Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Porcja frytek dla Ruskich

Redakcja
Pytają, czy jesteśmy otwarci na rosyjskie inwestycje. Kluczę. Mówię: tak, ale… Gdyby sami Rosjanie zrezygnowali z doktryny, że gaz to ich współczesna broń, byłoby łatwiej. A Azoty nie powinny być na sprzedaż, bo są jak jeden z ostatnich zestawów sreber w podupadającym dworze. A może bardziej z innych powodów?

Paweł Kowal: OD KRAKOWA DO BRUKSELI

Aż 52 proc. ceny produktu to koszt gazu. Załóżmy, że Rosjanie jednak kupili Azoty. Rosyjski inwestor dostarcza więc tani gaz, powoli wykańcza konkurencję, przestajemy zarabiać na transporcie gazu i sprawa najważniejsza: zaczynamy dokładać do całego interesu, bo umowa z Gazpromem jest podpisana w taki sposób, że płacimy tyle, ile było zakontraktowane, a nie za tyle, ile sprowadziliśmy. A skoro Azoty nie płaciłyby za kupiony przez nas gaz, a i tak trzeba za niego uregulować rachunek, pozostali odbiorcy zapłacą wedle różnych wyliczeń 8–12 proc. więcej. Inwestor duma więc: po co utrzymywać te całe Azoty w Polsce, skoro jeszcze tańsze nawozy można sprowadzić ze Wschodu (pomijając kwestię ceł)? Czyli ludzie tracą pracę, a Polska dobry, zyskowny zakład.

Mogło być tak, mogło inaczej. Jedno jest pewne – to nie Kwaśniewski zrobił pierwszy krok, ale rząd, który wystawił na sprzedaż akcje Azotów. Czy minister skarbu spodziewał się zainteresowania kupnem ze strony np. Portugalii albo Chile? Przepraszam, ale w tej części świata tylko dostęp do Gazpromu stanowi szansę konkurencyjnej produkcji. Minister skarbu powinien również wiedzieć, że Jamał II czy pieremyczka to kiepski pomysł dla Polski. Czyli mamy problem z koordynacją polityki w tym jej obszarze, który słusznie uchodzi za najtrudniejszy. Czekać tylko, aż pojawi się w Europie Środkowej pierwszy zysk z wydobycia gazu łupkowego, ale nie będzie to polski zysk: nasz rząd nie ustalił zasad wydobywania, więc zapewne pierwszy gaz wyduszą ze skały sąsiedzi, a nam pozostanie od nich kupować.

Mapa i jeszcze raz mapa dla polskich premierów przy nominacji. Jeśli w polityce zagranicznej jest coś z punktu widzenia Polski naprawdę trudnego, relacje z którymś z sąsiadów, to z Rosją. Jeśli jest w tych relacjach coś szczególnie podatnego na neoimperialną politykę Rosji, to energia. A jeśli jest wśród kwestii energetycznych z Rosją coś szczególnie drażliwego, to gaz. I właśnie w tej dziedzinie nasz rząd jest szczególnie niemrawy i psuje opinię o nas. Stara się nie wpuszczać Rosjan do strategicznych obszarów gospodarki, ale robi to zgodnie z doktryną "nie sprzedam Ruskim nawet porcji frytek”, co nie przynosi nam chwały. Lepiej nie ogłaszać oferty, zamiast odrzucać demonstracyjnie oferentów za narodowość. I zachować przy tym choć minimum dyplomacji.

Polska nie odrobiła lekcji "co jest strategiczne”: energia tak, transport energii z pewnością również, zakłady żyjące z gazu tak, linie lotnicze tak, ale może coś jednak nie? Uzdrowiska? Przemysł spożywczy? Rosja to sąsiad. Gdy chce się sąsiada nieco uspokoić, to trzeba z nim jednak jakiś interes zrobić. Zwykła roztropność kazałaby podzielić ryzyko, porozkładać jajka do kilku koszyków, mieć inwestycje z kilku stron świata. Tylko jak to zrobić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski