostu Polska – stanie. A to uruchomi spiralę recesji, na długi czas.

- Rząd przyjął tarczę samorządową.
KRZYSZTOF WOŁOS: - Tak, ale ona musi podlegać wzmocnieniu. Bo uruchomienie możliwości zadłużania się samorządów, brania większej ilości kredytów, pożyczek itp., żeby ratować obecne finanse, to nie jest droga dobra – wiele gmin mniej zamożnych nie poradzi sobie potem ze spłatą tego.

MAŁGORZATA MAŁUCH: - Byliśmy dotąd na dużym rozpędzie, zaplanowaliśmy dużo inwestycji, działań poprawiających standard życia mieszkańców, w tym dzieci, seniorów. I nagle krach.

- Gmina Sękowa jest terenem turystycznym, rekreacyjnym, wypoczynkowym, więc przychody wielu firm spadły do zera…
MAŁGORZATA MAŁUCH: - Tak, najszybciej dopadły nas problemy finansowe. Przychód z udziału w PIT w kwietniu spadł o 40 procent rok do roku, z CIT – o 50 procent. Musieliśmy wdrożyć zdecydowany program ograniczeń budżetowych. Inwestycje zakontraktowane są realizowane, ale wszystkie nowe – zawiesiliśmy. Ograniczamy wydatki bieżące, co nie jest łatwe, bo koszty związane z koronawirusem są wysokie i musimy je ponosić, by zapewnić bezpieczeństwo. Mimo to jestem optymistką. Obserwujemy u Polaków wielki głód podróżowania, wypoczynku, otwierane są ośrodki, pensjonaty, restauracje. Mamy nadzieję, że to się znowu zacznie kręcić. Musimy jednak przetrwać trudny czas i potrzeba do tego wsparcia państwa.

ANDRZEJ SATERNUS: - Wszystkie gminy ucierpiały, a tymczasem tarcze – pierwsza, druga, trzecia – nie wspominają o samorządach. Zawieszenie reguły finansowej, czyli zrównoważonych wydatków, na razie nie działa, co w przypadku słabszych samorządów będzie prowadziło do katastrofy. Eksperci wyliczają, że 40 proc. gmin, do tysiąca nawet, w przyszłym roku nie będzie w stanie uchwalić budżetów, więc grozi im zarząd komisaryczny. Ale sama możliwość zadłużania się nie wystarczy. Jeśli my nie będziemy mieli pieniędzy na kontynuację inwestycji, to cały rynek budowlany się załamie. Dlatego apeluję do rządu o szybkie, mądre decyzje o wsparciu.

- Jakie?
ANDRZEJ SATERNUS: - Można by zwiększyć udział gmin w podatku PIT i CIT z 38 do 50 proc. Tym bardziej, że już wcześniej doznaliśmy poważnego uszczerbku, bo rząd obniżył PIT z 18 do 17 proc.

- Powiat bocheński ma szpital.
ADAM KORTA: - Tak i muszę powiedzieć, że on się bardzo dobrze sprawdził w kryzysie, w czym wielka zasługa obecnego dyrektora. Jako jedni z pierwszych w Polsce postawiliśmy przed szpitalem specjalny namiot do wstępnej kontroli pacjentów. Inni wzorowali się na nas. Dodam, że przed pandemią placówka ta należała do wąskiego grona szpitali w Polsce, które nie miały długów.

- Co teraz?
ADAM KORTA: - Nie jest jasne, czy fakt, że myśmy w czasie pandemii realizowali inne zadania i przez to nie zrealizowaliśmy w szpitalu kontraktów sprawi, że będziemy musieli zwracać środki. Analizujemy też dochody powiatu i może się okazać, że z powodu kryzysu one będą o ok. 12 mln zł niższe. A to jest blisko połowa naszego budżetu inwestycyjnego. Jeśli będziemy ograniczać wydatki inwestycyjne to powstanie błędne koło: przedsiębiorcy nie będą realizować zleceń, nie będą zarabiać, nie będą płacić podatków itd.

KAZIMIERZ BARCZYK: - Koronawirus spowodował kryzys na świecie i w każdej gminie. Ale przebiega wszędzie nieco inaczej: Małgorzata Małuch ma gminę turystyczną, Andrzej Saternus gminę z dużą liczbą przedsiębiorstw przemysłowych, Krzysztof Wołos gminę, która została w zeszłym roku wybrana najlepszą gminą wiejską; jest tam dużo firm, które – jeśli poproszą o obniżenie podatku od nieruchomości – mogą doprowadzić do pogłębienia problemów finansowych. To są wszystko topowe samorządy w skali kraju. A co czeka te mniej zasobne i zaradne? Nadzieję dają prognozy Komisji Europejskiej, mówiące że spadek PKB w Polsce będzie należał do najniższych na kontynencie, a w przyszłym roku nastąpi odbicie.

- Ile tutaj zależy od samorządów?
KAZIMIERZ BARCZYK: - One, oczywiście, znakomicie sprawdziły się w codziennej opiece nad mieszkańcami, chronieniu ich przed skutkami kryzysu, ale w stanie de facto wyjątkowym strategiczne role i decyzje są z natury przypisane do władzy centralnej. I teraz wiele zależy od tego, co ona zrobi. Prosty przykład: Małopolska jest regionem w największym stopniu w Polsce opartym na turystyce. Ten sektor daje nam 9 proc. PKB, w Krakowie nawet 10 proc. Tymczasem w kwietniu myśmy mieli na lotnisku krakowskim 52 pasażerów, gdy w zeszłym o te samej porze – 700 tys. Z tego tąpnięcia my się nie wydobędziemy sami. Dlatego SGiPM wystosowało apel do premiera o uchwalenie tarczy antykryzysowej dla turystyki. Bez niej nie tylko tysiące firm, ale i wiele małopolskich gmin, z Krakowem na czele, popadnie w tarapaty, z których się prędko nie wydobędzie.

- Skoro mowa o centrali, to zastanówmy się, o czym w Polsce powinny decydować władze państwowe, a o czym lokalne – w gminie, powiecie, regionie? Czy polska samorządność potrzebuje rewolucji?
KRZYSZTOF WOŁOS: - Reformę samorządową wymyślili naprawdę wybitni specjaliści. Nie róbmy więc rewolucji. Mnie przede wszystkim marzy się, by samorząd był nadal samorządny i opierał się w jeszcze większym stopniu na zaangażowaniu mieszkańców, ich włączaniu w zarządzanie gminą, oddawaniu im kompetencji i środków. Marzy mi się też, by rząd nie podkopywał zaufania do samorządów, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Natomiast mamy liczne przykłady na to, że dobra współpraca – buduje.

MAŁGORZATA MAŁUCH:- Tęsknię za samorządem sprzed 30 lat – pełnym autentycznego zaangażowania mieszkańców. Od tego czasu zagubiła się nam zasada, że to, co nie jest zakazane, jest dozwolone – dzięki niej gmina mogła dla dobra mieszkańców realizować wszystkie zadania, które nie zostały zastrzeżone dla innych organów. Dzisiaj nie możemy zrobić dla mieszkańców niczego bez podstawy prawnej. Nakłada się na to biurokracja, która zabiera mnóstwo czasu, pieniędzy, energii. Podczas rygorystycznych kontroli naszych urzędów nie szuka się błędów w budżecie gminy, tylko jakichś drobnych kwestii, rzekomych przewin – i to też zniechęca.

- A przecież mamy w konstytucji zapisaną zasadę pomocniczości.
MAŁGORZATA MAŁUCH: - Tak, ona mówi, że co może być zrealizowane dla mieszkańców na najniższym szczeblu samorządu, czyli w gminie, powinno być zrealizowane w gminie. Konstytucja nakazuje też, by za zadaniami szły pieniądze. Wystarczy się jednak przyjrzeć choćby oświacie, by zobaczyć, że tak nie jest. Potrzebujemy jasnego określenia zadań i pieniędzy na ich realizację.

KAZIMIERZ BARCZYK: - Też jestem emocjonalnie związany z pierwszymi kadencjami polskiego samorządu, myśmy wtedy obalali model państwa skrajnie scentralizowanego; państwa, w którym nie było samorządowców – byli urzędnicy kolejnych szczebli, a wszystko rządzone z góry. Dziś 90 procent spraw mieszkańcy załatwiają w swojej samorządnej gminie. Ten model jest przez Polaków aprobowany. I nie trzeba w nim nic zepsuć. Natomiast szereg rzeczy warto naprawić, mowa tu zwłaszcza o finansowaniu.

ANDRZEJ SATERNUS: - Rygory, jakie nam narzucono, nie służą zaspokajaniu potrzeb lokalnej wspólnoty. A przecież to jest istota samorządności. Potrzebna jest większa decentralizacja. Potrzebna jest rewizja udziału samorządów w budżecie centralnym. A jak wyprowadzić finanse gmin z kryzysu? Polacy mają na kontach bankowych 2 bln złotych. One są praktycznie nieoprocentowane. Proponuję tarczę 5.0: wypuszczenie na rynek obligacji o odpowiednim oprocentowaniu i przekazanie środków samorządom, m.in. na kontynuację inwestycji już jesienią. To nam zapewni wzrost gospodarczy w roku przyszłym.

ADAM KORTA: - Obserwujemy tendencję do centralizowania wszystkiego. Jeśli ona się utrzyma, odbije się negatywnie na lokalnych społecznościach, które bardzo sobie cenią bezpośredni kontakt z radnym, wójtem, burmistrzem czy starostą. Z perspektywy lokalnej lepiej widać, jakie są potrzeby społeczności. Z Warszawy dostrzeżenie tego jest o wiele trudniejsze. Samorząd trzeba reformować, ale w kierunku dalszej decentralizacji zadań i zapewnienia środków na nie. Naszym głównym celem winno być zwiększenie zaangażowania mieszkańców. Można to osiągnąć poprzez oddanie realizacji wielu zadań lokalnym stowarzyszeniom i innym organizacjom – tam jest mnóstwo dobrych pomysłów i zapał, by je wcielać w życie. Wtedy nasz samorząd ma szansę pozostać w świecie wzorem na kolejne lata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski