- "Dominanta" obchodzi w tym roku 35-lecie. Pamięta Pan dokładną datę pierwszej próby?
- Nie. Jedynie, że był to marzec 1970 roku. Zaproponowano mi prowadzenie zespołu i to na dziwacznych warunkach. Usłyszałem od kierownictwa uczelni zdanie: Jak się uda, to Panu zapłacimy. Kiedy przyszedłem na pierwszą próbę i zacząłem badać możliwości artystyczne moich podopiecznych, byłem załamany. Szybko zorientowałem się, że bardziej opłacałoby się dać im tysiąc złotych i powiedzieć: Idźcie na wódkę i dajcie mi święty spokój ze śpiewaniem.
- A jednak Pan tego nie zrobił.
- Bo bardzo zależało mi na rozśpiewaniu środowiska akademickiego. Dlatego zdecydowałem się spróbować.
- Jubileusz 35-lecia to nie jest dużo, jak na krakowskie warunki.
- Ale to połowa mojego życia. Od pierwszej próby do dziś jestem związany z tym zespołem, który pełni służebną rolę wobec uczelni, uświetniając śpiewem wszelkie uroczystości. Przeżyłem z tym chórem wiele różnych chwil, i sukcesów, i załamań. Przez pierwsze lata w zespole panował ogromny entuzjazm. Studenci byli zaangażowali, weseli, śpiewali może nie najlepiej, ale z ogromną przyjemnością, wręcz euforią. Z każdym miesiącem widziałem postępy, bo młodzi błyskawicznie się uczyli. Po paru latach studenci stali się bardziej smutni, ale jeszcze garnęli się do zespołu. A teraz młodzież w ogóle nie jest zainteresowana śpiewaniem.
- Dlaczego?
- Bo kolejne pokolenia są coraz bardziej głuche, niewrażliwe na muzykę. Spotykam się na co dzień z sytuacją, że człowiek inteligentny, wykształcony chwali się nie tylko, iż nie zna się na muzyce, lecz także bez żenady wygłasza stwierdzenie, że słyszy jedynie, czy muzyka jest wykonywana, czy nie. W Niemczech takie stwierdzenie byłoby bardzo źle przyjęte, a jego autor byłby skompromitowany towarzysko. W Polsce jest to w dobrym tonie.
- Trudno jest Panu zdobyć śpiewaków do zespołu?
- Szalenie. A często zdarza się, że ci, którzy przychodzą, nie nadają się do śpiewania. Jak widać, reforma szkolnictwa i bezsensowne łączenie muzyki z plastyką daje szybkie efekty. Głuchota społeczeństwa polskiego szybko postępuje. Poza tym "Dominanta" w tej chwili przeżywa kryzys. Część śpiewaków odeszła i założyła własny chór. Ale zostało na szczęście kilkanaście osób, z którymi, mam nadzieję, uda mi się odbudować zespół.
- Czym stara się Pan przyciągnąć młodzież do chóru?
- Ulotkami i propagowaniem muzyki na uczelni. Dawniej magnesem były podróże zagraniczne zespołu. Dziś, gdy każdy może sam wyjechać z Polski, chór nie jest pod tym względem atrakcyjny. Poza tym dziś studenci są bardzo zajęci, muszą z czegoś żyć i większość z nich wolny czas przeznacza na pracę. Ja ich doskonale rozumiem.
- Czy w chórze mogą śpiewać tylko studenci AE?
- Nie. Jesteśmy zespołem otwartym dla wszystkich, niezależnie od uczelni, a nawet od wieku. Przyjmiemy każdego, zwłaszcza dojrzałego mężczyznę, który będzie chciał śpiewać.
- Każdego?
- Każdego, który słyszy i ma sprawne struny głosowe. Śpiewać nie musi umieć. Wszystkiego się nauczy. Oprócz prób w tygodniu, kilka razy na kwartał wyjeżdżamy na weekend na warsztaty wokalne do Węglówki. Przez dwa takie dni robimy więcej niż przez dwa miesiące prób w Krakowie.
- Czy jest Pan zadowolony z 35 lat pracy z "Dominantą"?
- Oczywiście, że tak, bo dzięki pracy z tym zespołem spełniły się moje życiowe oczekiwania. Całe życie poświęciłem muzyce. Początkowo skończyłem Technikum Mechaniczne, później studia w Akademii Muzycznej na dwóch kierunkach: instruktorskim i organach. Ale życie mnie skierowało w stronę chóralistyki i jestem z tego bardzo zadowolony. Prowadziłem Chór Echo, byłem chórmistrzem Chóru Filharmonii Krakowskiej i dziecięcego chóru Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I st., gdzie doczekałem emerytury.
- Jakie wydarzenie z historii "Dominanty" było dla Pana najważniejsze?
- To, że udało nam się nawiązać współpracę z licznymi zespołami, m.in. z Sankt Petersburga, Budapesztu, Berlina, Ankary i Tarnopola. Dokonaliśmy także nagrań dwóch kaset. Na pierwszej znajdują się perełki klasycznej chóralnej muzyki - m.in. utwory Łuciuka, Rachmaninowa a także kompozycje muzyki cerkiewnej, w których chór wykazał się bardzo dobrą techniką i prawie profesjonalnym brzmieniem. Na drugiej zaś znalazły się tradycyjne polskie oraz cerkiewne kolędy, a także kilka moich kompozycji. Te kasety są dokumentem, że czegoś dokonaliśmy, że coś potrafimy.
- Z okazji jubileuszu dzisiaj o godzinie 19.30 w Sukiennicach odbędzie się specjalny koncert. Czego można życzyć Panu i "Dominancie"?
- Przede wszystkim chciałbym, aby śpiewacy, którzy przychodzą do zespołu, byli odpowiedzialni. Gdy podejmują się pracy w chórze, by byli konsekwentni i przychodzili regularnie na próby. Aby śpiewanie sprawiało im przyjemność i aby zespół rozwijał się i wreszcie wyszedł z dołka. Chciałbym także, aby młodzież studiująca na Akademii Ekonomicznej zorientowała się, że jest na uczelni chór i aby zechciała poprzez pracę w zespole poszerzyć swoje horyzonty.
- W tych życzeniach nie padło stwierdzenie, że chciałby Pan, aby do zespołu przyszła utalentowana młodzież. Dlaczego?
- Bo talent nie jest wcale taki istotny. Ważne jest, aby młodzi czuli potrzebę śpiewania, a ja ich już wszystkiego nauczę.
Rozmawiała: AGNIESZKA
MALATYŃSKA-STANKIEWICZ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?