Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski Semmering

Redakcja
Budowa linii kolei Tarnowsko-Leluchowskiej ze względu na występujące w Beskidach trudności terenowe wymagała wprowadzenia kilku ciekawych, acz niełatwych do zastosowania rozwiązań technicznych. Jednym z nich była konieczność wybudowania w Grybowie wysokiego kamiennego wiaduktu rozpiętego na siedmiu arkadach, zwanego często polskim Semmeringiem, co nawiązywało do podobnych zastosowań inżynieryjnych wykorzystanych mniej więcej dwadzieścia lat wcześniej przy budowie pierwszego w Europie górskiego odcinka kolejowego wiodącego przez słynną przełęczy w Alpach Wschodnich.

Powiastki historyczne: Leszka Migrały

Umiejętne pokonywanie trudności terenowych przez budowniczych dróg żelaznych było nie tylko majstersztykiem z punktu widzenia XIX-wiecznej sztuki inżynieryjnej, ale spowodowało również, że przejazdy górskimi liniami kolejowymi stały się prawdziwą atrakcją, dostarczającą podróżnym niejednokrotnie sporych emocji, a przede wszystkim dużych doznań estetycznych. Przejazd koleją w okolicach Grybowa wzbudził zainteresowanie m. in. krajoznawcy Henryka Müldnera, który o wrażeniach z podróży odbytej "żelaźnicą" w sierpniu 1876 r. pisał następująco: "Wjechawszy w Grybów, czeka nas niespodzianka, gdyż stąd do Kamionki jest jedna z najpyszniejszych partyj całej jazdy koleją Tarnowsko-Leluchowską, tak iż bynajmniej nie przesadzimy, jeżeli to miejsce polskim Semmeringiem nazwiemy. Już na stacji przeczuwamy mimo woli, iż coś niezwykłego nastąpi, gdy spostrzegamy, jak drugą lokomotywę do pociągu zaprzęgają - istotnie mamy przebyć te góry piętrzące się przed nami, lecz nie dolinami, lecz samymi wyżynami. [...] w jednym miejscu kolej przerzyna spory pas doliny umyślnie dla toru wyciętej, następnie coraz wyżej pnąc się pod górę zatacza kabłąk i po żelaznym moście przebywa drogę bitą wiodącą do Nowego Sącza, wreszcie po ogromnych doskonale utrzymanych nasypach w półkolu dostaje się na sam szczyt góry. [...] Ciągle jadąc wyżyną, a mając po lewej śliczne daleko rozciągające się lasy szpilkowe, przybywamy do Ptaszkowy".
Ta "szalona" jazda kończyła się gdzieś na stacji w Kamionce, przy czym jej prędkość nigdzie nie przekraczała 45 km/godz. Fakt ten nie powinien nas jednak specjalnie dziwić jeśli zauważymy, że nie znano wówczas hamulców automatycznych, posługując się w tej sytuacji jedynie ręcznymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski