Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powódź, której mogło nie być

Redakcja
Genowefa Bator, mieszkanka Radwana, mówi wprost: - Ktosik nas zatopił, w przypadek nie wierzę. Tyle wody, by z tej burzy nie było. Fot. Piotr Subik
Genowefa Bator, mieszkanka Radwana, mówi wprost: - Ktosik nas zatopił, w przypadek nie wierzę. Tyle wody, by z tej burzy nie było. Fot. Piotr Subik
Jedna świnia na rozrzutniku, druga na wozie; kury rzucone do stodoły. Piwnica zalana - jedna, druga, trzecia. Same straty. - Mieliśmy wszystko, a teraz nie mamy nic - płacze gospodyni Cecylia. U Leżoniów podwórko całe w wodzie - psy na wozie, sprzęt zalany. Za krzyżem, przy końcu asfaltu, woda taka, że wlewa się do woderów - więc do Ziobrów dojścia nie ma, a dojazdu to już w ogóle.

Genowefa Bator, mieszkanka Radwana, mówi wprost: - Ktosik nas zatopił, w przypadek nie wierzę. Tyle wody, by z tej burzy nie było. Fot. Piotr Subik

U Boberów woda wpłynęła pod stodołę, wszystko zatopione; pies uwiązany do ogrodzenia, żeby go nie porwało. Bydło na szczęście wywieźli, cielę też.

Do Pieszyka i sąsiadów zresztą też, chyba żeby próbować wałem. Zalane również Jeziorki - domy w polach. Ich mieszkańcy nawet nie znaleźli się na wyspie. Pomoc w razie czego dopłynie tylko łodzią. 
Powodzi, takiej jak w Radwanie, na Powiślu Dąbrowskim, nikt dotąd nie widział. To teren nizinny: 400 m n.p.m.; najniższy w okolicy. Wieś jest więc zalewana regularnie, statystycznie raz w roku. Teraz jednak zalało szczególnie mocno.
- Dostaliśmy strzał za strzałem. Wodę jedną, drugą, trzecią, potem czwartą - wszystkie z importu, wszystkie spoza gminy - mówi burmistrz miasta i gminy Szczucin, Jan Sipior.
I odbiera chyba setny telefon ze sztabu kryzysowego. Mamy poniedziałek, trzeci dzień powodzi, a wody nie ubywa. Wręcz przeciwnie - powolutku napływa wciąż nowa - tym razem od strony Radomyśla Wielkiego.
Radwan to mała miejscowość: ćwierć tysiąca gospodarstw, nieco ponad 500 mieszkańców; biegnie tędy szosa z Tarnowa do Kielc. Nawet kościoła nie ma, tylko kaplica. Domy ciągną się wzdłuż bocznej drogi; są też przysiółki: Knieje, Jeziorki, Podradwanie. Stanisław Bator, lat 71, mówi o wsi tak: - I szkołę tu mamy, i sklep, i ludzie jacy tacy. Ale żeby to było na innym terenie...
A tak, wszędzie narobiło dziadostwa. Wody tu tyle, że
aż się w głowie zawraca.
Tamtej nocy lało, jak z cebra; jakby komu wiadro na głowę wypróżnić. Zaczęło w piątek po dwudziestej, skończyło po północy. Do rana jeszcze kropiło. Widzieli to też ci z Radgoszczy, Luszowic, Małca, Dąbrowy Tarnowskiej i Dulczy. Z całego powiatu - bo nad nim wisiała chmura i nie chciała odejść. Burza była okrutna: pioruny waliły po chałupach. Jakby świat się miał skończyć. Burmistrz Sipior: - Krople deszczu wielkości jabłek, a tak zmasowane, że była mgła, jakiej nigdy przedtem nie widziałem!
Genowefa Bator, żona Stanisława, siedząc przed domem na ławeczce - z nogami w wodzie, mówi wprost: - Ktosik nas zatopił, w przypadek nie wierzę. Tyle wody by z tej burzy nie było.
Zatopili "sakramuty jedne" albo "s...wiele" - tak tu się mówi. Raczej bezosobowo. A wszystko tak naprawdę przez potoki; okolica górzysta, więc rwały jak głupie. Na początku woda się jeszcze mieściła w korytach. Potem poszła na Radwan - ze wszystkich stron. Jej poziom momentalnie rósł w oczach.
Rozpacz zaczęła się od tego pędzenia. Jeden z braci Leżoniów: - W k... jasną hektarów zalane. Przyjdzie nam legnąć i pić tę wodę!
Szambo, gnojowica, zdechlizna
- już nogi od łażenia w tym pieką, zaraz się zaczną choroby!
Bracia Leżoniowie palą papierosa za papierosem. Trzech ich kawalerów: Stanisław, Zbigniew, Leszek. Matka Krystyna nawet z domu nie wychodzi, mogłaby się utopić. Woda podchodzi już pod próg.
Pełno jej na podwórku: plamy ropy, rozmoknięte dżdżownice. Pięć psów skryło się na wozie, szósty brodzi w bagnie. Pływa wszystko: drewno na opał, słoma, blaszana miednica, kurze odchody i ludzkie.
Stanisław Bator idzie z rowerem wzdłuż drogi, ogląda straty u sąsiadów. Gdzie głębsze rozlewisko, wskakuje na siodełko - ale wody tyle, że i tak wlewa się do kaloszy. Nie może wyjść ze zdziwienia: - Rozpieprzyło się to, panie, na całą wieś.
Na wszystkie domy w Radwanie, na ponad 1,5 tys. w całej gminie Szczucin.
Dom Batorów też stoi w wodzie; gospodarz opowiada: - Gadzinę całą wywiozłem, zanim woda zdążyła przyjść. Dobrze, że strażaki jeździli, budzili, trąbili z daleka, a nawet walili do drzwi. Że idzie fala.
I te kaleki trzeba było ratować, co obaj na wózkach jeżdżą. I tę babkę, co nie chodzi na nogi, wraz z synem - co jeszcze trochę i też chodzić przestanie. Inni zostali. Choćby ta, co w Jeziorkach wodę ma ponoć do połowy łóżka, ale siedzi na nim i mówi, że się stamtąd nie ruszy. Choć byli i prosili, aby się dała wywieźć.
W Radwanie na każdym kroku słychać teraz słowa: - Miłosierdzie Boże i głupota ludzka są bez granic.
To drugie to o tych, co stawiali przepompownię.
Dla ludzi stąd miała być zbawieniem, wodę z powodzi przerzucać przez wał do rzeki - położonej wyżej. Otwierano ją na początku lat osiemdziesiątych, budowano dziesięć lat, wcześniejsze dziesięć robiono plany. Jednak trafo postawili w niecce i teraz, zaraz na początku powodzi, szlag trafił zasilanie. I amen, do widzenia: pompy ani drgnęły - dlatego
stała się ta tragedia.
Dlatego woda oparła się o wał i nie ma gdzie spłynąć.
Są też inne powody powodzi: nieczyszczone rowy (niektóre ponoć jeszcze za Niemca) i nieskończona melioracja.
Przez to u Adama Bałygi na Kniejach zostały kurczęta bez opieki. Poszedł z domu przed burzą, nie miał jak wrócić. Dobrze, że chrześniak wysoki i psa odwiązał od budy, bo Bałyga niskiego wzrostu - zresztą, w wodzie zaraz się mu w głowie kręci, a pływać nie umie.
U Boberów z kolei woda wpłynęła po stodołę, wszystko zatopione; pies do ogrodzenia uwiązany, żeby go nie porwało. Bydło na szczęście wywieźli, cielę też. Świnia jedna na rozrzutniku, druga na wozie; kury rzucone do stodoły - siedzą na sianie i słomie. Już nakarmione. Piwnica zalana - jedna, druga, trzecia. Same straty. - Mieliśmy wszystko, a teraz nie mamy nic - płacze gospodyni Cecylia.
Radwan to wieś niebogata, typowo rolnicza. Sprzedaje się mleko, wieprzowinę i zboże. A teraz - nawet nie widać kłosów spod wody. Pszenica, jęczmień - wszystko mokre i gnije. W ogóle spustoszenie. Ziemniaki, buraki; kto co zasiał, kto co zasadził - wszystko zalane. Gnojowica ze stajni - poroznoszona, szamba też się pootwierały. Nawet kopy siana zbiło do kupy, stoją w rządkach przy drodze - ledwie co je widać.
U Tadeusza Jagły także woda na podwórku. Sięga po pierwszą kondygnację, wlała się na podłogi. Tadeusz musi przejść ją na dzień ze trzy razy - zobaczyć, jak się gady mają. Mówi: - W momencie przyszła; nie wiadomo skąd, gdzie. W domu - do dwudziestu centymetrów. A tam żona i czworo dzieci.
Nerwy mają też ci, co ich zalało dokumentnie. Choćby Stanisław Pieszyk, lat 81: przelazł przez wodę i wraca rowerem ze sklepu. Martwi się: - Panie, a jakbym wywinął, to jak mnie stamtąd wywiozą? Chyba tylko widły, dołek w gnoju wykopać i tam wrzucić!
Na szczęście, nie było takiej potrzeby.
Strażacy dowieźli komu należało chleb, konserwy, wodę zdatną do picia. Po papierosy i kawę trzeba było iść samemu.
Więc idzie tak Stanisław Banaś - ten z zalanych Jeziorek, lat 53, a woda mu czasem sięga za kolana. Ma do sklepu pół kilometra, ani skrawka suchego - dopiero przy końcu. - Spodziewał się człowiek, że nas zaleje, ale nie aż tak... - kręci głową z niedowierzaniem.
Te wszystkie potoki
widać na mapie w Urzędzie Miasta i Gminy, od soboty ciągle nad nią ślęczą. Żymanka, Żabnica, Smęgorzówka, Nieczajka, Upust, Dęba, wreszcie Breń - to do nich miała spłynąć ta woda. To z ich brzegów wystąpiła. - Niesamowity żywioł. Do tego atak przyszedł z niespodziewanej strony - nie ukrywa Jan Sipior.
Przyszedł z Olesna, Luszowic, Radgoszczy, Małca, Sutkowa i Nieczajnej. Zalał nie tylko Radwan, ale też Suchy Grunt i Brzezówkę - spory kawał gminy.
Aż tyle wody nie widzieli tu nawet w 1997 r. - podczas powodzi stulecia nie wlewała się do domów. A wtedy wylała Wisła; teraz nawet nie było takiego zagrożenia.
Jednak największa dotąd powódź nawiedziła Radwan w 1934 r., tak mówią najstarsi miejscowi.
- Sześć lat wtedy miałem. Stary dom stał dwadzieścia jeden dni we wodzie; zgnił dokąd sięgała - twierdzi Stanisław Pieszyk. A matka Leżoniów, czterolatka wtedy, z innego domu uciekać musiała przez okno. Tak przynajmniej mówią synowie.
Mieczysław Bober - ten od żony Cecylii - pamięta, że także za jego życia przyszło im w żniwa stać po kolana w wodzie. Cecylia Bator się teraz zastanawia: - Czemu ten Pan Bóg się na nas pogniewał? Dotąd nas omijało, a teraz - nie. Ale to chyba nie tylko za nasze grzechy. To chyba za grzechy wszystkich ludzi.
Nie wiadomo, czy ksiądz sądzi tak samo. Bo jak wszystko zalane, to kto miał czas iść do kościoła? Stanisław Bator: - Siedzą ludzie odcięci i czekają na zmiłowanie. Czekają aż woda spłynie.
Stanisław Dziedzic, który ma zalane podwórko: - Tyle że to nie są góry, gdzie woda dwadzieścia minut wchodzi, a wychodzi przez dzień. To potrwa znacznie dłużej. Kobieta spotkana na drodze: - Przyjedź pan za miesiąc, woda się będzie jeszcze kisić, a my w niej. A jaki smród będzie! Smród już się zaczynał - w poniedziałek. Zwłaszcza gdy przygrzało słońce.
A przygrzało, zanim przyjechał Donald Tusk. Obiecał zapomogi, kolonie dla dzieci i paszę dla zwierząt. I że wróci po wakacjach - zobaczyć, co zostało zrobione.
W Radwanie nie milkną dyskusje; ludzie cholernie są cięci na strażaków. Że późno ostrzegali, że koordynacja szwankuje, że nie wiedzieli, kogo wpierw zaleje, a kogo potem - więc zalało wszystkich. I że nie chcieli wody pompować z domów.
Są cięci niesłusznie.
Bo jak pompować, skoro woda wszędzie dookoła? Przecież nie rozkażą: "Wodo ustąp!". Na to nie ma siły.
Jednak ludzie tak mają - widzi się burmistrzowi; zalani, więc stoją, patrzą, kiwają głowami, bajczą trochę i kombinują. Sołtys Teresa Bator nie ma wątpliwości: - Myśmy wszystkim strażakom naprawdę chcieli podziękować.
Stefania Wąż, mieszkanka Radwana: - Boga zasługa, że w domu śpimy.
A o tych druhach, co to niby zamiast nieść pomoc stali pod sklepem i pili piwo, jak donoszono do urzędu, burmistrz Jan Sipior mówi: - Po szesnastu godzinach przebywania w akcji mieli prawo na to piwo iść. Jakbym mógł, sam bym im je z wdzięczności postawił...
PIOTR SUBIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski