MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomagają szukać ludzi, a nie mają na jedzenie

Redakcja
Jerzy Herma z Goranem odpoczywają po egzaminie gruzowiskowym Fot. OSP Kęty
Jerzy Herma z Goranem odpoczywają po egzaminie gruzowiskowym Fot. OSP Kęty
Każdy kto chociaż raz widział ich w akcji wie, że są potrzebni. To oni i ich podopieczni - psy ratownicze - uczestniczyli m.in. w poszukiwaniach osób zasypanych w katowickiej hali targowej.

Jerzy Herma z Goranem odpoczywają po egzaminie gruzowiskowym Fot. OSP Kęty

KONTROWERSJE. Czy komuś jeszcze zależy, aby istniały specjalistyczne grupy - z psami - szukające zaginionych

Niestety, o ich problemach nie wiedzą ci, którzy mogliby im pomóc - decydenci ze Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP lub Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dlatego coraz częściej mówią o tym, co ich boli.

- Odczuwamy brak zainteresowania naszą działalnością i jasnych i sprecyzowanych kierunków rozwoju, nie ma także osób odpowiedzialnych za nasze działania w szeregach ZG ZOSP RP i MSW - potwierdza Jerzy Herma, przewodnik psa poszukiwawczego z Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej OSP w Kętach.

Trudno nie przyznać im racji. Grup Sekcji Ratownictwa Specjalistycznego, działających przy OSP w kraju jest tylko 20. Specjalizują się w poszukiwaniu osób zaginionych w terenie otwartym oraz na gruzowiskach zawalonych budynków z użyciem psów poszukiwawczo-ratowniczych.

- Stanowi to 90 procent psów przystępujących do egzaminów organizowanych przez Państwową Straż Pożarną - podkreśla Jerzy Herma.

- W szeregach wszystkich grup działających przy OSP posiadamy także 75 proc. wszystkich zespołów ratowniczych w Polsce składających się z przewodnika i psa, dopuszczonych do działań poszukiwawczo-ratowniczych - dodaje.

W Kętach specjalistyczny zespół liczy 21 osób. Wśród nich jest dziewięciu przewodników z psami, dwóch lekarzy, ratownicy medyczni i wysokościowi. Wszyscy to fachowcy w swej dziedzinie. A mimo to ich służba to po części partyzantka. Specyfiką psów poszukiwawczo-ratowniczych jest to, że mieszkają razem z przewodnikami, którzy sami muszą je karmić i szkolić. Dopiero po zaliczeniu przez psa certyfikacji gruzowiskowej lub terenowej, czworonogowi należy się karma z OSP. Jednak ze względu na szczupły budżet jednostek nawet o pokarm jest trudno.

- Chodzę, szukam sponsorów. Na szczęście lobbuje za nami burmistrz Tomasz Bąk, który bardzo chce nam pomóc - mówi Jan Wołoszyn, dowódca Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej z OSP Kęty.

A przecież w Polsce przeszkolonych do poszukiwań psów jest w jednostkach OSP tylko 130 (dziewięć z nich jest w GPR w Kętach). Tymczasem tylko w Bawarii takich psów jest 2,5 tysiąca. Trudno też uwierzyć, żeby naszego państwa, które przecież łoży na jednostki OSP zrzeszone w Krajowym Systemie Ratowniczo--Gaśniczym nie było stać na pokrycie kosztów utrzymania tak cennego czworonoga. Roczny koszt zakupu karmy to około siedem tysięcy złotych.

W nowym projekcie rozporządzenia dotyczącym psów ratowniczych doszła jeszcze wzmianka o ubezpieczeniu psa jeśli ma przystąpić do egzaminów. To kolejny duży wydatek. Związek OSP RP nie bardzo może im pomóc.

Pies ratowniczy zaczyna pracę wtedy, gdy kończy ją pies tropiący. Pies ratowniczy przeszukuje wyznaczone przez ratownika sektory często odbiegając od przewodnika na duże odległości i ściągając zapach nawet z 800 m. Szuka żywej osoby, jeśli taką znajdzie, wskaże ją bez względu na upływający czas, wyjaśniają strażacy. Gdyż psy ratownicze nie pracują na śladzie. Nie potrzebują próbki zapachowej.
- Psy ratownicze pracują górnym wiatrem. Pies nie tylko potrafi wykryć zapach, ale jest także zdolny do określenia jego stężenia, dzięki czemu poruszając się od słabszego do mocniejszego stężenia potrafi bardzo szybko znaleźć źródło zapachu i wskazać je przewodnikowi np. przez szczekanie - mówi Jerzy Herma.

Jak podkreślają strażacy, wsparcie by się przydało, bo ratownicy w szkoleniach i akcjach wykorzystują nowoczesny sprzęt elektroniczny, innowacyjne systemy i metody prowadzenia działań ratowniczych.

A ratownicy wyszkoleni są do prowadzenia działań: gaśniczych, wodnych, poszukiwawczo-ratowniczych, medycznych, wysokościowych i technicznych. A takie wyszkolenie kosztuje.

- Dziwi mnie podejście władz centralnych. Sam jestem strażakiem ochotnikiem i wiem jak ważna jest ich praca - mówi Krzysztof Chorąży, prezes OSP w Łaśnicy, który obserwował pracę grupy z Kęt w ubiegłym miesiącu podczas poszukiwań zaginionej kobiety z Lanckorony.

W Kętach spotkali się niedawno przedstawiciele Grup, Sekcji Ratownictwa Specjalistycznego, działających przy Ochotniczych Strażach Pożarnych  w całym kraju. Zastanawiali się, co zrobić, żeby ich trud i problemy dostrzeżono. Wnioski nie są optymistyczne.

Za główną przeszkodę w działalności grup poszukiwawczo-ratowniczych uznano brak wiedzy o ich istnieniu na szczeblach powiatowym, wojewódzkim i krajowym oraz brak wsparcia i przedstawiciela w takich instytucjach jak: ZOSP RP, MSW,  Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej, a także Komenda Główna Policji. Postanowili napisać więc do druha Waldemara Pawlaka.

Chyba warto, bo jak się okazuje, w ZG ZOSP RP nie słyszeli, że strażacy ratownicy mają jakieś problemy.

- Jeżeli faktycznie tak jest, to warto usiąść do rozmów, bo ich praca jest bardzo potrzebna. To pasjonaci, którzy nigdy nie zawodzą - mówi Teresa  Tiszbierek, wiceprezes ZG ZOSP RP.

Robert Szkutnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski