Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski koń rzeźny

Redakcja
Dominik Nawa tworzył dom dla chorych i maltretowanych stworzeń Fot. Agnieszka Malik
Dominik Nawa tworzył dom dla chorych i maltretowanych stworzeń Fot. Agnieszka Malik
Nikt nie pamięta, jak naprawdę miał na imię Węgielek, który niemal całe życie przepracował w kopalni. Gdy dla górnictwa nastały gorsze czasy, ciągał furmankę z węglem ulicami Zabrza. Kiedyś upadł w centrum miasta i sparaliżował ruch uliczny.

Dominik Nawa tworzył dom dla chorych i maltretowanych stworzeń Fot. Agnieszka Malik

Konie z targowiska dobrze wiedzą, dokąd odjeżdża ciężarówka przesiąknięta smrodem krwi i strachem zabitych zwierząt. Czasami pozostaje w niej odrąbana noga, która zaklinowała się między deskami podczas transportu.

Przekleństwa kierowców mieszały się z gwizdami. Przez następnych kilka dni próbował stanąć na pokrwawionych nogach. Podrywał się nawet w środku nocy, skowycząc cicho z bólu. Otwarte rany powoli się zasklepiały. W końcu udało mu się zrobić kilka kroków. Musiał być jednak stawiany na nogi przez kilku dorosłych mężczyzn. Potem maszerował sztywnym krokiem.
Jeszcze kilka kilometrów od domu Anielka patrzyła z ciekawością przez małe okienko na zmieniający się pejzaż. Po wyjściu z samochodu ból skręcił jej ciało, padła w błoto. Kilka osób przeniosło ją pod dach. Na nic zdały się nocne czuwania, wizyty specjalistów, lekarstwa i słowa otuchy. Konała siedem dni i siedem nocy. Męczarnia wyciskała łzy z oczu jej przyjaciół. Sekcja zwłok wykazała w żołądku Anielki bryłę cementu, który najprawdopodobniej dodawany był do wody.
20-letnia Gryfka od małego pracowała jako siła pociągowa. Nigdy się nie buntowała, a jednak bez przerwy zbierała manto. Najbardziej bolały razy zadawane łopatą i drągiem. Z czasem w jej ropiejących ranach zagnieździło się białe robactwo. Mieszkańcy Szarlejki, w której spędziła życie, odwracali wzrok, gdy szła środkiem ulicy - wychudzona, z wyraźnie zarysowanymi żebrami. Kiedy upadła, powstało zbiegowisko. Nikt nie powstrzymywał jednak kopniaków, mających zmobilizować ją do wstania. Dla konającej na asfalcie Gryfki wybawieniem okazała się przejeżdżająca obok Beata Adamus. Kobieta przekonała jej właściciela, że życie konia warte jest 1850 zł. Gratis dodał owczarka, zamkniętego w klaustrofobicznym kojcu. Nad psem krążyły natrętnie muchy, które wabił odór zgniłego, choć ciągle żywego ciała.
Na wspólnym talerzu
Gryfka trafiła do Przystani "Ocalenie" pod Pszczyną i z Puszkiem - tak nazwano owczarka - stanowili nieodłączną parę. Gdyby nie Dominik Nawa i Dorota Szczepanek, którzy kilka lat temu stworzyli dom dla chorych i maltretowanych stworzeń, Gryfka nigdy nie spotkałaby się z innymi końmi. Skończyłaby na talerzu...
- Polska należy do liderów w eksporcie żywych koni - mówi Wojciech Owczarz ze Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego Klub Gaja w Bielsku-Białej. - Opanowaliśmy 70 proc. europejskiego rynku. Za nami jest Litwa, Węgry i Rumunia.
Za 600-700 kilogramów koniny Włosi płacą od 3 do 4 tys. zł. Po licznych interwencjach organizacji ekologicznych główny lekarz weterynarii wprowadził zakaz transportowania rannych zwierząt, ale i tak nie jest on przestrzegany. Gaja zebrała ponad 500 tys. podpisów pod petycją w sprawie skreślenia koni z listy zwierząt rzeźnych, które już w transportach traktowane są jak mięso.
- Do ciężarówki pakuje się przeważnie dużo więcej niż dopuszcza norma. Konie przywiązywane są do ścian auta na krótkich sznurkach, tak że każdy upadek jest dla nich śmiertelny. Jeżeli się nie zaduszą, zostają zadeptane przez pobratymców - tłumaczy Dominik Nawa z "Ocalenia", zarazem prezes Komitetu Pomocy dla Zwierząt w Tychach. - Zdarza się, że w czasie jazdy wypadają z paki, ślizgając się na własnych odchodach.
Kilka lat temu ówczesna żona kanclerza Niemiec Hiltrud Schröder uczestniczyła w zatrzymaniu na autostradzie transportu koni rzeźnych. Dziesięć z nich dobito na miejscu, by skrócić im męczarnie. Pozostałe pokrwawione, z płatami zwisającego mięsa i rozbitymi głowami, pojechały w dalszą drogę. Pani Hiltrud widziała, jak konie płaczą. Wcześniej myślała, że tylko z ludzkich oczu mogą płynąć łzy.
Dorota Szczepanek z "Ocalenia" brała udział w kontroli ciężarówki, na którą kilka minut wcześniej zapakowano ciężko chore zwierzęta, kupione za pół darmo na końskim targu. Jej właściciel już raz został ukarany za znęcanie się nad zwierzętami.
- Chociaż samochód przejechał dopiero 45 kilometrów, kilka koni leżało na podłodze - wspomina pani Dorota. - Przy wejściu na pakę przewrócił się mały źrebak. Z wycieńczenia nie mógł utrzymać się na nogach. W głębi kłębiły się ciała innych zwierząt. Starając się nie stracić równowagi, kopały po brzuchu przywiązanego za nimi wałacha.
Koń na spirytusie
Już kilka kilometrów przed Bodzentynem, małą miejscowością niedaleko Kielc, słychać w poniedziałki, jak cierpią konie. Handel na największym w Polsce targowisku rozpoczyna się przed świtem. Konie przestają być zwierzętami dużo wcześniej, zanim ich właściciele przyklepią dłonie na znak dokonanej transakcji. Kiedy tu trafią, są już tylko masą mięsno-kostną, którą taksują kupujący. Strategia placu targowego jest prosta - przehandlować jak najwięcej mięsa.
Trzymiesięczny Karuś leżał na placu targowym, próbując się podnieść, ale przednie nogi nie mogły utrzymać mizernego ciała. Upadając, ranił się o metalowe pręty ogrodzenia. Życzliwi doradzali, żeby wlać mu wody do ucha - wtedy leniwiec wstanie. W końcu właściciel zainkasował za źrebaka 200 zł i szybko wmieszał się w tłum. Nie chciał rozmawiać. Tutaj handlarze uciekają przed ciekawskimi. Ekipę telewizyjną zdzielili batem i roztrzaskali kamerę.
Karuś cierpiał na przykurcz ścięgien, wywołany poporodowym porażeniem mózgu, więc od urodzenia nie potrafił zrobić samodzielnie kroku. Weterynarz z "Ocalenia" odkrył, że źrebaka tuczono ziemniakami z solą, a pragnienie gaszono wiadrami wody, która zwiększała wagę jego ciała. W rezultacie pokarm uszkodził płuca i zdeformował serce zwierzęcia.
- W drodze do nas z pozornie pękatego konia zamienił się w szkielet - wspomina Dorota Szczepanek. - Woda, którą był pojony, uchodziła z niego wszystkimi otworami. Czuło się spirytus, k

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski