Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polsko-czeski fotoMONTHaż

Redakcja
Weegee, więźniarka i dwóch ciemnych typów Fot. archiwum Miesiąca Fotografii
Weegee, więźniarka i dwóch ciemnych typów Fot. archiwum Miesiąca Fotografii
Z Tomaszem Gutkowskim, dyrektorem Miesiąca Fotografii, prezesem Fundacji Sztuk Wizualnych, rozmawia Łukasz Gazur.

Weegee, więźniarka i dwóch ciemnych typów Fot. archiwum Miesiąca Fotografii

5-31 maja, Kraków

Zaczniemy od plotek. Mówiło się w Krakowie, że Miesiąc Fotografii może przenieść się do Wrocławia. Prawda czy fałsz?
- Faktycznie, kiedyś rozważaliśmy taką możliwość, ale od tamtej pory sporo się zmieniło - na lepsze. Wreszcie czujemy, że nasza impreza jest doceniana przez władze miasta. To, co robimy, przekłada się na konkretne zaangażowanie i zainteresowanie ze strony urzędników. Ale jeszcze dwa lata temu mieliśmy poważny kryzys. Wtedy zastanawialiśmy się nie tylko nad przeniesieniem Miesiąca Fotografii do Wrocławia, ale w ogóle nad sensem dalszego działania.
A jak będzie w tym roku? Kryzys gospodarczy będzie widać w programie?
- Jest nienajgorzej. Przede wszystkim - jak wspomniałem - jest spora pomoc miasta. Doceniło nas także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które - jeśli chodzi o sztuki wizualne - przyznało najwyższą dotację właśnie Miesiącowi Fotografii. Kiepsko jest natomiast ze sponsorami, ale tego akurat się spodziewaliśmy. Wszyscy mają ten sam problem. W związku z tym oczywiście musieliśmy okroić wydatki, ale myślę, że obyło sie bez strat w zawartości merytorycznej programu imprezy.
No to zajrzyjmy do programu. W tym roku gościem specjalnym będą Czechy. To znaczy, że lubicie piwo i knedliki?
- Wbrew pozorom nie chodziło o najbardziej wygodne rozwiązanie, czyli zaproszenie sąsiada. Czechy znane są jako kraj z ogromnym dorobkiem, fotograficzna kolebka w naszym regionie Europy. Tymczasem na świecie funkcjonuje tylko wycinek ich dziedzictwa. Najbardziej znane są oczywiście awangardowe dokonania z początku XX wieku czy szkoła dokumentu. My chcemy rozszerzyć to wąskie widzenie czeskiej fotografii. Będziemy promować zarówno mało znaną, a wartą uwagi, współczesną scenę, jak też klasyków, którzy z rożnych względów nie zostali jeszcze na dobre odkryci. Dla nas to sposób na poznanie twórczości południowych sąsiadów, dla nich - doświadczenie spojrzenia kogoś z zewnątrz, nieobciążonego utartymi skojarzeniami. Sami Czesi by nam tego nie zagwarantowali. I to chyba będzie najcenniejsze.
Tak będzie z retrospektywą Victora Kolářa?
- Nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak ważna będzie ta wystawa, prezentowana w galerii Starmacha. Artysta ma rzeszę fanów w Czechach, którzy z niecierpliwością czekają na jego prezentację. Dopiero w trakcie organizowania pokazu zrozumieliśmy jej rangę. Okazało się, że do Krakowa na retrospektywę Kolářa wybierają się istne pielgrzymki wielbicieli jego sztuki!
Drugim pokazem o takiej randze będzie z pewnością wystawa Jiriego Davida.
- To wielka osobowość tamtej sceny, w zeszłym miesiącu uznany przez magazyn "Respekt" za najważniejszego artystę Czech ostatniego dwudziestolecia.
Po programie czeskim widać także, że niektóre punkty Miesiąca stają się już tradycją. Mówię o wystawie "Aktualizacja.cz".
- Tak, to pomysł, który urodził się podczas zeszłorocznej edycji. Wtedy był to multimedialny przegląd najciekawszych projektów ostatnich kilkunastu lat powstałych w Polsce. Teraz pokażemy to, co dzieje się w Czechach. Będą zarówno nazwiska, które już weszły w historię sztuki najnowszej, jak i artyści zupełnie młodzi, jeszcze nieosadzeni na czeskiej scenie, w których kuratorzy widzą przyszłość fotografii.
A skąd pomysł na tytuł "Pamięć przetwarzana" dla cyklu wystaw w programie głównym Miesiąca Fotografii?
- Punktem wyjścia do tego bloku było zagadnienie archiwum. To jest temat ostatnio bardzo modny. Dodatkowo temat pamięci ma wręcz nieograniczone pole interpretacji, pozwala szukać, ale także każe się zastanawiać nad wartością każdego zbioru. Jeszcze jeden aspekt to sytuacja zbiorów fotograficznych w naszym kraju. Choć wreszcie coś się ruszyło, powstają instytucje programowo zajmujące się opieką nad archiwami, to tak naprawdę nadal nie wiemy, co kryje się w większości z nich, a przez to jesteśmy niemal nieobecni na światowych rynkach.
No właśnie, a propos globalnych trendów - w programie tegorocznego Miesiąca Fotografii mamy wystawę Weegee'ego, czyli absolutnej międzynarodowej ikony fotografii, którą zobaczyć będzie można w Muzeum Narodowym w Krakowie.
- To jest nasze oczko w głowie. To będzie ogromna produkcja, 240 prac z największej kolekcji dzieł tego autora, należącej do Hendrika Berinsona. Do tego świetnie wydany katalog, a właściwie album, dający wyobrażenie o twórczości Weegee'ego. Myślę, że to propozycja, której po prostu nie można przegapić.
Na przeciwległym biegunie programu z kolei podziwiać będziemy twórczość Witkacego...
- To też klasyka, ale w nieco innej odsłonie. Na wystawie w Bunkrze Sztuki najważniejsze są siła i ekspresja fotografii, która tkwi w mocnym osobistym przekazie, geście który wykonał artysta.
Miesiąc Fotografii dał sie poznać jako impreza, która zawsze odkrywa nowe miejsca. Nawet jeśli znane, to zyskujące zupełnie inną twarz dzięki prezentowanym tam fotografiom. Co w tym roku będzie takim nowym lądem?
- Odkrywamy Erdal, czyli fabrykę past do butów w okolicach Ronda Grzegórzeckiego. Tam oglądać będziemy wystawę "Archiwum centralne". To kilkanaście projektów, które wciągną widza w różne aspekty zbierania i porządkowania fotografii. Uświadomią, jaką wszechpotężną rolę pełni - przezroczyste na pozór, uporządkowane w "jedyny słuszny" sposób - archiwum.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski