Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie elity podlizują się głupcom

Rozmawiał Paweł Gzyl
Dezerterzy szukają ucieczki od politycznego zgiełku w plenerze
Dezerterzy szukają ucieczki od politycznego zgiełku w plenerze Fot. Robert Ochnio
Rozmowa z Krzysztofem Grabowskim z zespołu Dezerter o jego nowej płycie „Większy zjada mniejszego”

- Latem tego roku zagraliście w Jarocinie w trzydziestą rocznicę swego występu na tym festwialu, wykonując materiał ze swej debiutanckiej płyty „Underground Out Of Poland”. Udało się cofnąć czas?

- Nie byłem zwolennikiem tego koncertu. Nie lubię, kiedy zespół przyjeżdża odgrywa cała płytę od deski do deski. Nie zawsze to się przekłada na dobry występ. W tym przypadku było trochę inaczej, ponieważ płyta była w dużej części zapisem właśnie tego pamiętnego koncertu jarocińskiego z 1984 roku. Dlatego pomysł miał prawo się udać – i tak też się stało. Fajnie było przypomnieć sobie te stare utwory, ale raczej na zasadzie sentymentalnego wspomnienia niż odczuwania podobnych emocji. To już inne czasy, inna publiczność i inny festiwal.

- A zagraliście już wtedy nowe utwory z wydanej właśnie płyty?

- Nie. Po raz pierwszy wykonaliśmy dwa premierowe kawałki na Muszla Fest w Toruniu pod koniec sierpnia po ukończeniu nagrań. I mam wrażenie, że dobrze weszły. (śmiech). Znajomi mówili nam bowiem, że sprawdziły się bez zarzutu.

- Na album trafiło w sumie niewiele utworów – bo tylko dziesięć. Nie skomponowaliście więcej od czasu wydania cztery lata temu poprzedniej płyty?

- Powiem szczerze: nie mamy nadprodukcji. Tyle utworów powstało – i tyle trafiło na album. Stwierdziliśmy, że te dziesięć wystarczy.

- To dlatego, że pracujecie w innych zawodach i trudno się Wam zebrać do stworzenia nowej muzyki?

- Nie jesteśmy zupełnie oderwani od muzyki. Ja robię grafikę, głównie na okładki płyt, Robert podobnie, a Jacek gra w Heyu. Do tego nieprzerwanie gramy w każdym sezonie koncerty. W tym roku odpuściliśmy sobie tylko wiosnę, bo pracowaliśmy nad płytą. Dlatego to nie jest tak, że nadal budzimy się z letargu – i przypominamy sobie, jak to kiedyś bywało.

- Na realizatora nagrań wybraliście Maćka Cieślaka, związanego raczej z psychodelią niż z punkiem. Skąd ten pomysł?

- Stało się za namową naszego basisty, Jacka, który nagrywał w studiu Maćka bębny na debiut Sary Brylewskiej. Zachwycony możliwościami analogowej aparatury, przekonał nas, że warto ją wypróbować. Powiem szczerze, szedłem tam z lekką obawą, bo nie wiedziałem, czego się spodziewać po takiej starej technologii w dzisiejszych czasach. Ale okazało się, że wszystko hula jak należy i sprawdza się w stu procentach. Maciek bardzo zaangażował się w pracę – i widziałem, że podobało mu się to, co razem robiliśmy.

- Wiele zespołów punkowych lubi czasem trochę poeksperymentować ze swoją muzyką. Tymczasem wy jesteście wierni klasycznemu punkowi. Z czego to wynika?

- (śmiech) Szczerze powiem – sam nie wiem. Czasami coś kombinowaliśmy – z elektroniką, zapraszaliśmy gości, na koncertach były performance. Natomiast nie lubimy nagrywania udziwnionych płyt. Sama praca w studiu jest bardzo czasochłonna i wymaga dużego zaangażowania – dlatego nigdy nie mieliśmy ciśnienia, aby nagrać jakiś album od czapy. Po prostu szkoda nam było czasu i pieniędzy.

- Tym razem nowe piosenki są wyjątkowo melodyjne i energetyczne. Taki był koncept?

- Kiedy robiliśmy te utwory, nie były aż tak melodyjne. Narzuciły to dopiero wokale – co wyszło im na plus. Nie jest to jednak wesołkowaty rock’n’roll, nagrania są raczej dosyć ponure. Wokale sprawiają jednak, że łatwiej wchodzą do głowy.

- W kilku utworach słychać echa klasyki punka w stylu The Cash czy Dead Kennedys. To celowy hołd?

- Nigdy nie mieliśmy takiego zamiaru, aby kogoś naśladować. To, co robimy jest jednak wypadkową ponad trzydziestu lat słuchania muzyki. I w jakiś sposób ona przenika do naszych własnych kompozycji. Tak musi być.

- Kiedy rozmawialiśmy przy okazji poprzedniej płyty, mówiłeś że miałeś trochę problemów z napisaniem tekstów. Tym razem było inaczej?

- Właściwie było bezboleśnie, oprócz refrenu „Dzieci gorszego Boga”, który skończyłem dopiero na etapie nagrywania wokali. Reszta wyszła mi wręcz od razu spod pióra. Jestem dumny nawet z tych tekstów, które powstały już pod konkretne melodie. Bo wtedy zawsze jest walka z dopasowaniem słów do linii wokalu. Tym razem wszystko udało się zrobić idealnie.

- Masz już prawie pięćdziesiąt lat, a ciągle pozostajesz wkurzony na świat. Dlaczego to się nie zmienia?

- Nie chcę wyjść na malkontenta, ale kiedy człowiek się rozgląda po świecie, nieustannie coś go irytuje. Jasne, są ludzie, którzy nie wychylają się poza czubek własnego nosa, ale jeśli spojrzeć dalej – od razu pojawiają się sprawy, które zmuszają do zabrania głosu.

- Tym razem jest to choćby kwestia eksmisji w „Na bruk” czy bezdomności w „Dzieci gorszego”. Nie obawiasz się pisać takich tekstów, prowadząc samemu w miarę spokojne i dostatnie życie?

- Po prostu zabrałem głos. Każdy robi to, co potrafi. Jeden idzie protestować i palić opony przed sejmem, a drugi – opowiada o tym. I obie te funkcje wydają mi się istotne. Zauważam więc pewne zjawiska – i poddaję je pod dyskusję, unikając gotowych ocen i odpowiedzi. A wnioski pozostawiam słuchającym. Być może przynajmniej kilka zastanowi się nad tymi kwestiami.

- Główny wątek płyty wyznacza jej tytuł: „Większy zjada mniejszego”. Czy jest sens walczyć z prawem natury, która przecież zawsze faworyzuje silniejszych?

- żyjąc w społeczeństwie i mając rację po swojej stronie, nie zawsze jest się w stanie z nią przebić. Bo decyduje większość – a ona rzadko składa się z samych mędrców. Kiedy trafisz między głupców i oni cię zakrzyczą, to nie jest komfortowa sytuacja. I ja niestety często się tak czuję, choć nie uważam, że jestem jakoś wyjątkowo mądrzejszy od innych.

- „Racja jest po stronie większości” – czy to nie podstawowa zasada demokracji?

- To nie jest doskonały system. Nadzieję trzeba mieć tylko w tym, że poziom mentalny społeczeństw będzie rósł. Tymczasem wydaje mi się, że jest inaczej – co widać na ulicach czy w internecie. Ale to przez elity władzy, które podlizują się głupcom i prymitywom, żeby podbić sobie wskaźniki wyborcze. W efekcie społeczeństwo staje się coraz bardziej ogłupione.

- „Im więcej wolności, tym więcej kontroli”. Jak to odczuwasz?

- Ta kontrola jest ukryta. I nie jest na co dzień uciążliwa. Ale jak sobie pomyślę, że każdy mój ruch jest zapisywany dzięki internetowi czy telefonii komórkowej, na każdej ulicy jestem nagrywany, to mnie coraz bardziej niepokoi. Ogólnie się na to zgadzamy, bo bezpieczeństwo jest ważne, ale nie czuję się dobrze, kiedy wiem, że cały czas jestem obserwowany. U nas w jest już tak, że kiedy strażnik miejski zauważy, iż ktoś rzuca papierek na ulicę, to... przez głośnik wzywa go do podniesienia. Dochodzi wiec do jakiejś paranoi.

- Zostaje nam więc tylko jedno wyjście – „Róbmy dalej swoje/ Póki jeszcze mamy siłę”.

- To wezwanie do własnej aktywności. I w sumie nic odkrywczego – bo tylko sami możemy o siebie zadbać. I nic poza tym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski