Kiedy w 1980 roku grupa TSA pojawiła się na festiwalu Pop Session w Sopocie, młoda publiczność oszalała z zachwytu. Nikt wcześniej tak nie grał w Polsce. Połączenie ostrych riffów gitary Andrzeja Nowaka z energetycznym krzykiem Marka Piekarczyka sprawiło, że TSA od razu zostali uznani za objawienie krajowego rocka.
Status ten potwierdził debiutancki album grupy, nagrany w krakowskim Teatrze Stu.
– Niestety, byłem wtedy chory na zapalenie krtani. Chociaż nie wolno mi było mówić przez dwa tygodnie – postanowiłem zaśpiewać. Dlatego tamte nagrania nie odzwierciedlają moich ówczesnych możliwości wokalnych. Tak naprawdę miałem wtedy wyższy i jaśniejszy głos. Na poczekaniu musiałem zmienić wszystkie linie wokalne w piosenkach – wspomina po latach Piekarczyk.
Kiedy kariera grupy nabrała rozpędu, zaczęły się personalne tarcia. Muzycy rozeszli się w swoje strony, spotykając się w końcu w sądzie.
_– Kiedy pojawiliśmy się na rozprawie, zaproponowano nam ugodę. I wszyscy chętnie na nią przystaliśmy. Ustaliliśmy wtedy ostatecznie, że nazwę TSA może używać tylko pięciu muzyków razem: Janusz Niekrasz, Marek Kapłon, Stefan Machel, Andrzej Nowak i ja _– podkreśla Piekarczyk.
Chociaż ostatnia płyta TSA ukazała się dziesięć lat temu, formacja nadal koncertuje, choćby z akustycznymi wersjami swych przebojów.
– Początkowo byłem oporny wobec tego pomysłu. Ale w końcu dałem się namówić. Kiedy przyjechałem na próbę i __posłuchałem, jak chłopaki się wygłupiają – strasznie mi się to spodobało – twierdzi Piekarczyk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?