Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poniżej piwnicy

Redakcja
Marek Pacuła: - Odejście z Piwnicy to była jedna z najtrudniejszych decyzji... Fot. Wacław Klag
Marek Pacuła: - Odejście z Piwnicy to była jedna z najtrudniejszych decyzji... Fot. Wacław Klag
Ogołocone przez Piotra Ferstera z portretów legendarnych twórców - w tym Piotra Skrzyneckiego, Wiesława Dymnego i Krzysztofa Litwina - ściany Piwnicy pod Baranami są jakże widocznym i smutnym znakiem trwającego w niej od miesięcy konfliktu.

Marek Pacuła: - Odejście z Piwnicy to była jedna z najtrudniejszych decyzji... Fot. Wacław Klag

Kabaret

To on sprawił, że odszedł Piotr Ferster, od dekad nieformalny piwniczny dyrektor, wycofał się też ostatecznie Marek Pacuła, który po śmierci Piotra Skrzyneckiego podjął się kontynuowania jego roli. Jest natomiast nowe stowarzyszenie, pełne zapału i woli, by w piwniczne mury wstąpił nowy duch, tak potrzebny na rok przed jubileuszem 55-lecia tego najstarszego polskiego kabaretu.

Od połowy maja, od zebrania założycielskiego nowo powstałego Stowarzyszenia Artystów i Sympatyków Piwnicy pod Baranami, usiłowałem napisać ten tekst, rozmawiałem z piwnicznymi artystami. Znam ich wszystkich, lepiej lub gorzej, wielu opisałem w książce "Głowy piwniczne", tym razem czułem, że wolą, bym milczał.

- Jakikolwiek szum medialny jest teraz dla kabaretu szkodliwy, powinniśmy się skupić na pracy - usłyszałem od Leszka Wójtowicza. I to jest stanowisko wielu moich rozmówców. Prywatnie, oczywiście, słyszałem znacznie więcej.

Najważniejsze, argumentowano, by zespół nadal działał, i to lepiej; zwłaszcza że wreszcie może decydować sam o sobie.

- W większości zespołu jest wola zmian, determinacja, wszyscy się cieszą, że to idzie w dobrą stronę, że przejmują sprawy kabaretu w swoje ręce... - powie mi Michał Półtorak.

Początek sporu

Wszystko zaczęło się mniej więcej rok temu, kiedy zespół, coraz rzadziej grający poza swą siedzibą, zgodził się, by organizowaniem występów zajęła się Aneta Talkowska. A to było domeną Piotra Ferstera. Pojawiły się nieprzyjazne gesty wobec małżeństwa Talkowskich, występującego w Piwnicy od 10 lat. Pewnego sobotniego wieczoru mało co, a nie zostaliby do niej wpuszczeni, tydzień później wkroczyła do kabaretu policja, by usunąć Talkowską. Za decyzją tą stał Piotr Ferster.

- Nikt nigdy nie wzywał policji do Piwnicy, a już zwłaszcza, by wyprowadzić z niej artystów! To była mrożąca krew w żyłach sytuacja; nagle w środku występu pojawia się trzech policjantów... - mówi z oburzeniem jedna z artystek.

I to była przysłowiowa kropla.

Kolejne dolane zostały szybko. Piotr Ferster postawił sprawę kategorycznie: albo Talkowscy albo ja i Marek Pacuła. - Był przekonany, że zespół będzie go prosił na kolanach o pozostanie - mówi jeden z piwniczan.

- Traktowanie kabaretu niczym prywatnego folwarku narastało od wielu lat, starsi artyści to tolerowali, teraz młodsi postanowili to zmienić - doda inna osoba.

Był grudzień; obaj dyrektorzy, czyli Pacuła i Ferster, udali się na narty.

Chwilę później okazało się, że z internetowej strony Piwnicy nie tylko zniknęły nazwiska Talkowskich, ale także terminy cosobotnich występów kabaretu. - Ferster, nic nam nie mówiąc, odwołał styczniowe i lutowe występy kabaretu, wstrzymał sprzedaż biletów. On, wiceprezes Stowarzyszenia Przyjaciół Piwnicy, w imię prywatnej wojny zaczął godzić w działalność zespołu... - mówi jeden z piwniczan.

- Jeśli nasz własny impresario odwołuje nasze koncerty, na które jesteśmy gotowi, to musimy zwątpić, czy on działa na naszą korzyść - dodaje inna osoba.
Ostatecznie grali; wręcz czuło się, jak słyszę, świeżą energię podczas tych wieczorów. Prowadzili je, nie pierwszy raz, a to Leszek Wójtowicz, a to Krzysztof Janicki.

Integrujący się w obliczu konfliktu zespół postanowił mieć swoje stowarzyszenie. By rzecz uprościć i przyspieszyć, skorzystano z tego, które założyła, gdy miała klub jazzowy, piwniczna artystka Tamara Kalinowska; wystarczyło zmienić formułę i nazwę. I tak w maju zawiązało się Stowarzyszenie Artystów i Sympatyków Piwnicy pod Baranami.

Już było wiadomo, że Piotr Ferster odejdzie, natomiast Marek Pacuła na zebraniu zespołu przeprosił go, przyznał, że bywał wobec niektórych artystów nieelegancki i zadeklarował, że pozostanie.

Jednak jako szef artystyczny zbyt wielu osobom się naraził, u innych zrodził poczucie, że od lat się powtarza, że jest zbyt mało aktywny, że obraża występujących, zatem postanowiono jego władzę ograniczyć. Wiosną powołana została Rada Artystyczna - w niej: Tamara Kalinowska, Tomasz Kmiecik, Tadeusz Kwinta, Michał Półtorak i Leszek Wójtowicz.

Pożegnanie z barem

Informacje z Piwnicy docierały do mnie od miesięcy. Zawiązanie się nowego stowarzyszenia, przekonywano mnie, odbyło się w porozumieniu z władzami istniejącego od 2006 roku Stowarzyszenia Przyjaciół Piwnicy pod Baranami "Klub 40", kierowanego przez prof. Czesława Robotyckiego, które w tej sytuacji elegancko postanowiło zakończyć działalność. To ono wspierało organizacyjnie i finansowo kabaret, zabiegało o środki na czynsz, ono też podpisywało umowę z Piotrem Fersterem, który od lat, wspólnie z Franciszkiem Fotygo, piwnicznym realizatorem światła, był ajentem baru.

24 maja Piotr Ferster zebrał w Piwnicy przyjaciół na pożegnalnym spotkaniu. Z nim, i z barem; 31 maja kończyła się bowiem jego umowa jako ajenta. Baru, który też budził emocje.

- Miał bar, nie płacąc ani czynszu, ani za wodę, ani za prąd, a nam mówił, że w zamian utrzymuje piwniczne sale w czystości i wymienia żarówki - mówi piwniczny artysta. - I że musi do baru dopłacać...

- To świetny interes, mieć bar przy Rynku za friko, i jeszcze móc korzystać jako menedżer Grzegorza Turnaua z biura Piwnicy - dodaje inny.

Głosów krytykujących Piotra Ferstera wysłucham wielu - także od tych, którzy do nowego Stowarzyszenia nie wstąpili. Zwłaszcza gdy pod koniec maja, zanim oddał klucze, wyniósł z pomieszczeń kabaretu zdobiące ściany zdjęcia jego artystów.

- Wyszła z niego wielka małość - to jedna z delikatniejszych opinii.

I tak pojawia się istotniejsza kwestia: dlaczego człowiek, który całe dorosłe życie spędził w tym kabarecie, rezygnując dlań ze studiów medycznych, który przez ćwierć wieku tworzył ze Skrzyneckim świetny tandem, który w sumie był w Piwnicy przez 38 lat i zrobił dla niej tyle, że trudno ją sobie bez jego aktywności wyobrazić, nagle tak bez żenady to wszystko unieważnił?
I tu wkracza na scenę obecna żona Piotra Ferstera. To w niej wszyscy, z którymi rozmawiałem, upatrują źródło przemiany męża. W kobiecie wystarczająco młodej, by mąż, dojrzały mężczyzna, starał się jej przychylić nieba; gdy nie utrzymała się w zespole artystycznym kabaretu, a próby były, pozostał status zawiadującej barem dyrektorowej.

- Marek potrafił nas przeprosić za parę sytuacji, ten pan nie wykazał się żadną krytyczną refleksją na temat tego, co zrobił... Nie tolerował nawet próśb o to, by nam organizował koncerty, nie wychodził z żadną inicjatywą, a gdy zajęła się tym Aneta, to zaczął ją zwalczać, odwoływać nasze występy, a nas zastraszać... - ocenia jedna z artystek.

- Piotra coraz bardziej interesował głównie bar, no i Grzegorz Turnau, którego jest menedżerem, dla nas nie miał ani serca, ani czasu - powie inny piwniczanin.

- To są komentarze bez stylu i brzydkie, tak się nie powinno postępować wobec kogoś, kto całe życie poświęcił Piwnicy i tyle dla niej zrobił, choć szkoda, że teraz wykonał parę gestów tak nieprzyjaznych - mówi osoba, która do nowego stowarzyszenia nie wstąpiła.

Tak, sytuacja konfliktu wyostrza ton pretensji, np. o to, że Stowarzyszenie "Klub 40" wydało trzy lata temu płytę Grzegorza Turnaua i Wojciecha Malajkata, a kilku piwnicznych artystów na swoją nie mogło się doczekać.

- Płytę "Klub 40" firmował jako wydawca, ale sfinansowali ją w całości jej twórcy - jednoznacznie przecina domysły Bogdan Micek, który jest z tym zespołem 37 lat. Na dobre i na złe. Acz to złe, zdaniem niektórych, i jego trochę obciąża. Był wszak od lat w gronie sterującym kabaretem, skarbnikiem "Klubu 40". W nowym stowarzyszeniu też nim został.

Gdy pytam go, czy zgodzi się z opinią, że Ferster zapracował sobie na to odejście, starannie dobiera słowa.

- Jak to oględnie powiedzieć... Na pewno ostatnie poczynania, jak sprowadzenie policji, wzburzyły zespół, a teraz jeszcze wynosząc z piwnicy zdjęcia, okazał się człowiekiem bez klasy. Szkoda, przecież zrobił tyle wspaniałych rzeczy w przeszłości, był bardzo oddany zespołowi...

"Sam Piotr Ferster pewnie nie odejdzie i nadal będzie trzymał wszystkie nitki organizacyjne Piwnicy, ale i trochę artystyczne" - pisałem w "Głowach piwnicznych". A cytując jego słowa, "że gdyby napatoczył się ktoś taki »fajny«, jak on był kiedyś, to by stopniowo oddawał mu władzę, by po ponad 30 latach mieć czas dla siebie", zastanawiałam się czy Piotr "umiałby żyć bez tego piwnicznego szaleństwa, bez »świętych sobót«"?

Teraz nie zgodził się na rozmowę. Szkoda, Piotrze.

Pacuła też odchodzi

Deklaracja Marka Pacuły była jasna - zostaje w zespole. Jednak po zebraniu założycielskim nowego Stowarzyszenia już pewne to nie było. Ograniczona rola, jaką mu wyznaczono, postawiła go w trudnej sytuacji. Dwa tygodnie omijał kabaret, nie dając odpowiedzi. Wahał się, konsultował.
- To jest decyzja tego typu, że każdy jej wariant będzie zły - wyznał mi dwa tygodnie temu. Był wszak w Piwnicy 39 lat, acz z dłuższą przerwą na pobyt za Oceanem.

W sobotę, 29 maja dał Bogdanowi Mickowi list do zespołu mówiący o odejściu. Micek list schował. Postanowił przekonać kolegę, by pozostał. Nie udało się. Tydzień później już wszystko stało się jasne.

"Moi Drodzy. W 1997 roku zdecydowaliście, żebym prowadził wieczory kabaretowe i zajmował się sprawami artystycznymi. Przez 13 lat na miarę swojego doświadczenia i możliwości starałem się wywiązywać z tej roli. Teraz, gdy mam być tylko konferansjerem, o czym dowiedziałem się z »Dziennika Polskiego«, po przemyśleniach w ciągu długich bezsennych nocy i rozmowach z radą artystyczną (...) doszedłem do smutnego wniosku, że nie jestem w stanie sprostać ambitnym planom Rady i z dniem dzisiejszym rezygnuję z zaszczytnej funkcji »jedynie konferansjera«".

- To była jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu; przeważyło dużo spraw, o których za wcześnie mówić... - powie mi następnego dnia. - Zwłaszcza ostatnie 13 lat tak mocno i emocjonalnie związało mnie z zespołem...

- Nie żal ci?

- Bardzo.

- Czemu nie osobiście, a korespondencyjnie?

- Bo to by się zamieniło w nigdy nie kończące się zebranie...

- Nie chciałeś być tylko konferansjerem?

- Nie chcę się w to wgłębiać... Zespół musi mieć jednego adresata propozycji artystycznych, które zgłaszają członkowie... W sztuce nie może być demokracji. Musi być jedna osoba, która podejmuje decyzje. Reżyser musi być jak kapitan na statku. Albo bóg. Byłoby dobrze, gdyby Piwnica podnosiła swój poziom, ale do tego trzeba świeżej krwi, a ci wspaniali artyści chyba w większości już wykorzystali swoje możliwości. Może trzeba nowych pomysłów...

- Zgodzisz się, że trochę swe odejście sprowokowałeś?

- Być może, nic nie jest bez przyczyny...

- Z jakim poczuciem odchodzisz?

- Że oddaję Piwnicę w nie gorszym stanie, niż dostałem, Piotrze.

Czy Piotr Skrzynecki to potwierdza?

Marek Pacuła utrzymuje, że to z tych łamów się dowiedział o ograniczonym zakresie jego roli, ja od osób z rady artystycznej usłyszałem, że było inaczej. "Każdy ma swoją opowieść" - jak głosi piwniczny hymn "Dezyderata".

Rezygnacja z czynnego kabaretowego życia nie wyklucza pozostania Marka Pacuły w Ośrodku Dokumentacji i Inicjatyw Artystycznych Piwnica pod Baranami, w którym jest zatrudniony na pół etatu, a którym kieruje Bogdan Micek. Wierzy, że teraz będzie miał czas na prace nad porządkowaniem archiwum, nad wydawnictwami. Może uda się wrócić do stworzenia niegdyś zamierzonych zeszytów piwnicznych, może nawet encyklopedii...

Pałac chce Piwnicy

W tej chwili najważniejsze jednak dla kabaretu i decydujące dla jego przyszłości są negocjacje z właścicielem pałacu, którego piwnice w 1956 roku odkopała dla siebie, i to dosłownie, artystyczna młodzież, by stworzyć tam oazę wolności. Kabaret miał szczęście. Kiedy rodzina Potockich wróciła do swej siedziby przy Rynku Głównym, sprzyjał piwniczanom zaprzyjaźniony z Piotrem Skrzyneckim hrabia Andrzej Potocki. Później jego syn Antoni, obecnie - przedstawiciel trzeciego pokolenia, hrabia Jan Potocki. Ten jasno deklaruje, że zależy mu, by kabaret nie tylko wciąż działał, ale i poszerzył swą aktywność, by to miejsce żyło przez cały dzień, nie tylko wieczorami. Wszak przydaje sławy pałacowi.
I takie też są zamierzenia nowego stowarzyszenia, rady artystycznej, jak i krakowsko-warszawskiego małżeństwa, które ma przejąć bar.

Zawiadujący kabaretem muszą też, poza stroną finansowo-organizacyjną, rozstrzygnąć, kto zajmie miejsce opuszczone przez Marka Pacułę, a w tej sprawie piwniczanie wcale nie mówią jednym głosem. We wrześniu ma odbyć się zapowiedziany już koncert "Dla Piotra S.". Kto go poprowadzi?

O tym - następnym razem.

Wacław Krupiński

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski