Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie filmy płyną dziś na wysokiej fali

Redakcja
W polskim kinie zaczyna się coś dziać. Wreszcie, po tylu latach posuchy, czuję w nim wibrującą energię. Festiwal Camerimage wygrała właśnie "Ida” Pawła Pawlikowskiego, jeden z najlepszych filmów po 1989 roku. A do kin w piątek weszły "Płynące wieżowce” Tomasza Wasilewskiego.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Ich autor, podobnie jak Pawlikowski, bije głową prosto w mur. Uderza w temat najcięższego kalibru, zwłaszcza dla polskiego kina, które jak ognia unika budzących emocje kwestii społecznych. Wasilewski, dla którego to dopiero drugi pełnometrażowy obraz, opowiada o homoseksualnej miłości między młodymi mężczyznami.

Ten temat już pewnie polaryzuje dużą część widowni, segregując widzów na tych, którzy film zobaczą i tych, którzy do kina wybrać się w ogóle nie zamierzają. Od razu uprzedzę tych drugich – wiele stracą, omijając talent Wasilewskiego. Urodzony w 1980 roku twórca, autor głośnego dramatu "W sypialni”, z niezwykłą gracją potrafi opowiadać o intymnych tematach.

Robi to w sposób pozbawiony tandetnego, tabloidowego sznytu, który wykorzystał choćby Władysław Pasikowski w mało udanym "Pokłosiu”. Wasilewski patrzy na swoich bohaterów nie jak na marionetki, lecz ludzi z krwi i kości, z którymi czuje głęboką więź. Tu nie ma jednostronnie dobrych i złych, nie ma w ogóle tak postawionego pytania. Obserwacja skupia się nie na szukaniu winnych, lecz podpatrywaniu okoliczności, które prowadzą do dramatu.

Czy to film tylko o miłości homoseksualnej, o jej narodzinach, erupcji, a potem brutalnej konfrontacji z rzeczywistością? Nie, to film o miłości w ogóle, o uczuciu, które przychodzi czasem znikąd, pojawia się i wybucha, roztrzaskując misternie skonstruowany plan na życie.

Wasilewski przełamuje złą polską tradycję filmową. Aktorzy nie szarżują, nie epatują dramatyzmem, co wiele filmów sprowadziło do wymiaru kiczu. Podają emocje w sposób subtelny, ascetyczny, jakby wytłumiony. W jednej z najlepszych scen filmu, gdy matka bohatera rozmawia z jego dziewczyną, nie słyszymy w ogóle słów. Widzimy jedynie mimikę, gesty; zostawia się nam czas na refleksję.

Znakomicie zagrali wszyscy występujący tu aktorzy, na czele z trójką młodych, szturmujących właśnie ekrany ­– Mateusz Banasiuk, absolwent krakowskiej PWST Bartosz Gelner i aktorka Starego Teatru Marta Nierad-kiewicz będą wkrótce, jestem o tym przekonany, rozchwytywanymi nazwiskami w polskiej branży filmowej.

Uwagę zwraca Nieradkie-wicz, która ze swą kreacją drugoplanową, nagrodzoną na festiwalu w Gdyni, przebija się zdecydowanie na pierwszy plan. Jej heroina, uwięziona w miłości do chłopaka, który zakochał się w innym mężczyźnie, to jeden z najbardziej dramatycznych żeńskich charakterów naszego współczesnego kina.

"Ida”, "Chce się żyć”, "Papusza”, teraz "Płynące wieżowce”. Takiej drużyny, która potrafi strzelać piękne filmowe gole, nie mieliśmy od dawna. Każdy z nich gra w trochę innej lidze, ale wszystkie charakteryzuje jedno – uwodzą wyobraźnię widza w sposób wysublimowany, artystyczny. Wreszcie możemy mówić o fali kina autorskiego znad Wisły.

"Płynące wieżowce” to film na wysokiej fali. Szkoda tylko, że przybycie na premierę w krakowskim kinie Kijów potwierdził komplet widzów. A potem okazało się, że połowa miejsc była wolna.

Nie warto bać się trudnych tematów.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski