Było to jakieś kilkadziesiąt lat temu. Pewien mój kolega, dżentelmen w każdym calu (wywodzący się z Rzeszowa – to ważne) niespodziewanie wtargnął na jezdnię tuż przed przejeżdżającym samochodem. Kierowca zdążył zahamować, ale puścił w kierunku mego przyjaciela długą wiązankę. Ten zachował stoicki spokój. – Idze, idze, bajoku – rzekł z godnością odwiecznego mieszkańca Zwierzyńca i pomaszerował dalej. Wyraz twarzy kierowcy auta na jakichś obcych, niekrakowskich numerach – bezcenne.
Ja z kolei sam, osobiście, zaliczyłem wpadkę. Pojawiwszy się w Krakowie na studiach bezceremonialnie, ze sporą swadą, używałem wobec kolegów pieszczotliwego, moim zdaniem, trzyliterowego słowa zaczynającego się na literę „b”. Używałem, dopóki nie zagroziło to stanowi mojej facjaty – dopiero w dość nieprzyjemnych okolicznościach dowiedziałem się, że w Krakowie to określenie pewnych męskich utensyliów, w stosunku do całości męskiego organizmu, zwłaszcza obdarzonego duszą, mocno obraźliwe.
Te dwa przykłady dowodzą, jak oryginalny, i nie dla wszystkich zrozumiały, jest język rodowitych krakusów. I jak bogaty, co z kolei udowadnia opracowany przez Donatę Ochmann i Renatę Przybylską słownik regionalizmów krakowskich, zatytułowany „Powiedziane po krakowsku”. Lektura obowiązkowa, zwłaszcza dla przybyszów, od jakich roi się Kraków, chcących wtopić się w tutejszy pejzaż i uniknąć miana „słoika”…
Słownik opatrzony jest oczywiście porządnym naukowym wstępem. Autorki zwracają uwagę, że gwara krakowska jest najciekawszą, obok poznańskiej i warszawskiej, polską gwarą miejską. Przypominają, że ów język wywodzi się z mowy, jaką posługiwali się mieszkańcy (zwłaszcza robotnicy i drobnomieszczanie) takich krakowskich dzielnic, jak Grzegórzki czy wspomniany już Zwierzyniec. Nie pomijają też wpływów niemczyzny, sięgających nie tylko czasów CK Monarchii, ale i wieków dawniejszych, kiedy to w Krakowie chętnie osiedlało się mieszczaństwo niemieckie.
Co może najważniejsze – sam fakt powstania tego słownika i badania autorek dowodzą, że gwara krakowska odżywa. „Trzeba pamiętać, że regionalizmy były i przez niektórych nadal są postrzegane jako język gorszy, odbiegający od pożądanej, zgodnej z ogólnopolską normą tzw. polszczyzny literackiej. Z tego względu osoby z aspiracjami świadomie się pewnych regionalizmów wyzbywały, co też przyczyniło się do stopniowego zaniku tych ostatnich. Obecnie jednak obserwuje się tendencję wręcz odwrotną – rosnące zainteresowanie cechami regionalnymi języka połączone z potrzebą ich ocalenia od zapomnienia. Nie ma powodów wstydzić się regionalnych słów i wyrażeń, choć trzeba oczywiście wiedzieć, gdzie i kiedy można się nimi skutecznie posłużyć” – piszą autorki.
Pełna zgoda. Wspomniane „Idze, idze, bajoku” jest w pewnych sytuacjach bezcenne. A i wspomniane wyżej trzyliterowe słowo na „b” może się okazać w niektórych sytuacjach niezbędne.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Poważny program: spółka, w której jest więcej polityków niż pracowników
Źródło: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?