Piotr Mandrysz w czasie 13-letniej kariery trenerskiej m.in. wywalczył awans do ekstraklasy z Piastem Gliwice FOT. GRZEGORZ GOLEC
SYLWETKA. Nowy trener Termaliki Bruk-Betu Piotr Mandrysz ma wiele sportowych pasji. Chodził na zawody żużlowe, lubi jeździć na nartach.
- Od najmłodszych lat miałem zdolności ruchowe w genach. Moja mama była bardzo dobrą gimnastyczką sportową i tylko choroba sprawiła, że nie pojechała na igrzyska olimpijskie. Sam będąc w najniższych klasach szkoły podstawowej, wyczynowo uprawiałem gimnastykę sportową w doskonale znanym polskim klubie Górniku Radlin. Mama była z tego powodu przeszczęśliwa, ja niekoniecznie. Już wtedy na treningi gimnastyczne przyjeżdżałem z piłką. Robiłem więc tylko to, co mama chciała, resztę czasu poświęcałem natomiast grze w piłkę - wspomina.
W końcówce lat 60. poprzedniego stulecia Mandrysz był w tej dobrej sytuacji, że jako jeden z niewielu młodzieńców w tamtych czasach miał swoją piłkę. - Mój tato pracował na kopalni i był w bardzo dobrych relacjach z gospodarzem klubu Górnik Radlin. Gdy piłka się zużyła, tato przynosił mi nową, na podwórku wśród starszych kolegów zawsze miałem szczególne względy, mogłem nawet ustalać składy - śmieje się aktualny szkoleniowiec Termaliki Bruk-Betu, dodając: - Często grałem wtedy w piłkę z kolegami starszymi od siebie o sześć, siedem lat i niewykluczone, że w późniejszej karierze piłkarskiej rywalizacja ta pomogła mi szybciej wyjść na wyższy poziom.
Pierwszym klubem piłkarskim Mandrysza był ROW Rybnik, do którego trafił w wieku 14 lat. - Moja przygoda rozpoczęła się od dużego sukcesu, gdyż w 1977 roku wraz ze swoimi rówieśnikami zdobyliśmy mistrzostwo Polski szkół podstawowych. Imprezę tę w "Przeglądzie Sportowym" relacjonował nieżyjący już Stefan Rzeszot. Do dziś pamiętam, że wielkim przeżyciem dla mnie i dla moich kolegów był wtedy uścisk dłoni tego znanego redaktora - przypomina. - Później z całej tej grupy jako jedyny wypłynąłem na szersze wody. Wszystko osiągnąłem jednak ciężką pracą. Byłem niski i drobny, często grałem więc sprytem. Bardzo mi pomogło przygotowanie gimnastyczne, przez całą karierę przewyższałem zawodników, z którymi grałem, ogólną sprawnością fizyczną. Po zdobytych bramkach mogłem sobie pozwalać na wykonywanie salt w przód i w tył, co w tamtych czasach nie było zbyt popularne - dodaje.
W długiej karierze piłkarskiej Mandrysz grał w zespołach ROW-u Rybnik, GKS-u Jastrzębie, Zagłębia Sosnowiec, Naprzodu Rydułtowy, Pogoni Szczecin , austriackiego Sankt Polten, Rakowa Częstochowa, Śląska Wrocław i RKS-u Radomsko.
- W przeciwieństwie do wielu obecnych piłkarzy, którzy kończąc karierę nie bardzo wiedzą, co z sobą mają zrobić, zawsze chciałem być trenerem. Dlatego zaraz po zdaniu matury rozpocząłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, której jestem absolwentem. Mam tytuł magistra wychowania fizycznego oraz dyplom trenera drugiej klasy. Od 13 lat posiadam natomiast licencję UEFA PRO - podkreśla szkoleniowiec Termaliki Bruk-Betu, który prywatnie żonaty jest z Iloną i ma dwóch synów: 23-letniego Roberta i 16-letniego Pawła.
Nasz bohater jest także wielkim kibicem żużla. Trudno się zresztą temu dziwić, gdyż na przełomie lat 60. i 70. poprzedniego wieku Rybnik był żużlową stolicą Polski.
- Zespół ROW-u Rybnik bardzo często zdobywał wtedy tytuły drużynowego mistrza Polski, na mecze chodziły więc tłumy widzów. Pamiętam, że obserwując mecze jeszcze jako mały chłopak, nie bardzo wiedziałem, jacy zawodnicy jeżdżą na torze, ale zawsze kibicowałem żużlowcom, którzy jechali w kaskach czerwonym i niebieskim - zdradza Mandrysz. - Później moje losy tak się poukładały, że trafiłem do żużlowej rodziny. Moją żoną jest bowiem bratanica świetnego przed laty żużlowca ROW-u Rybnik Jerzego Gryta. W ostatnich latach pracuję głównie poza Rybnikiem, ale w przeszłości, gdy tylko miałem okazję, chodziłem na imprezy żużlowe. W pamięci utkwił mi na przykład turniej finałowy Mistrzostw Polski Par Klubowych z 1988 roku, w którym ciężkiej kontuzji kręgosłupa doznał zawodnik Unii Tarnów Bogusław Nowak - wspomina Mandrysz.
W wolnych chwilach trener "Słoników" lubi zagrać ze swoimi synami w bilarda i tenisa stołowego na "prywatnym stole" we własnym domu. Uwielbia także szusować na nartach, na których jeździ od czwartego roku życia. - Śmiało mogę powiedzieć, że dłużej jeżdżę na nartach niż przez wszystkie lata mam kontakt z piłką nożną. Każdy urlop zimowy spędzam w austriackich Alpach, bardzo często zmieniając miejscowości. Mam to szczęście, że wszyscy w mojej rodzinie jeżdżą na nartach, mam więc z kim jeździć. To znakomita forma relaksu i wypoczynku, którą wszystkim polecam. W przeszłości grałem w Austrii i pozostał mi sentyment do tego kraju. Poza tym potrafię się porozumieć po niemiecku, jest mi więc dużo łatwiej - przyznaje Mandrysz, który w młodości bardzo lubił także grać w tenisa.
Obaj synowie poszli w ślady taty i grają w piłkę nożną. - Robert zakończył edukację w Gwarku Zabrze, później grał w Pogoni Szczecin, Bodgance Łęczna teraz jest natomiast piłkarzem drugoligowego Rozwoju Katowice. Z kolei Paweł dołączył ostatnio do kadry grającego na zapleczu ekstraklasy Energetyka ROW-u Rybnik - stwierdził dumny z obu swoich synów Piotr Mandrysz.
Piotr Pietras
sport@dziennik.krakow.pl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?