Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Portret braku litości

Paweł Głowacki
Dostawka. Tak więc żadnego z nas dwojga już nie ma wśród żywych, gdy czytelnik otwiera tę książkę”, mówi Humbert Humbert w epilogu „Lolity” Vladimira Nabokova. Kończy się spowiedź z ciemnej miłości, kleconej za plecami świata, doskonałe zdania cichną powoli.

Nabokova i Kubricka też już nie ma, gdy wchodzi się do gmachu Muzeum Narodowego i znika w labiryncie wystawy „Stanley Kubrick”. Zostały słowa pierwszego. Zostały filmy drugiego. Filmy i spokojne już, już chłodne rzeczy jego gigantycznego laboratorium.

Jedną ze stacji wystawy – daleko od nas wymyślonej, która zjeździła pół świata, a teraz, fantastycznie ułożona przez Rafała Syskę i Tomasza Wójcika, znieruchomiała w Krakowie – jest stacja „Lolita”. Tę Nabokova doskonałość Kubrick przemienił w film 52 lata temu. Dobrze znał „Lolitę”. Nie tylko „Lolitę”.

Zawsze do dna smakował to, co pragnął obrócić w swoją sztukę. Był reżyserem genialnym, gdyż był genialnym czytelnikiem. Na wylot znając każdą literę ogromnej spowiedzi Humberta Humberta, pewnie uśmiechnął się przy jego słowach o jak dziecko bezradnej realności, która „nic nie znaczy bez cudzysłowu”. Jeśli mi czegoś w dziele Syski i Wójcika brakuje, to wielkiego prześcieradła z tym zdaniem fundamentalnym, gdzieś wysoko falującego sennie nad labiryntem rzeczy.

Obiektywy. Pokreślone scenariusze. Kamery. Listy. Slajdy. Aparaty fotograficzne. Zdjęcia. Rekwizyty. Makiety scenografii. Szkice kadrów. Kostiumy. Maski. Fragmenty filmów Kubricka i filmów dokumentalnych o nim. Jego szachy, które wielbił jak Nabokov. Jego na ogromnych kartkach skonstruowane plany dni zdjęciowych, precyzyjne nieludzko – niczym plany powieści w głowie Nabokova. Kawałki muzyki, w każdym z dzieł Kubricka bezlitośnie celnej.

To i góra innych rzeczy, już spokojnych, chłodnych, odpoczywających. I jeszcze zawstydzające nas zaplecze „Napoleona”, filmu, którego nie udało mu się stworzyć. Wielka szafa, pełna książek o Napoleonie, o tamtej epoce, tamtych ludziach, tamtym świecie. A obok – długie biblioteczne szuflady z tysiącami fiszek, zaczernionych chyba milionem detali życia codziennego Europy za Napoleona.

Tyle przeczytać, tyle zbadać i zanotować po to jedynie, by ulepić dwugodzinną opowieść obrazkową? Tak, filmowe laboratorium Kubricka, ta gigantyczna manufaktura cudzysłowów fikcji, co sens realności nadają, była manufakturą mordęgi dziś niemodnej. Przecież by nakręcić sceny, gdzie światłem były płomienie świec,

Kubrick brał od NASA obiektywy zdolne wyłuskać kształty nawet z ciemności kosmosu. Z powodu niepożądanego włosa w kadrze – w nieskończoność powtarzał kręcenie jednej sceny. By w fikcjach nie kłamać – latami badał stare obrazy, guziki, nici, odzież i sonaty. Syski i Wójcika lekcja labiryntu jest w istocie lekcją fantastycznej mordęgi.

Labirynt ten to labirynt puzzli, z których da się złożyć portret artysty obdarzonego flaubertowskim genem pogardy dla łatwizny – twarz rzemieślnika naznaczonego brakiem litości dla siebie. O dziełach Kubricka wszystko wolno powiedzieć: że mądre, średnie lub nudne. Lecz nie sposób nie dostrzec, iż są strukturami spójnymi doskonale, a doskonałości nie da się mieć na pstryknięcie. A łatwość? Łatwa może być mama, uczył Nabokov, nie artyzm.

W finale spowiedzi Humbert Humbert obiecuje martwej ukochanej schronienie w sztuce. „I to jedyna nieśmiertelność, jaką możemy ze sobą podzielić, moja Lolito”. Przy tym ostatnim zdaniu doskonałości Nabokova Stanley Kubrick zapewne uśmiechnął się po raz drugi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski