62-letni mieszkaniec Lubczy (gm. Ryglice) z zawałem serca przez 20 minut czekał na przyjazd karetki pogotowia. Gdy ratownicy dotarli na miejsce, jego życia nie udało się już uratować. Szanse mężczyzny na ocalenie byłyby znacznie większe, gdyby dyspozytor pogotowia powiadomił o zdarzeniu miejscowych strażaków, mających siedzibę około 100 metrów od jego domu.
Jednostka w Lubczy jest jedną z kilku w powiecie, która dysponuje defibrylatorem AED, a w jej szeregach są ratownicy medyczni. Być może mogli przywrócić 62-latkowi prawidłowy rytm serca.
Mężczyzna sam zadzwonił na pogotowie, skarżąc się na ból w klatce piersiowej. Z Tuchowa wysłana została do Lubczy karetka specjalistyczna z lekarzem w składzie. W międzyczasie 62-latek stracił przytomność.
- Odebraliśmy jeszcze dwa telefony w tej sprawie od rodziny. Dyspozytor przez telefon instruował domowników, w jaki sposób mogą udzielić choremu pierwszej pomocy - wyjaśnia Witold Duda, kierownik tarnowskiej dyspozytorni pogotowia.
Zmarł podczas reanimacji
Karetka dotarła na miejsce przed upływem ustawowych 20 minut. Mężczyzna jeszcze żył, oddychał.
- Reanimacja trwała 25 minut, ale niestety jego życia nie udało się uratować. Wszystko wskazuje na to, że mieliśmy do czynienia z rozległym zawałem serca. W takim przypadku nawet natychmiastowa pomoc zakończyłaby się najprawdopodobniej niepowodzeniem - twierdzi Witold Duda.
Mieszkańcy Lubczy, zwłaszcza miejscowi strażacy, mają w tej sprawie odmienne zdanie. - Gdyby tylko dyspozytor pogotowia dał nam znać, bylibyśmy u chorego w ciągu góra dwóch, trzech minut. Od remizy do jego domu jest nie więcej niż sto metrów - irytuje się Robert Ługowski, prezes OSP w Lubczy. Pogrzeb mężczyzny odbył się w ubiegłym tygodniu.
Defibrylator z kalendarzy
Ochotnicy przed rokiem postanowili wszystkie zebrane ze sprzedaży kalendarzy strażackich pieniądze przeznaczyć na zakup defibrylatora AED, czyli specjalistycznego urządzenia do szybkiego przywracania prawidłowego rytmu serca. Wielu mieszkańców wsi zmarło bowiem przedwcześnie na zawał. Sprzęt kosztował ich ponad 7 tys. zł, trochę dołożyła gmina.
Ochotnicy dodatkowo przeszli specjalistyczny kurs ratownictwa medycznego. W ich szeregach jest m.in. osoba, która zawodowo zajmuje się niesieniem ludziom pomocy medycznej.
- Byłem akurat w domu i gdyby tylko pojawiło się wezwanie, mogłem udzielić pomocy przedmedycznej zanim przyjechała karetka - przyznaje Krzysztof Brzęczek, strażak-ochotnik i jednocześnie ratownik medyczny. - W przypadku zawału serca liczą się nie tyle minuty, co sekundy - dodaje.
Rozdzielona pomoc
Sprawdziliśmy. Dyspozytorzy pogotowia nie dysponują informacją o tym, które jednostki OSP mają w swoich remizach defibrylatory AED.
- Strażacy mogą je wykorzystywać, ale tylko w trakcie swoich akcji. W tym przypadku było to zgłoszenie o charakterze medycznym, czyli do nas. Karetka była w drodze, nie było potrzeby posiłkować się pomocą strażaków - twierdzi Duda.
Co innego, gdyby telefon z prośbą o pomoc choremu 62-latkowi trafił do dyżurnego straży pożarnej. Ten mógłby skierować na miejsce ochotników przed przyjazdem karetki.
- Kiedyś strażacy i ratownicy medyczni wspólnie odbierali telefony alarmowe w tarnowskim CPR-ze. Pomoc kierowana była na dwa fronty i nie było z tym problemów. Nie to, co teraz - komentuje Robert Ługowski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?