Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polskie piekiełko

Redakcja
Fot. Wiesław Kozieł
Fot. Wiesław Kozieł
Jak Pan przyjął decyzję zarządu PZPS o pozostawieniu Pana na stanowisku trenera żeńskiej reprezentacji? Po MŚ w Japonii, w których Polki zajęły 9. miejsce, rozgorzała dyskusja na temat Pańskiej przyszłości.

Fot. Wiesław Kozieł

ROZMOWA. Trener żeńskiej reprezentacji JERZY MATLAK przedstawia swoje stanowisko wobec kontrowersji powstałych wokół kadry po mistrzostwach świata w Japonii

- Moim zdaniem związek podjął słuszną decyzję. Ocenił moją pracę merytorycznie, patrząc nie tylko na tegoroczne mistrzostwa świata, ale na całokształt mojej dwuletniej pracy z dziewczynami. Cieszę się, że emocje ostatecznie nie grały roli, a za mną przemówiły konkretne wyniki. Przyznam, że jestem już mocno zmęczony tym zamieszaniem, które było wokół mojej osoby. Nie spodziewałem się, że po mistrzostwach świata, na których zajęliśmy miejsce odpowiadające naszej aktualnej pozycji w światowym rankingu, zostanę przez niektórych ludzi aż tak surowo i niesprawiedliwie oceniony. Polskie piekiełko do określenia tej sytuacji, to mało powiedziane.

- W mediach pojawiły się nieprzychylne dla Pana komentarze Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty i innych wypowiadających się anonimowo zawodniczek oraz informacja o petycji wystosowanej przeciwko Panu przez kibiców m.in. do PZPS i firmy Polkomtel, sponsora reprezentacji.

- Dla mnie zbieżność tych negatywnych komentarzy z datą oceny mojej pracy przez członków zarządu PZPS nie jest przypadkowa. Myślę, że pochodziły one tak naprawdę z jednego źródła, ale co ja mogę na to poradzić? Muszę się z tym pogodzić, tym bardziej, że z anonimowymi opiniami nie jestem w stanie walczyć. Uważam, że ludzie, który twierdzą, iż nasze 9. miejsce na mistrzostwach świata było totalną porażką, albo nie znają się na siatkówce, albo nie chcą widzieć pewnych rzeczy. Oczywiście, że mogliśmy pokusić się o lepszy wynik, ale równie dobrze przegrywając mecz z Turcją, mogliśmy na dobre odpaść z rywalizacji i zająć miejsca 13-16. Tak naprawdę rozkręcaliśmy się w tym turnieju i w ostatnich meczach graliśmy już coraz lepiej.

- Były zarzuty, że nie ustrzegł się Pan błędów podczas MŚ. Telewizyjni eksperci dziwili się, dlaczego w ważnych momentach meczu z Japonią na boisku zabrakło Małgorzaty Glinki-Mogentale.

- Trudno odnieść mi się to tego typu komentarzy, zwłaszcza że od mistrzostw upłynęło już trochę czasu, a ja nie miałem możliwości, żeby odpowiedzieć moim krytykom na bieżąco. Łatwo oceniać kogoś, jak siedzi się w wygodnym fotelu w telewizyjnym studiu i jest się dobrych kilkanaście tysięcy kilometrów od wydarzeń na boisku. Ja tak naprawdę nie wiem, o co tym osobom chodziło, bo analizowałem na bieżąco wszystkie nasze mecze, razem z całym sztabem szkoleniowym. Według mojej wiedzy, w najważniejszych momentach spotkania z Japonią grały wszystkie zawodniczki, które na tę chwilę prezentowały się najlepiej. Nie czuję się winny, ale nigdy też nie stwierdziłem, że jestem bezbłędny. Wychodzę z założenia, że zawsze można zrobić coś jeszcze lepiej. To stwierdzenie odnosi się jednak nie tylko do trenerów, ale też do zawodniczek. Siatkówka jest grą zespołową, wygrywa się i przegrywa razem. Ja nigdy nie wskazywałem indywidualnie, że taka czy inna zawodniczka w najważniejszym momencie meczu popełniła błąd i przez to przegraliśmy. Dziwię się więc, kiedy słyszę takie indywidualne zarzuty pod swoim adresem. Przypomnę tylko, że jeden z tych telewizyjnych fachowców (Andrzej Niemczyk - przyp. red.) przygotowywał nasz zespół do mistrzostw świata w 2006 roku, które zakończyliśmy na 15. miejscu. Ja uważam, że nie zmarnowaliśmy czasu na tegorocznych mistrzostwach, a w większości meczów prezentowaliśmy przyzwoitą grę.
- Wydział Szkolenia PZPS był pod wrażeniem fachowego i szczegółowego raportu przedstawionego przez Pana jako podsumowanie dwóch lat pracy z kadrą. Jakie były najważniejsze wnioski z tego sprawozdania?

- Kiedy obejmowałem ten zespół w styczniu ubiegłego roku, nikt tak naprawdę nie wiedział, kto będzie grał w reprezentacji siatkarek. Ze względu na kontuzje i urlopy macierzyńskie kilku czołowych zawodniczek, było sporo znaków zapytania odnośnie składu drużyny. Wtedy ciężko było przewidzieć, na co będzie nas stać. A mieliśmy w perspektywie mistrzostwa Europy w Polsce, na których celem minimum było wywalczenie miejsc 5-8. Potem przyszło jednak pierwsze pozytywne zaskoczenie. W mocno okrojonym składzie zdobyliśmy brązowy medal. Natomiast w tym roku dobrze zaprezentowaliśmy się w Grand Prix, a w mistrzostwach świata w Japonii zabrakło nam czterech małych "oczek", żeby walczyć o miejsca 5-8, które były naszym celem. Nie ma teraz jednak sensu spierać się o to, że zamiast ósmej pozycji zajęliśmy dziewiątą. Wygrany mecz z Japonią na inaugurację turnieju dałby nam prawdopodobnie możliwość walki o medale. Może zabrakło nam szczęścia, może też i umiejętności. Wróciliśmy jednak z tych mistrzostw z podniesionymi głowami. Nie skompromitowaliśmy się i zajęliśmy najlepsze miejsce od 36 lat.

- W trakcie Pańskiej dwuletniej pracy z kadrą nie brakowało trudnych i dramatycznych momentów. W tym roku musiał się Pan zmierzyć z konfliktem w zespole.

- Niestety, takie trudne sytuacje rzeczywiście miały miejsce. W tym roku wraz z powrotem niektórych zawodniczek do kadry pojawiły się jakieś dziwne przepychanki. Tak naprawdę nie miały one konkretnego uzasadnienia. Chodziło o wypowiedzi dziewczyn (Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty i Anny Werblińskiej - przyp. red.) na swój temat, które pojawiały się w internecie jeszcze w przeszłości. W pewnym momencie nie udało się uzdrowić tej niedobrej atmosfery. Poszło o głupoty, bo jedna coś źle zrozumiała, a druga to skomentowała, ale zespół wyraźnie się przez to podzielił. Odbyliśmy dużo rozmów z zawodniczkami i w sztabie szkoleniowym. Staraliśmy się na bieżąco rozwiązywać wszystkie problemy. Ostatecznie podjęliśmy wspólnie decyzję o tym, że Katarzyna Skowrońska-Dolata nie znalazła się w kadrze na mistrzostwa. To wszystko zbiegło się również z jej słabą dyspozycją i problemami zdrowotnymi. Jeszcze w trakcie rozgrywek Grand Prix Kaśka była bardzo krytyczna wobec siebie i do mnie mówiła: "Trenerze, nie wiem, co się dzieje, ale jestem kompletnie bez formy". Potem jednak przerwała milczenie i znalazła sobie winnego w mojej osobie, mimo że trenowała tak samo jak inne zawodniczki, a każdy chciał jej pomóc w kłopotach zdrowotnych i dojściu do formy. Nie jestem i nigdy nie byłem samobójcą, który odsunąłby od składu taką zawodniczkę, gdyby nie miał do tego podstaw. Przypomnę tylko, że gdy ogłosiliśmy tę decyzję, nie towarzyszyły jej aż takie burzliwe dyskusje jak teraz.
- Nie obawia się Pan, że znajdą się również inne zawodniczki, które nie będą chciały grać w prowadzonej przez Pana kadrze? Jak układała się współpraca choćby z Małgorzatą Glinką-Mogentalne? Czy wyraża ona chęć gry w drużynie także w kolejnym sezonie?

- Przede wszystkim Gośka Glinka i Kaśka Skowrońska to dwa zupełnie różne typy zawodniczek. Oprócz Kaśki, która w rozmowie ze mną w cztery oczy mówiła zupełnie coś innego niż po mistrzostwach świata w prasie, żadna z zawodniczek nie miała do mojej pracy zastrzeżeń. Ja byłem zresztą zawsze otwarty na dyskusję i na razie nie wierzę w negatywne słowa pod moim adresem rzekomo wypowiedziane przez inne dziewczyny. Myślę, że albo takie głosy zostały na nich wymuszone, albo ktoś im coś specjalnie wcisnął w usta. Na pewno będę chciał wyjaśnić tę sprawę i jeśli ktoś nie będzie chciał grać w prowadzonym przeze mnie zespole, to będzie to miało odzwierciedlenie w powołaniach. Przez trzydzieści lat pracy nie spotkałem się z żadnym personalnym zarzutem wobec mnie i wykonywanej przeze mnie pracy. Dlatego jestem zszokowany i zażenowany tym, co spotkało mnie w ostatnio. Będę jednak wierny swoim zasadom i nie chcę wdawać się w odbijanie piłeczki w drugą stronę. Nigdy indywidualnie nie obwiniałem zawodniczek o błędy, który rzutowały na grę drużyny, czy miały wpływ na wynik spotkania. Siatkówka to gra zespołowa, w której podstawą jest wzajemna współpraca między zawodniczkami oraz na linii zawodniczki - trener.

- Pozostał Pan na stanowisku trenera, ale będzie musiał podpisać aneks do umowy, który ma zwiększyć kontrolę PZPS nad wykonywaną przez Pana pracą.

- Doniesienia prasowe o tym aneksie były mocno przebarwione. To nie jest żaden bacik czy dodatkowa kontrola ze strony federacji. W moim pierwotnym kontrakcie był zapis o tym, że po dwóch latach nastąpi weryfikacja, oraz że zostanie sporządzony aneks na podstawie doświadczeń z tego okresu pracy. Chodziło także o określenie zadań na następne sezony, ponieważ dotychczas miałem postawiony cel wywalczenia przez zespół miejsc 5-8 na mistrzostwach Europy w 2009 roku i 5-8 na mistrzostwach świata w tym roku. Chcę podkreślić, że wszystkie dodatkowe warunki, które zostaną zapisane w aneksie, będą uzgodnione przez obie strony, a nie narzucone mi z góry. Dla mnie nie jest problemem przedstawianie comiesięcznych raportów z wykonywanej pracy, bo takie sprawozdania mogę przedkładać nawet częściej. Ocena tego aneksu przez media jest więc dużą nadinterpretacją. Na przykład zapis o ściślejszej współpracy selekcjonera reprezentacji z trenerami klubowymi zawodniczek powstał z mojej inicjatywy, bo ze swoich doświadczeń z pracy w klubach wiem, że zwykle było to tylko puste hasło.

- Jak Pan widzi przyszłość żeńskiej reprezentacji? W przyszłym sezonie będą ME. Później są igrzyska olimpijskie w Londynie, na które trzeba się najpierw zakwalifikować.
- Powiem szczerze, że w ostatnim czasie żyłem głównie oceną mojej pracy i szczegółową analizą tego, co miało miejsce do tej pory. Dopiero teraz mogę na spokojnie zastanowić się nad przyszłością i przygotować odpowiedni plan. Na pewno docelową imprezą w perspektywie dwóch najbliższych lat są igrzyska w Londynie.

- Czy PZPS wyznaczył już Panu cel minimum na przyszłoroczne ME?

- Jeszcze nie został mi postawiony konkretny cel, ale wiadomo, że naszym życzeniem będzie walka o medale. Wynika to także z naszej pozycji w światowym rankingu, w którym z drużyn europejskich wyprzedzają nas tylko Włoszki i Rosjanki. Zrobimy wszystko, żeby dobrze wypaść na mistrzostwach Europy, a potem wywalczyć kwalifikację olimpijską, co nie jest wcale taką prostą sprawą.

Rozmawiała Karolina Korbecka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski