Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powody do dumy

Redakcja
Euro przerżnęliśmy. Nie pomogły rytualne tańce, bojowe pieśni, malowania twarzy w wojenne barwy.

Andrzej Kozioł: MOIM ZDANIEM

Małysz już nie skacze, Robert Kubica nie może pozbierać się po dramatycznym wypadku, a Jan Paweł II, nie­gdyś nasza duma, od kilku lat nie żyje. I z czego, z kogo możemy być dumni?

Przecież nie z Solidarności, która niegdyś wydawała się natchniem jeżeli nie ludzkości, to przynajmniej tej jej części, która zamieszkiwała środkowo-wschodnią Europę, a po ostatniej wojnie znalazła się pod panowaniem Związku Sowieckiego. Dziesięciomilionowy związek zawodowy (prawdę mówiąc, więcej niż związek zawodowy) skarlał, nie tylko liczebnie.

A jeżeli nie można być dumnym z dnia dzisiejszego, powodów do dumy szuka się w przeszłości. Jednak naszych powodów do dumy nie dostrzegają inni. Przeciętny Europejczyjk nie podziela polskiego zdania, iż dwukrotnie ocaliliśmy Europę. Raz, pod Wiedniem, przed turecką nawałą. Drugi raz pod Warszawą, powstrzymując sowiecki marsz na zachód. Nikt już nie pamięta naszych wyborów parlamentarnych z 1989 roku, oznaczających początek rozpadu wschodniego bloku. Do wyobraźni Europejczyków bardziej przemawia spektakularne zburzenie muru berlińskiego, ba, nawet czeska aksamitna rewolucja i tłumne demonstracje na praskim Vaclavaku.

Przerżnęliśmy Euro 2012, ale – paradoksalnie – właśnie ta impreza może być powodem do dumy, powodem, którego tak często i tak bardzo nam brakuje.

Oto okazało się, że jesteśmy bardzo normalnym, bardzo zwyczajnym krajem. Potrafimy zbudować przyzwoite stadiony piłkarskie, potrafimy sprawnie zorganizować wielkie przedsięwzięcie, potrafimy nawet zbudować austostrady, Może nie do końca, ale jednak, może...

Gdzieś pierzchły, rozwiały się ponure profetyczne brednie o powrotach z Euro w trumnach. Owszem, zdarzały się bijatyki, nawet bandyckie ekscesy, ale znów mieściły się w normie, w średniej. Pijanego, agresywnego bydła nigdzie nie brakuje i polscy kibole okazali się godni kiboli rosyjskich. Większość kibiców zachowywała się jednak przyzwoicie, ba, można było nawet oglądać, jak pomarańczowi bratają się z biało-czerwonymi, biało-­ -­czer­woni z zielonymi.

Było przyzwoicie, nie powiem – normalnie, bo w naszym kraju normą zbyt często była nienormalność. Było jak w "Litanii”, słynnej niegdyś pieśni Leszka Wójtowicza, który nie chciał ojczyzny wielkiej, ale zwyczajnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski