Pomyłka czy sfałszowane wyniki snowboardzistek?

Wczoraj zeznawała m.in. Aleksandra Król, snowboardzistka i córka Marka Króla, prezesa PZS. 25-latka rywalizowała z Jagną Marczułajtis podczas mistrzostw Polski w Jurgowie 28 lutego 2011 roku.

Sprawa dotyczy tego, że po zakończeniu mistrzostw Jagna Marczułajtis i jej mąż wskazywali na możliwość fałszowania wyników imprezy. Zarzucali organizatorom m.in. brak ręcznego pomiaru czasu, nieprawidłowości w sędziowaniu, niewłaściwe zabezpieczenie trasy.

Przed zjazdem Marczułajtis z Aleksandrą Król rzeczywiście doszło do pomyłki organizatorów zawodów, która według pozwanej jest dowodem na chęć sfałszowania wyników imprezy.

Oficjalne czasy mówiły o awansie do finału byłej posłanki, ale jej zdaniem organizatorzy próbowali „wepchnąć” do niego inną zawodniczkę. Jury przerwało zawody i po sprawdzeniu czasów zadecydowało, że ma startować Marczułajtis, choć do zjazdu szykowała się już inna zawodniczka.

- Takie pomyłki się zdarzają. Byłem na zawodach w Niemczech, i tam z takiego powodu nikt nie wszczyna awantury - mówił wczoraj przed sądem Dawid Pietrzak, który na mistrzostwach pełnił rolę spikera.

Marczułajtis i jej mąż nagłośnili całą sprawę w mediach, co według Marka Króla niekorzystnie odbiło się na jego reputacji. - W Nowym Targu wszyscy się znają. Każdy pytał, czy mój tata fałszował wyniki. To było dla niego bardzo stresujące - mówiła Aleksandra Król.

W pozwie związek i prezes podkreślają szkody, jakie ponieśli z powodu wypowiedzi pozwanych. Jako przykład wskazują oceny ze strony Ministerstwa Sportu i Turystyki, uznające sytuację w PZS za „patologiczną”. Ich zdaniem, ugruntowanie złej opinii u sponsorów rodzi obawę o utratę źródeł finansowania.

Była posłanka mocno angażowała się w kandydaturę Krakowa do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 r.