Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiastka sędziego brydżowego Sławka Latały

Redakcja
Korespondencja własna, z dużej miejscowości leżącej w środkowym biegu Wisły. Mój przyjaciel Sławek Latała to ścisła czołówka brydżowych sędziów Europy.

Jan Blajda: CZTERY PIKI SKURCZYBYKI

Poniższa opowiastka pochodzi ze wspomnień z rozgrywek na najwyższym szczeblu i dotyczy autentycznych wydarzeń podczas Mistrzostw Europy w Antalyi w roku 2007.

***

Króla Trefl wszyscy znamy. Nobliwie wyglądający starszy pan, często występujący z berłem, na co dzień opiekujący się panią, znaną jako Dama Trefl. Nie wadzi nikomu, czasem jest w impasie, ale mniej więcej tyleż samo razy złośliwie usadawia się poza impasem.

W Antalyi Królowi Trefl najwidoczniej jednakże nie służą upały, od których zwyczajnie świruje. Pamiętacie zdarzenie z mikstów, kiedy próbował przeskakiwać z jednej ręki do drugiej? Oszukał nawet sędziów, powstrzymany dopiero przez Szacowne Grono zwane Komisją Odwoławczą. Wówczas poszukiwania Króla Trefl skończyły się - można powiedzieć - połowicznym sukcesem. Wprawdzie w trakcie poszukiwań ktoś zauważył podejrzanego osobnika chyłkiem wymykającego się z sali, ale po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że nie był to żaden Król Trefl, ale dobrze nam znany Krzysztof Lasocki, zwany przez przyjaciół Laską. Jak jednak wiemy, KO czuwała i machinacje najmłodszego monarchy ukrócono.

Dzisiaj, podczas drugiej sesji eliminacji w parach open, Król Trefl znowu dał znać o sobie. Zaczęło się niewinnie. Pod nogami potężnie wyglądającego zawodnika ze słonecznej Italii zauważyłem leżącą kartę. Pewnie już domyśliliście się, że był to, a któż by inny, Król Trefl. Nabrałem pewności co do wcześniejszej diagnozy - tej o szkodliwości upałów. No bo któż, ot tak sobie, w klimatyzowanej sali położyłby się nagle na podłodze. Podniosłem biedaka i poprosiłem wielkiego Włocha o przeliczenie swoich kart. Ten spojrzał na mnie dziwnie, ale polecenie wykonał. Kart miał trzynaście. Takoż pozostali gracze przy stole. Przeliczyłem już własnoręcznie rozdanie do kompletu. Każda z rąk zawierała po trzynaście kart. Sprawdziłem pudełka z poprzedniej rundy przekazane przez Włocha na niższy stół. Oba rozdania były kompletne. Ki diabeł?

Ogłoszono zmianę do następnej rundy. Tu cię mam, pomyślałem, pilnie wyczekując okrzyku panie sędzio! Runda minęła i NIC SIĘ NIE STAŁO. Popatrzyłem podejrzliwie na osobnika, którego od kilkunastu minut trzymałem w ręku. Ten, wydawało mi się, jakby odwzajemnił spojrzenie, uśmiechając się z dziwnym, kpiarskim błyskiem w królewskim oku. O nie, czyż ja, jak każdy Polak, wychowany przez kolejne rządy na budowaniu III Rzeczypospolitej (a może nawet IV) mam się dać pokonać osobnikowi reprezentującemu zgniły system monarchiczny? Czy ja wyglądam na Brytyjczyka? Zawziąłem się i zacząłem sprawdzać następne komplety, które wzmiankowany Włoch przekazywał w trakcie tej sesji. Poszukiwania zakończyłem sukcesem, acz dopiero na szóstym!!! (licząc od Włocha) stole. Pan jakiś wyciągnął karty z pudełka i mając skład 5-3-2-2, spokojnie kończył trzecie okrążenie licytacji. Sprawdziłem na rozkładach, które każdy z sędziów dostaje przed sesją, czy rozdanie jest aby właściwe. Było. Pan się ucieszył, gdy obdarowałem go monarchą, a przy okazji dodatkowymi trzema punktami, monarcha posmutniał, a ja sobie pomyślałem, że jak się skończą te Plażowe Mistrzostwa Europy (oficjalnie mają chyba inną nazwę) i pojadę sędziować Kongres w Sławie, to tam nawet ciocia Pipszczyńska i to bez okularów na nosie zawoła sędziego, jak wyciągnie dwanaście kart z pudełka. W Antalyi kolejnym sześciu "zawodnikom" taki drobiazg kompletnie nie przeszkadzał.
***

A ja dołożę coś ze swojej skromnej praktyki sędziowskiej. W latach 80. prowadziłem cotygodniowe turnieje par w klubie "Piaskownica" na osiedlu Piaski Wielkie. Zdarzył się tam przypadek, że trzej gracze wyciągnęli karty z właściwego pudełka, a czwarty zachował rękę z uprzednio granego rozdania. Licytacja odbyła się bez przeszkód, pierwszy wist też, nieprawidłowa ręka funkcjonowała znakomicie do lewy dziewiątej i dopiero w tym momencie rozgrywający zauważył, że ma bardzo mocne kara. Asa w ręce mianowicie i na stole też.

Gdy opowiadałem to Zbyszkowi Saganowi, ten stwierdził, że zdarzenia te są trywialne i nie zasługują na większą uwagę. Jemu zdarzyło się bowiem podczas prowadzenia turnieju, że rozgrywający(a) miał(a) od początku rozdania aż siedem kart, które znakomicie funkcjonowały w licytacji i do pewnego momentu w rozgrywce. Afera wybuchła dopiero wtedy, gdy rozgrywającemu(ej) w ręce zostały dwie karty, podczas gdy dziadek i obrońcy mieli ich każdy po cztery razy więcej!!!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski