Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiat miechowski. Ludzi (w)kurza taka ferma

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
W pięciu kurnikach miałoby przebywać nawet ponad 220 tysięcy ptaków
W pięciu kurnikach miałoby przebywać nawet ponad 220 tysięcy ptaków Aleksander Gąciarz
Mieszkańcy Głogowian Wrzosów boją się inwestycji, polegającej na budowie fermy dla ponad dwustu tysięcy sztuk drobiu. Obawiają się przede wszystkim przykrego zapachu. Tymczasem brak norm zapachowych sprawia, że trudno będzie powstrzymać budowę

O sprawie po raz pierwszy pisaliśmy w styczniu. Mieszkańcy wsi, położonej pomiędzy Książem Wielkim a Kozłowem, dowiedzieli się wówczas o planach swojego sąsiada. Mowa była najpierw o dwóch kurnikach dla 45 tys. sztuk drobiu każdy, a potem jeszcze o trzech kolejnych takie samej wielkości.

Wtedy po raz pierwszy zebrali podpisy pod protestem. Argumentowali, że przy tak ogromnej hodowli życie na wsi stanie się uciążliwe głównie z powodu przykrych zapachów. - Nie ma nic gorszego niż kurnik w sąsiedztwie - nie ukrywał też wójt Książa Wielkiego Marek Szopa.

Dodał jednak wtedy, że swoją decyzję w kwestii wydania inwestorowi decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu uzależnia od stanowiska Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska oraz Powiatowego Inspektora Sanitarnego. I w międzyczasie obie instytucje wydały swoje opinie i obie są korzystne dla inwestora.

Regionalny dyrektor ochrony środowiska w Krakowie Rafał Rostecki w swoim piśmie zawarł blisko 30 warunków, jakie należy spełnić podczas budowy fermy i podczas jej funkcjonowania. Dotyczą one zarówno samych budynków, jak też procesu hodowli, karmienia i transportu ptaków, pozbywania się obornika itp. Konkluzja jest taka, że jeżeli wszystkie one zostaną spełnione, inwestycja nie powinna mieć negatywnego wpływu na środowisko. W piśmie podkreślono, że planowana ferma jest położona w odległości 220 metrów od najbliższych zabudowań (nie licząc domu jej właściciela).

W podobnym duchu wypowiadał się również w styczniu w rozmowie z reporterem Dziennika Polskiego Adama Madejski, który stara się o budowę fermy. Podkreślał, że będzie ona spełniała wszelkie wymagane normy i dziwi się protestowi sąsiadów, bo na wsi wiele osób prowadzi własne hodowle zwierząt, a na niektórych obejściach są jeszcze zbiorniki na obornik.

Podczas środowej sesji w Książu Wielkim Grażyna Jurkowska w imieniu swoim i sąsiadów powątpiewała jednak, czy przyszła ferma będzie rzeczywiście prowadzona zgodnie z wszelkimi standardami. Zwróciła uwagę, że sąsiad w tej chwili hoduje kilka tysięcy gęsi i już to powoduje przykre konsekwencje, zwłaszcza w postaci przykrego zapachu. - Często w domu nie da się otworzyć okna. Smród jest taki, że nie można wytrzymać - przekonują autorzy protestu.

Na kwestie „zapachowe” zwrócił uwagę w swojej opinii na temat inwestycji Florian Kącki, powiatowy inspektor sanitarny w Miechowie. Napisał, że produkcja drobiu na masową skalę może być przyczyną emisji do środowiska dużej ilości gazów, co może być przyczyną dyskomfortu a równocześnie prowadzić do „konfliktów społecznych”. Problem w tym, że „Obecnie brak jest uregulowań prawnych ściśle związanych z problemem uciążliwości zapachowej” - napisał.

Inspektor Kącki wydał co prawda opinię dla inwestora korzystną, zastrzegł jednak, że na etapie wydawania decyzji o pozwoleniu na budowę należałoby rozważyć ponowną ocenę oddziaływania inwestycji na środowisko, aby sprawdzić, czy wymogi wymienione w decyzji środowiskowej zostały przez inwestora spełnione.

Teraz ruch leży po stronie gminy. Wójt Marek Szopa na środowej sesji zapowiedział, że będzie się konsultował z radcą prawnym, ale nie kryje, że trudno będzie wydania „wuzetki” odmówić. I nie tylko dlatego, że opinie służb ochrony środowiska i sanitarnych wskazują, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. - Podejrzewam, że nie znajdziemy furtki, aby spełnić oczekiwania mieszkańców wsi. Jestem pesymistą, bo pan Madejski stara się o budowę fermy od kilku lat.

Ponieważ wcześniej jego zamierzenia zostały zablokowane przez sąsiadów, teraz odciął się od nich, dzieląc własne działki. W tej sytuacji sąsiedzi przestali być stroną postępowania i nie wiem, czy w tej sytuacji sąd wziąłby w ogóle ich głos pod uwagę. Z kolei, gdybym ja odmówił wydania wuzetki, mogłoby się to skończyć koniecznością wypłaty odszkodowania przez gminę - mówi.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura -
odcinek 18

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik
Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski