Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszli nasi w bój bez broni...

PS
Fot. archiwum
Fot. archiwum
Rosjanie traktowali powstańców jak zwierzynę łowną. ROZMOWA z WOJCIECHEM KALWATEM, historykiem, o powstaniu styczniowym

Fot. archiwum

- Czy decyzja o wybuchu powstania podjęta w styczniu 1863 r. była słuszna?

- Data wybuchu powstania była bardzo niekorzystna, ale można śmiało powiedzieć, że data wybuchu każdego naszego XIX-wiecznego powstania była niekorzystna. Nigdy nie byliśmy na takie wydarzenie jako społeczeństwo i naród przygotowani. Dlaczego do wybuchu doszło właśnie 22 stycznia 1863 r.? Parę tygodni wcześniej margrabia Aleksander Wielopolski, piastujący urząd dyrektora Komisji Wyznań i Oświecenia Publicznego w rządzie Królestwa Polskiego i zwolennik współpracy i ugody z Rosją, zarządził tzw. brankę. Doszedł do wniosku, że sytuacja dojrzała do radykalnego rozwiązania i czas rozbić konspirację szykującą powstanie, które popsuje jego plany reform. Wielopolski ujął to mniej więcej tak: "Wrzód zebrał i rozciąć go należy. Powstanie stłumię w ciągu tygodnia i wtedy będę mógł rządzić". Wspomniana branka, czyli pobór do wojska, nie odbywała się, jak zazwyczaj, metodą losowania, a według sporządzonych wcześniej list, na których znaleźli się oczywiście spiskowcy podejrzani o przygotowywanie akcji. Krok ten wywołał kontrakcję spiskowców i stał się bezpośrednią przyczyną powstania, do którego i tak się przygotowywali. Konspiratorzy, w obawie przed poborem i rozbiciem organizacji spiskowej, zostali zmuszeni do przedwczesnego zrywu w momencie dla nich najbardziej niedogodnym. Przyczyny pośrednie tkwiły natomiast dużo głębiej: Polacy nie godzili się z despotycznymi carskimi rządami.

- Jakie więc siły stanęły do walki 22 stycznia 1863 r.?

- Pieśń powstańcza głosi: "Poszli nasi w bój bez broni..." i najlepiej pokazuje, co stało się w nocy z 22 na 23 stycznia. W Królestwie Polskim stacjonowało około 100 tys. żołnierzy rosyjskich. Mieli do dyspozycji prawie 200 armat, kilka twierdz i bazę logistyczną. Przeciwko wyszkolonej i dobrze zorganizowanej, zaprawionej w niedawnej wojnie armii rosyjskiej miało stanąć około 20 tys. spiskowców. Tak naprawdę podczas pierwszej nocy nie pojawiło się ich nawet tylu. Marian Langiewicz, ruszając pierwszej nocy do boju, miał mieć do dyspozycji - jak mu obiecywano - właśnie 20 tys. zbrojnych. Na miejscu zbiórki zjawiła się zaledwie dziesiąta część. Stosunek sił był absolutnie niekorzystny dla strony polskiej. Był jednak jeden element, który sprzyjał powstańcom. Armia rosyjska nie była ześrodkowana. W celu pacyfikacji kraju podczas wspomnianej branki oddziały rosyjskie dyslokowano po całym obszarze Kongresówki, by pilnowały porządku. Z dużych miast garnizonowych: Warszawy, Kielc, Radomia wyszły mniejsze jednostki w sile roty (około 200 ludzi), które rozrzucono w terenie. To sprawiło, że powstańcom łatwiej było zaatakować taki mały, odizolowany garnizon i go pokonać. I w niektórych przypadkach to się udawało, np. w Jedlni. Najczęściej jednak kończyły się one porażką insurgentów. Wspomniany Langiewicz zamiast 2 tys. karabinów miał 200 strzelb. Czasami brakowało nawet kos, powstańcy szli do walki z gołymi rękami, albo ze sztachetami wyrwanymi z płotu.
- Jakie były formy walki powstańczej? Stosowano przede wszystkim partyzantkę leśną.

- Konspiracyjne władze wyobrażały sobie, że wojna, która miała wybuchnąć wiosną 1863 r. będzie wojną regularną, jedynie z domieszką partyzantki. Miano opanować pewne rejony kraju, np. południowo- -zachodnie tereny Królestwa - Miechów, Częstochowę, Kielce, Radom - i tam miała się zorganizować armia. Potem z rejonu Płocka miała ruszyć ofensywa na Warszawę i dalej na wschód. Zdawano sobie sprawę, że trzeba wojnę przenieść na teren przeciwnika, więc po stworzeniu armii działania miano przesunąć na Litwę i Białoruś. Dla owej armii kupowano broń za granicą, ale w styczniu 1863 r. była ona jeszcze w magazynach we Francji i Belgii. Leon Frankowski na pytanie o broń, odpowiadał: "rękami zdobędziemy karabiny, a karabinami zdobędziemy armaty". Wojna miała mieć charakter regularny. Oddziały partyzanckie powinny jedynie opóźniać rosyjski marsz, przerywać linie komunikacyjne, niszczyć tory. Niestety, pierwsza noc zweryfikowała te plany. Napady w większości były nieudane. Broni praktycznie nie zdobyto. W wielu miejscach do wystąpień w ogóle nie doszło.

Mimo wszystko jednak, noc z 22 na 23 stycznia zakończyła się pewnym sukcesem. Dostrzegł to Józef Piłsudski, który określił ją mianem demonstracji zbrojnej. Przestraszyła ona Rosjan. Byli zaszokowani, że takie wystąpienie miało miejsce i że było takie gwałtowne. Wydano rozkaz zwinięcia mniejszych garnizonów i ich koncentracji w większych miastach. Pozostawiono w ten sposób duże obszary kraju, na których zaczęli gospodarować insurgenci. Duży oddział powstał w okolicach Ojcowa (2 tys. zbrojnych), Langiewicz mógł zorganizować swoje oddziały w Wąchocku (ponad 1400 ludzi), w okolicach Węgrowa skoncentrowało się 3 tys. powstańców.

Niestety, oddziały te nie przekształciły się w armię regularną, bo po tygodniu Rosjanie otrząsnęli się, przekonali się że powstańcy nie są tak groźni, i przystąpili do kontrnatarcia. Rozbili wiele oddziałów, a wiele osłabili.

Wojna partyzancka nie była romantyczna. Zamiast wielkich batalii były potyczki, trzeba było się bić w lesie, o głodzie, w brudzie i chłodzie. Rosjanie traktowali powstańców jak zwierzynę łowną. Nawet jak partia powstańcza odnosiła sukces, to podpisywała na siebie wyrok, bo spadały na nią kolejne rosyjskie oddziały. Dyrektywa rosyjska była jasna: te oddziały, które wykazują się aktywnością, należy czym prędzej likwidować.

- Podczas powstania styczniowego po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z utworzeniem państwa podziemnego. Jak ono wtedy wyglądało?

- Państwo podziemne było fenomenem i kto wie, czy nie jest ono najtrwalszym osiągnięciem powstania styczniowego. Składał się na nie Rząd Narodowy, pełniący funkcję normalnego państwowego rządu, dalej: wymiar sprawiedliwości, wydział skarbowy, armia itd. Prócz tej centrali działały władze wojewódzkie, powiatowe, gminne. Były też struktury wojskowe: dyktator (wódz naczelny) i podlegający mu naczelnicy województw i powiatów.
Państwo to opierało się przede wszystkim na autorytecie. Na sile również, ale głównie na autorytecie moralnym. No bo jak inaczej wytłumaczyć, że gdy przychodzi do dworu nieznajomy i anonimowy człowiek, legitymuje się dokumentem, na którym nie ma nazwiska, a tylko pieczęć Rządu Narodowego, i mówi że należy mu udzielić wszelkiej pomocy i zapłacić podatek, to ludzie tę pieczątkę honorują? O sile tego fenomenu świadczą dwa fakty historyczne. Po latach, podczas I wojny światowej, Józef Piłsudski dążył do zbudowania takich właśnie podziemnych struktur, co mu się do pewnego stopnia udało w POW. A po drugie, gdy Niemcy w 1939 r. pokonali Polskę, nakazali przetłumaczenie niektórych prac historycznych o powstaniu styczniowym, przypuszczając, że Polacy wzorem 1863 r. zbudują jakąś konspiracyjną strukturę i podziemne wojsko. Jak się okazało - mieli rację.

- Czy dla Rosji powstanie było dużym problemem, którego usunięcie było trudne i kosztowało wiele wysiłku, czy też drobną ruchawką gdzieś na obrzeżach imperium?

- Królestwo Polskie było obrzeżem imperium, ale jakim obrzeżem! Najlepiej rozwiniętym gospodarczo i stykającym się z Europą Zachodnią. A więc był to teren niezwykle ważny politycznie, militarnie i gospodarczo. Rosjanie nie mogli zlekceważyć tego buntu, bo bali się, że wydarcie tych terenów osłabi imperium i może doprowadzić do wielkich perturbacji w kraju. Na początku władze nie były pewne, jak zachowają się Prusy, a zwłaszcza Austria, a także Wielka Brytania i Francja. Wydawało się, że może dojść do francuskiej interwencji. Petersburg nie chciał dopuścić przede wszystkim do jednej rzeczy: by powstanie stało się sprawą międzynarodową. Powstanie miało być wewnętrznym problemem Rosji i nikt nie miał prawa się do tego wtrącać. Okazało się jednak, że sprawa polska została umiędzynarodowiona. Nowy kanclerz Prus Otto von Bismarck zaproponował Rosjanom współdziałanie. Chodzi o słynną konwencję Alvenslebena, która mówiła, że w razie problemów z poddanymi Prusy i Rosja udzielą sobie pomocy. Okazało się, że kilkakrotnie oddziały rosyjskie skorzystały z gościny na terytorium pruskim, uciekając przed powstańcami.

Tak było np. pod Sosnowcem, z którego Rosjanie uszli za pruski kordon. Okazało się też, że Austria ma nie do końca czyste zamiary wobec Rosji. Na początku powstania Galicja była miejscem, skąd można było wyprowadzać kolejne oddziały i skąd organizowano pomoc dla powstania. Dlatego też władze powstańcze nie poruszały problemu włoskiego i węgierskiego. Przed powstaniem pojawił się pomysł stworzenia legionu włoskiego i węgierskiego, który miał wspomóc Polaków. Władze podziemne nie poparły tego, nie chcąc drażnić Austrii. A wracając do Rosji: Petersburg widział Polaków wyłącznie jako poddanych i nie dopuszczał żadnych ustępstw. Każda przegrana osłabia państwo i nadwyręża jego autorytet. A do tego nie można było dopuścić.
- Czy mimo strat poniesionych w walce i represji, jakie spadły po klęsce, warto było się wtedy bić?

- Ci, którzy byli w powstaniu, nie mieli potem wątpliwości: było warto, było trzeba, Polska musiała pokazać, że nie ma zgody na taki system rządów. Z drugiej jednak strony podkreślano, że po klęsce załamał się reformatorski nurt rządów Wielopolskiego, na społeczeństwo spadły ciężkie represje, Królestwo de facto cofnęło się w rozwoju. Z trzeciej strony, pod wpływem powstania doszło do uwłaszczenia chłopów i to na najlepszych wówczas warunkach. Reforma sprawiła, że polscy chłopi od 1863 r. stali się właścicielami tych gruntów, na których gospodarowali. Powstanie przyspieszyło zmiany gospodarcze, skończył się feudalizm, a kapitalizm przyspieszył, wszedł w inny wymiar. Za chwilę rozbłyśnie "Ziemia obiecana" opisana przez Reymonta. Gdybyśmy zapytali mieszkańców Suchedniowa, Wąchocka, Małogoszcza, Ojcowa, których domy zostały spalone przez Rosjan, czy warto było walczyć, to odpowiedzieliby, że nie. Ale dziś ich potomkowie organizują marsze, akademie i uroczystości w rocznice powstania. Są dumni, że 150 lat temu ich przodkowie mieli odwagę powiedzieć "nie", że ruszyli w beznadziejny bój. Są świadomi wielkiej historii, która rozgrywała się na ich ulicach i podwórkach.

Rozmawiał Paweł Stachnik

WOJCIECH KALWAT - historyk, pedagog, popularyzator historii, redaktor magazynu historycznego "Mówią Wieki". Autor ok. 350 prac i artykułów o charakterze naukowym i popularnonaukowym. Autor podręczników szkolnych i książki "Kampania Langiewicza 1863" (Bellona).

BIĆ SIĘ CZY NIE BIĆ?

W 150. rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego Muzeum Historyczne Miasta Krakowa zaprasza dzisiaj na debatę - z cyklu "Krakowskie Kolokwium" - "Romantycy kontra pozytywiści. Bić się czy się nie bić?". W spotkaniu wezmą udział krakowscy historycy zajmujący się XIX wiekiem: prof. Jerzy Zdrada i prof. Michał Baczkowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz prof. Henryk Żaliński z Uniwersytetu Pedagogicznego. Moderatorem dyskusji będzie red. Piotr Legutko. - Chcemy rozmawiać o Powstaniu Styczniowym w jego 150. rocznicę, ale też o odwiecznym polskim dylemacie - bić się czy nie bić. Dylemacie, który pojawił się w naszych dziejach już pod koniec XVIII w. i trwał praktycznie do końca lat 80. XX w. - mówi Piotr Hapanowicz, kierownik Działu Edukacji Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, pomysłodawca debaty. - Punktem wyjścia będzie oczywiście powstanie styczniowe: czy było do uniknięcia, który z ówczesnych trendów miał większe uzasadnienie: nurt ugodowy czy niepodległościowy itd. Powstanie Styczniowe okazało się największym naszym zrywem niepodległościowym, większym niż Powstanie Kościuszkowskie i Listopadowe. Stoczono w nim ponad 1200 mniejszych i większych potyczek, przez szeregi powstańcze przewinęło się około 100 tys. ludzi, Rosjanie zmobilizowali około 400 tys. żołnierzy, by stłumić bunt. Było to też najdłużej trwające powstanie w naszych dziejach. Zaczęło się w styczniu 1863 r. i trwało do jesieni 1864, a ostatnie oddziały działały do wiosny 1865 r. Jest więc o czym rozmawiać - dodaje Piotr Hapanowicz. Spotkanie odbędzie się dzisiaj w Sali Fontany, w Pałacu Krzysztofory (Rynek Główny 35), o godz. 18. Wstęp wolny. Patronem debaty jest "Dziennik Polski".   (PS)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski