MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Potrójna zbrodnia

Redakcja
Rolnik, hodowca truskawek, ojciec dwójki dzieci. W oczach sąsiadów: niekonfliktowy, uczynny, bardzo zżyty z rodziną. Przed rokiem krakowski sąd skazał go na dożywocie za zabicie pięciu osób. W tym tygodniu prokuratura oskarżyła go o kolejne trzy mordy.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Czwartkowy wieczór 19 września 1991 roku po godzinie 22. Dyżurny kieleckiej straży pożarnej dostaje telefon o pożarze w lesie w Cedzynie. Przejeżdżający kierowcy widzą płomienie kilkadziesiąt metrów od drogi. Po kilkunastu minutach strażacy dogaszają wrak samochodu. W pobliżu znajdują ciało półnagiej młodej kobiety. Potem zwłoki mężczyzny. Wezwani policjanci odkrywają jeszcze ciało trzeciej ofiary.

Zamordowani to trójka obywateli Ukrainy, która przyjechała do Polski, by handlować na bazarach: 24-latka oraz dwaj mężczyźni - 40- i 41-letni. Podróżowali moskwiczem, wybierali się do Lublina. Wieczorem zatrzymali się na leśnym parkingu w Cedzynie. Rozpalili ognisko i przygotowywali kolację, gdy nagle padły strzały z pistoletu beretta. Jeden z mężczyzn prawdopodobnie próbował uciekać - jego zwłoki znaleziono nieco dalej od auta. Drugi przypuszczalnie usiłował się bronić - w ręce miał łyżkę do kół. Obydwaj mieli rany postrzałowe brzucha, ale zginęli od strzałów w głowę. Podobnie jak kobieta, która przed śmiercią została zgwałcona. Śledczy od początku nie mieli wątpliwości, że zabójcy dobili ofiary, strzelając do nich z bliskiej odległości. Później moskwicz został oblany benzyną i podpalony.

Przez kilkanaście lat ta makabryczna zbrodnia była niewyjaśniona. Najpierw śledztwo umorzyła kielecka prokuratura z powodu niewykrycia sprawców. Później wznowiono je w Katowicach, podejrzewając o zabójstwo śląski gang Krakowiaka. I znów umorzono. Przed dwoma laty po raz kolejny wrócono do sprawy. Efektem jest akt oskarżenia, który przed kilkoma dniami krakowska Prokuratura Apelacyjna skierowała do kieleckiego sądu.

Nieoczekiwanie ta makabryczna historia sprzed lat splotła się z serią zabójstw, które wstrząsnęły Polską w latach 2005-2007. Zaczęła się ona w Kraśniku od zastrzelenia właściciela kantoru, któremu skradziono 70 tys. zł. Miesiąc później bandyci byli w Sosnowcu, gdzie próbowali zabić innego kantorowca. Gdy parkował samochodem pod domem, podszedł do niego człowiek w kapturze i strzelił mu w głowę. Kula przeszyła czaszkę. Cudem przeżył. Kolejne strzały padły w Tarnowie, Piotrkowie Trybunalskim, Myślenicach. Celem zawsze byli ludzie handlujący walutą - właściciele lub pracownicy kantorów. Zginęło ich pięciu, dwie osoby przeżyły dzięki szybkiej pomocy lekarzy. Najbardziej brutalna była ostatnia egzekucja - w Myślenicach 22 lutego 2007 roku. Seria z pistoletu maszynowego dosięgła przed domem ojca i syna. Zabójcy zrabowali im 163 tys. zł. Uciekając, strzelali też do domowników.

- Ta sprawa nas zaskoczyła - przede wszystkim ze względu na bezwzględność i brutalność działania sprawców. Zawsze najpierw strzelali, a potem rabowali. Nigdy nie dawali wyboru ofiarom - wolą oddać pieniądze czy stracić życie. Był to nietypowy sposób działania, jak na polskie warunki. Wydawało się, że tak bezwzględni mogą być tylko zawodowi kilerzy. Dlatego początkowo podejrzewaliśmy, że za tymi zbrodniami stoją ludzie ze Wschodu, np. weterani wojny w Afganistanie. Inna wersja zakładała, że jest to grupa działająca poza strukturami zorganizowanej przestępczości - ktoś nowy lub luźno z nią związany. To ostatnie założenie okazało się słuszne - mówi krakowski policjant.
Kilka tygodni po zabójstwie w Myślenicach policjanci weszli do domów w województwie świętokrzyskim i zatrzymali trzech mężczyzn. Oskarżono ich o pięć zabójstw. Mózgiem grupy miał być Tadeusz G. Według prokuratury, to ten 51-letni obecnie mężczyzna planował napady, obserwował potencjalne ofiary, przygotowywał transport, drogę ucieczki i decydował, którego dnia zaatakują. W czasie napadów sam nie strzelał, robili to za niego kompani.

Jeden z nich, Jacek P., zdecydował się na współpracę z prokuraturą. Przyznał się do winy i opowiedział o szczegółach zabójstw, licząc na nadzwyczajne złagodzenie kary. Krakowski sąd skazał go (na razie nieprawomocnie) na 15 lat więzienia, pozostałym dwóm oskarżonym wymierzył kary dożywocia.

Właśnie przy okazji tej sprawy pojawił się nowy trop dotyczący potrójnego mordu sprzed 20 lat. Były to wyniki badań DNA śladów biologicznych zabezpieczonych na miejscu zbrodni w Cedzynie. Profil wskazywał właśnie na Tadeusza G., jednego ze skazanych na dożywocie za zabójstwa kantorowców. Na tej podstawie przedstawiono mu zarzut potrójnego zabójstwa.

W tej sprawie prokuratura oskarża też 51-letniego Stanisława P. - o nielegalne posiadanie broni, m.in. pistoletu beretta, który posłużył do zabójstwa w Cedzynie. Obydwaj nie przyznają się do winy. Oprócz badań DNA kluczowymi dowodami w tej sprawie są ekspertyzy balistyczne oraz opinia Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego dotycząca rekonstrukcji zdarzenia sprzed 20 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski