Rodziny Leśniaków życie nie rozpieszczało. Pan Darek jeszcze w szkole średniej musiał pracować na swoje utrzymanie, a pani Ewa wychowała się w rodzinie zastępczej, bo jej matka, wówczas nieletnia, porzuciła ją. Przez wiele lat tułali się, wynajmując mieszkania.
Z pierwszego wynajmowanego lokum musieli się wynieść, gdy ciąża pani Ewy stała się widoczna. Właściciel nie chciał rodziny z małym dzieckiem. W drugim, 13 lat temu, ich cały dobytek zalała woda.
Wreszcie udało im się uzbierać dziesięć tysięcy złotych, za które kupili w Stryszowie malutki drewniany domek. Jak mówią, żyją w nim zgodnie. Matka, ojciec i 13–letni syn Paweł jednak nadal nie mogą związać końca z końcem.
– Wstyd się przyznać, ale czasem pożyczamy pieniądze od syna, który dostał je na pierwszą komunię. A przecież on też chciałby sobie coś za to kupić, bo chodzi do szkoły i ma wydatki – mówi pani Ewa.
Jak mówi pani Ewa, kiedyś żyło się im lepiej, bo ona pracowała i nawet przy malutkim Pawełku mogła dorobić, czasem i kilkaset złotych. Potem podupadła na zdrowiu, ma schorzenia neurologiczne i jak orzeczono, do pracy się nie nadaje. Żyją więc tylko z jej 700-złotowej renty, która w większości idzie na leki i tysiąca trzystu złotych, które zarabia mąż.
Kiedy rozmawiamy o problemach rodziny, mąż jest w pracy. Wróci wieczorem, w soboty też pracuje. – Dobrze, że są wakacje, to na gospodarstwie jest syn, który nie stroni od wykonywania drobnych prac – mówi matka.
Paweł w wolnych chwilach gra w amatorskim teatrze prowadzonym przy miejscowej parafii. – Niech pan przyjedzie na premierę nowej sztuki. Poprzednia dobrze nam wyszła. Pokazałbym panu film o nas, ale nie mam komputera – mówi chłopak.
W mieszkaniu nie ma nie tylko elektroniki, ale także innych udogodnień. Dom nadal opalany jest węglem i drewnem, którego trzeba narąbać w drewutni. Ciepła dostarcza stary kaflowy piec. Ogrzewa on pokój, kuchnię i łazienkę, która mieści się w byłej komórce.
Od 2003 r., kiedy wprowadzili się do domku, udało się im wymienić okna, pomalować kilka razy ściany. Teraz chcieliby naprawić przeciekający dach i jakoś podzielić i tak mały dom, a może nawet dobudować pokój, bo syn rośnie i potrzebuje osobnego pokoju do nauki, a tu niedługo będzie rosło kolejne dziecko.
– Co tu dużo mówić, mieszkamy w trójkę w jedym pokoju – mówi Paweł.
Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej im nie pomoże, bo ich dochód przekracza o kilka złotych ustawowe widełki. Potrzebują narzędzi, np. siekiery, materiałów do remontu domu, a nawet mebli. Najbardziej potrzebna jest im duża używana szafa i ubranka dla maluszka. Poród już niebawem.
– Warto im pomóc, bo to bardzo dobra rodzina – mówi Zbigniew Wąsek, sąsiad.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?