Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrzebowaliśmy oddechu

Rozmawiał Paweł Gzyl
Mikołaj Ziółkowski i Alter Art organizują Open’er i Live Music Festival
Mikołaj Ziółkowski i Alter Art organizują Open’er i Live Music Festival FOT. P. TARASEWICZ
Rozmowa. Szef agencji koncertowej Alter Art, Mikołaj Ziółkowski, opowiada o przyczynach odwołania tegorocznej edycji Live Music Festivalu w Krakowie oraz o najważniejszych problemach rynku koncertowego w Polsce.

- Mikołaju, co będziesz porabiał w sierpniu tego roku? Bo wygląda na to, że zafundowałeś sobie miesiąc niespodziewanego urlopu.
- (śmiech) Szczerze mówiąc spodziewanego, bo decyzja o przerwie w organizowaniu Live Music Festivalu nie jest sprzed chwili, ale została ona podjęta wiele tygodni temu. I powiem ci szczerze, że jednym z wielu powodów do jej podjęcia było też to, że wreszcie po ośmiu latach Alter Art będzie miał sierpień bez festiwalu. Raz na jakiś czas jest to potrzebne. Dlatego bardzo się z tego cieszę.

- My też spodziewaliśmy się takiego ruchu, kiedy Coca Cola ogłosiła wycofanie się z pozycji sponsora tytularnego festiwalu.
- To nie było jakieś nagłe wycofanie się, tylko po prostu długoletni kontrakt zakończył się w terminie. Zdawaliśmy sobie sprawę z takiego obrotu sytuacji i byliśmy do tego odpowiednio przygotowani. Podobnie zresztą było w przypadku Open’era. Koniec pewnego etapu nie jest dla nas czymś negatywnym, tylko konsekwencją rozwoju festiwalu.

- No tak, ale Open’er nie zalicza przerwy w funkcjonowaniu, a Live Music Festival – tak.

- Podstawowa różnica jest taka, że Open’er nie szukał już sponsora tytularnego. I nie będzie go miał w ogóle od tego roku.

- A dlaczego Live Music Festival musi mieć takiego sponsora?

- Choćby ze względu na to, że jest zupełnie innym festiwalem niż Open’er. Zaplanowaliśmy dla niego trochę odmienny model rozwoju. Polski rynek imprez muzycznych jest ograniczony. Dlatego musimy brać pod uwagę to, ile biletów i w jakich cenach są w stanie kupić nasi odbiorcy. Kończąc pewien etap związany ze współpracą z Coca Colą, opracowaliśmy nowy pomysł na kolejne lata rozwoju festiwalu i znaleźliśmy do tego partnera, który podziela nasz entuzjazm dla tej wizji.

- Nie było szansy, aby nowy festiwal z nowym sponsorem wystartował już w tym roku?
- Są różne strategie rozwojów festiwali. Przy naszym podejściu do organizowania wydarzeń kulturalnych i muzycznych, najważniejsze jest to, abyśmy zawsze osiągali jakość, z której będziemy zadowoleni. Biorąc pod uwagę nową wizję LMF wiedziałem, że ta przerwa jest potrzebna po to, aby kolejna edycja w 2015 roku spełniała nasze oczekiwania i oczekiwania naszego partnera. Po prostu potrzebowaliśmy więcej czasu na organizację tego wydarzenia. Ale też pewnego oddechu. Jestem bowiem przekonany, że taka przerwa sprawi, że stęsknienie się za festiwalem, tylko dobrze mu zrobi. Tak dzieje się przypadku wielu zachodnich festiwali – choćby Glastonbury.

- Czy roczna przerwa w organizowaniu festiwalu nie zakłóci długoletniego budowania jego marki?
- Tu też są różne szkoły. Ja jestem głęboko przekonany, że roczna przerwa po tylu latach w niczym nam nie zaszkodzi. A wręcz przeciwnie. Glastonbury pokazuje, że kolejna edycja festiwalu po roku przerwy sprzedaje się jeszcze szybciej i oczekiwania wobec niej są jeszcze większe. My zawsze staramy się myśleć poza ciasnymi ramami, czyli robić rzeczy niestandardowe. Reagujemy też na zaistniałą sytuację. A przecież zmiana w przypadku LMF jest dosyć poważna – będzie inna nazwa i nowa koncepcja. A ja mam poczucie, że ta nowa wizja będzie jeszcze ciekawsza i jeszcze bardziej pojemna. To znaczy, że ten festiwal nabierze większego rozmachu. Jesteśmy wiarygodni w tej obietnicy, bo mówimy to nie po frekwencyjnej klapie, ale po rekordowej edycji festiwalu, którą obejrzało ponad 40 tys. osób.

- Kiedy poznamy więcej szczegółów odnośnie tej nowej wizji LMF?

- Jeszcze przed wakacjami tego roku. Chcemy bowiem zbudować poczucie ciągłości. Jednym z elementów promocji będzie to, że pierwszych artystów, którzy wystąpią w Krakowie w 2015 roku ogłosimy już jesienią.

- My przede wszystkim cieszymy się, że LMF zostaje jednak w Krakowie. Bo przecież nie było to takie pewne po tym, co się stało z Selectorem.
- To prawda. Ale nie ma już sensu o tym mówić. Wszystkie rozwiązania były możliwe. Ale ja staram się, żebyśmy funkcjonowali w Krakowie. Jestem głęboko przekonany, że LMF jest kluczową imprezą dla tego miasta. Krakowskie stadiony piłkarskie nie nadają się do realizacji spektakularnych, letnich koncertów muzycznych. Dlatego jedyną szansą, aby miasto było w centrum letnich wydarzeń artystycznych, jest właśnie festiwal muzyczny. Udało się wypracować porozumienie w tej kwestii i bardzo się cieszę, że zostajemy w Krakowie.

- LMF był festiwalem, do którego miasto dokładało się w niewielkim stopniu. Nie było to więcej niż 10 procent całych kosztów. Czy negocjowaliście zwiększenie tego wsparcia?

- O wszystkich tego rodzaju szczegółach opowiemy w czerwcu. Na pewno skorzystamy ze swej wieloletniej tradycji współpracy z miastem, ale spojrzymy też w przyszłość.

- Czy wycofanie się dwóch wielkich marek z bycia sponsorami tytularnymi Waszych festiwali oznacza, że koncerny straciły zainteresowanie promowaniem się przez muzykę?

- Po pierwsze: Heineken się nie wycofał i nadal pozostaje jednym ze sponsorów Open’era. Po drugie: siłą naszych festiwali jest to, że nigdy nie były to produkty marketingowe sensu stricte. Marki nie wpływały nigdy na ich program i podstawowe założenia koncepcyjne. W drodze naturalnego rozwoju doszliśmy do momentu, kiedy trzeba było zmienić pozycjonowanie tego partnerstwa. Dlatego partnerstwo tytularne jest zastępowane sponsoringiem – innym modelem i skalą tego partnerstwa. Przykład line-upu tegorocznego Open’era pokazuje, że festiwalowicz w żaden sposób na tym nie ucierpi, a są również obszary, w których wpłynie to wręcz na rozwój festiwalu. Kilka lat temu partycypowanie koncernów w tworzeniu polskiego rynku festiwalowego, który dopiero się budował, było bardzo potrzebne, a teraz już ma to mniejsze znaczenie.

- To odpowiada światowemu trendowi: bo coraz mniej festiwali ma sponsorów tytularnych.

- Zgadza się, mocne marki festiwalowe jak: Glastonbury, Coachella, Roskilde, Rock Wertcher czy Primavera nie mają partnerów tytularnych. Zbytnie poleganie na takich sponsorach jest złudne: bo co się stanie, kiedy zmieni się strategia marketingowa? Poza tym kryzys sprawił, że koncerny muszą oszczędzać, więc wycofują się z takich projektów.

- W Polsce mieliśmy dosłowny wysyp promowania się miast poprzez koncerty i festiwale. Dzisiaj prawie każde miasto nad Wisłą ma swój festiwal. To pozytywne czy negatywne zjawisko?
- To zależy od miasta. W przypadku Krakowa to ma fundamentalne znaczenie. Wielki festiwal buduje markę miasta, promuje je na świecie, przyciąga turystów. Tak samo jest choćby w przypadku Barcelony i festiwali Primavera czy Sonar. Kraków też musi być postrzegany jako miasto kultury, interesujące i nowoczesne, będące w centrum europejskich i światowych wydarzeń. W przypadku mniejszych miast, których gospodarka nie jest tak bardzo związana z turystką i wizerunkiem, a organizuje się w nich drogie, międzynarodowe koncerty, to nie przynosi realnych korzyści.

- Ważniejsze są pojedyncze koncerty czy festiwale w kontekście działań promocyjnych miasta?

- Na pewno festiwale. Jeśli jakiś artysta wystąpi na stadionie w jakimś mieście, to ma to dużo mniejsze znaczenie promocyjne w kontekście międzynarodowym. Bo przecież on często daje dwadzieścia, albo więcej takich koncertów tylko w samej Europie. Ale festiwal z konkretną marką, wpisany w strukturę miasta, buduje jego wizerunek w o wiele mocniejszy sposób i co ma też ogromne znacznie, właściwie przez cały rok. Poza tym koncert stadionowy może się odbyć prawie w każdym dużym mieście i nie jest to nic wyjątkowego, a konsekwentnie budowana marka festiwalu, to jakość sama w sobie i doskonałe narzędzie promocyjne czy wizerunkowe.

- Promowanie się miast przez koncerty i festiwale doprowadziło do tego, że wielu artystom płacono wygórowane stawki, co uderzyło w komercyjny rynek koncertowy. Zgodzisz się ze mną?

- Zgodzę się. Niewłaściwe dysponowanie funduszami poprzez nadmierne przeinwestowywanie w przypadku różnych wydarzeń artystycznych, nie służy rynkowi. Twarde dowody wskazują jednak, że najczęściej nie dotyczy to festiwali, ale pojedynczych koncertów. Mieliśmy w Polsce wiele takich przykładów w ostatnich latach. To się dzieje na poziomie publicznych pieniędzy, ale i prywatnych sponsorów. Z reguły dotyczy to stadionów. Były to zadziwiające sytuacje – bo jaki jest potencjał promocyjny w informacji, że jakiś koncert odbywa się w jakimś europejskim mieście? A nawet mały festiwal, niszowy czy awangardowy, z wypracowaną renomą i pozycją, może być doskonałym narzędziem promocyjnym i budować tożsamości i wizerunek miasta.

- Niebawem swoje podwoje otwiera Kraków Arena. Będziecie coś organizować w tej hali?

- Mamy już pierwsze dwa projekty – ale nie muzyczne. Jesteśmy jednak przekonani, że Arena ma wielkie szanse, aby być jednym z kluczowych punktów koncertowych w Polsce. Jeśli w przyszłym roku nastąpi połączenie nowej edycji LMF z pierwszymi występami gwiazd w Arenie, Kraków stanie się prawdziwym potentatem na muzycznej mapie kraju. Kilkuletnie przygotowania będą miały wtedy swoją kulminację. Wtedy trzeba będzie tylko podjąć inną pracę – budowanie przyzwyczajenia do kupowania biletów i uczestnictwa w wydarzeniach muzycznych u mieszkańców Krakowa. A jak wiemy – nie jest z tym łatwo, choć obecnie na pewno lepiej niż dekadę temu.

Coke Live Music Festival

Największy festiwal muzyczny w Krakowie. Jest organizowany od ośmiu lat przez agencję Alter Art. Kilka dni temu ogłosiła ona, że w tym roku festiwal się nie odbędzie w 2014, a od przyszłego sezonu – będzie miał nowego sponsora i nazwę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski