Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powojenny Kraków odtworzony z dokumentów i pamięci

Paweł Stachnik
10-letnia Joanna Olczak, Kraków 1945 r.
10-letnia Joanna Olczak, Kraków 1945 r. Zdjęcie zrobione w zakładzie fot. przy Starowiślnej
Wspomnienia. Dzięki przechowywanym przez lata rodzinnym papierom - listom, rachunkom, pismom urzędowym i prywatnym - Joanna Olczak-Ronikier mogła przypomnieć sobie, jak spędziła dziecięce lata. W ten sposób na kartach jej książki ożył Kraków z lat 1945 - 1949

Bieda, brak środków do życia, świeża wojenna trauma. Ale też radość z ocalonego życia, włoskie lody na ul. Czystej i dziecięce zabawy w Ogrodzie Mehoffera. Tak powojenny Kraków opisuje Joanna Olczak-Ronikier, pisarka, współzałożycielka Piwnicy pod Baranami, autorka uhonorowanej nagrodą Nike książki „W ogrodzie pamięci”. Jej kolejna wydana przez Znak książka nosi tytuł „Wtedy. O powojennym Krakowie”. Punktem wyjścia dla pisarki stały się rodzinne papiery gromadzone przez babkę i matkę przez całe lata - listy, rachunki, pisma urzędowe i prywatne. Pozwoliły one autorce wspomóc pamięć i odtworzyć po latach wydarzenia, spotkania, osoby, miejsca i nastroje. Tak na kartach książki odżył powojenny Kraków z lat 1945-1949.

Sklepy w starym stylu

25 stycznia 1945 roku ukazał się pierwszy numer „Dziennika Krakowskiego”, który krótko potem zmienił nazwę na „Dziennik Polski”. Jeden z egzemplarzy dotarł do wsi Leszczyna koło Bochni. Tam - nie bez problemów - dotarła do niego Hanna Mortkowicz-Olczakowa, córka znanego przedwojennego, warszawskiego wydawcy Jakuba Mortkowicza. Pani Hanna ze swoją matką Janiną Mortkowiczową (wdową po Jakubie), po powstaniu warszawskim została wysiedlona ze stolicy i wysłana na głuchą wieś pod Kraków. Teraz z niecierpliwością wyczekiwała na jakiekolwiek wiadomości ze świata, a zwłaszcza z Krakowa. Z lektury „Dziennika” wynikało, że wyzwolone niedawno miasto wraca do życia. To zdecydowało, że obie panie postanowiły opuścić Leszczynę.

Znalezienie mieszkania w przepełnionym Krakowie nie było łatwe. Na szczęście krakowski oddział Związku Zawodowego Literatów Polskich uzyskał na swoją siedzibę kamienicę przy Krupniczej 22 i przydzielał w niej ludziom pióra bezcenne lokale. Tak panie Mortkowiczowe zamieszkały w pokoju na pierwszym piętrze, naprzeciwko biura związku. W innych pokojach (lokatorom przydzielano pojedyncze pokoje, nie mieszkania) kwaterowali m.in.: Jerzy Andrzejewski, cierpiący na manię prześladowczą Tadeusz Peiper, tłumaczka Dantego Alina Świderska, przybysze z Warszawy Stefan Kisielewski i Kazimierz Brandys, zaangażowany komunista Adam Polewka oraz wyobcowany młodzieniec Tadeusz Różewicz.

W czerwcu 1945 r. do Krakowa przyjechała 10-letnia Joanna Olczak, przywieziona przez matkę od krewnych z Siedlec. Po tym małym, szarym miasteczku Kraków wydawał się jej wielki, kolorowy i zatłoczony ludźmi. Joanna szybko się w nim odnalazła, poznając i zdobywając dla siebie kolejne miejsca, ulice i podwórka. Najpierw był sąsiadujący z kamienicą literatów ogród Mehoffera, do którego zakradała się przez metalowy płot. Potem odwiedzała pobliskie sklepiki spożywcze Zofii Mazgajewskiej i Edwarda Mola - sklepiki w dawnym, przedwojennym stylu, z beczkami z kiszoną kapustą i ogórkami, słojami z kaszą, fasolą i grochem, zakrywającą całą ścianę drewnianą szafą z mnóstwem szuflad, szufladek, półek i półeczek wypełnionych towarem, no i koniecznie ułożonymi równo pod ścianą wiązkami drewna do palenia w piecu.

Wiejska Krupnicza

Jeszcze później Joasia odkryła na sąsiedniej ulicy Czystej wytwórnię lodów włoskich „Luigi Olivo”. Wytwórnia produkowała słodkie przysmaki dla eleganckich lodziarni przy Basztowej, Wolskiej, Starowiślnej i Floriańskiej. Opisana przez autorkę historia lodowej fabryczki, której właścicielem był prawdziwy Włoch o czeskim nazwisku Maks Kravec, to jedna z bardziej smakowitych opowieści w tej książce. W ogóle Joanna Olczak z literackim talentem odmalowuje tużpowojenny Kraków, z jego przeludnieniem i biedą, ale również z ówczesnym kolorytem i atmosferą.

Tak pisze choćby o swojej ulicy: „Ulica Krupnicza miała w roku 1945 na pół wiejski charakter. Od strony Bielan, Tyńca, Liszek wjeżdżały tędy wczesnym rankiem chłopskie wozy wyładowane kartoflami, jarzynami, jabłkami, szczapami drewna, które ułożone były w okrągłe wiązki i okręcone drutem albo opaską z blachy. Paliło się w kaflowych piecach, nikt wtedy nie słyszał o centralnym ogrzewaniu i posiadanie zapasu drewna w domu było elementarną potrzebą. Furmanki, roztaczając naokoło zapach siana i końskich odchodów, zatrzymywały się pod kolejnymi kamienicami. Przede wszystkim jednak dowoziły towar do pobliskich sklepików spożywczych. Rżenie i parskanie koni, trzaskanie batem i pohukiwanie furmanów stanowiły element porannej muzyki”. Dziś przecież Krupnicza to środek miasta...

We wrześniu 1945 roku Joanna trafiła do szkoły - żeńskiej placówki nr 13 przy dzisiejszej ul. Studenckiej. Tam musiała poznać nowe zwyczaje i nowe słowa: preparatka, chałat, spodnica zamiast spódnica, spaźniać zamiast spóźniać, ubrać zamiast włożyć, na polu zamiast na dworze, agar zamiast łobuz. „Ciągle dźwięczą mi w uszach te wszystkie krakowskie, zanikające już powiedzenia i zaśpiewy: chodźże, weźże, zróbże, dej se rady, a idze, idze bajoku” - pisze pani Joanna.

Przetrwały cynkowe klisze

By mieć się z czego utrzymać, ale i z poczucia rodzinnego obowiązku, matka i babka Joanny postanowiły odtworzyć w Krakowie swoje wydawnictwo - zasłużoną oficynę Mortkowiczów. Wprawdzie cały jej majątek ruchomy i nieruchomy przepadł w powstaniu warszawskim, ale w zakamarkach krakowskiej drukarni Anczyca przy ul. Zwierzynieckiej przetrwały cynkowe klisze do przedwojennej serii „Sztuka Polska”, barwne klisze do druku pocztówek, gotowe odbitki ilustracji do albumu „Malarstwo włoskie”, a przede wszystkim arkusze drukarskie legendarnego tomu F „Pism zebranych” C. K. Norwida.

Norwid wydany po latach

Tom ten przygotowany, jak i pozostałe z serii, przez wielbiciela i znawcę Norwida Zenona Przesmyckiego „Miriama”, został wydrukowany już w 1912 r. Jednak z powodu braku przypisów, których Przesmycki uparcie nie chciał albo nie mógł zrobić (to kolejna niezwykła opowieść z tej książki), nie zdążył się ukazać do wybuchu II wojny światowej. I to właśnie norwidowski tom F - przejrzany, zredagowany i poprawiony - ukazał się jako pierwsza pozycja reaktywowanej po wojnie oficyny Mortkowiczów, stając się wydarzeniem kulturalnym i literackim.

Za Norwidem poszły kolejne pozycje: wiersze Antoniego Słonimskiego z lat 1939 - 1945 oraz tomik „Martwa pogoda” Leopolda Staffa (przyjaciela rodziny, a także ojca chrzestnego Joanny Olczak). Wydawnictwo miało również prawa do tak uznanych pisarzy: Stefana Żeromskiego, Marii Dąbrowskiej, Janusza Korczaka, Andrzeja Struga i Juliana Tuwima, a także do popularnych książek zagranicznych: „Chłopców z Placu Broni” Ferenca Molnara, „Cudownej podróży” Selmy Lagerlöf i powieści o Doktorze Dolittle Hugh Loftinga.

Perspektywy były więc dobre, a rynek - niezwykle chłonny. Po latach okupacji Polacy spragnieni byli polskiej książki, zwłaszcza rodzimej literatury, więc publikacje osiągały niespotykane przed wojną nakłady i wysoką sprzedaż. Kłopoty były natomiast z przydziałami papieru (władza zmonopolizowała tę działkę), cenzurą i przymusowym przejmowaniem przez państwo co bardziej atrakcyjnych autorów.

Ratunkiem dla Mortkowiczów okazała się propozycja złożona przez szefa partyjnego wydawnictwa Książka Adama Bromberga. Ich oficyna miała stać się krakowskim oddziałem Książki, Janina Mortkowiczowa miała zostać jego kierownikiem, a Hanna Mortkowicz-Olczakowa - kierownikiem literackim. W zamian panie miały sprzedać Książce prawa do niektórych atrakcyjnych tytułów.

O przyjęciu tej propozycji zdecydowała decyzja władz o unieważnieniu wszystkich przedwojennych umów z wydawcami prywatnymi na wydawanie 13 popularnych pisarzy uznanych za dobro narodowe… Znalazł się wśród nich także Stefan Żeromski.

W ten sposób jednak w krakowskim oddziale wydawnictwa Książka w 1947 i 1948 roku ukazały się m.in. wybory poezji Bolesława Leśmiana i Jana Kasprowicza, album rysunków i grafik Norwida, „Podróże Doktora Dolittle” Hugh Loftinga, tom wierszy młodego Tadeusza Różewicza, „Miasto niepokonane” Kazimierza Brandysa i „Słówka” Boya. „Interesy najwyraźniej szły nieźle, bo autorzy i tłumacze zgłaszali się z kolejnymi propozycjami, książki rozchodziły się błyskawicznie, sumy wymieniane w umowach i rozliczeniach były znaczne” - pisze autorka.

Nowe, inne czasy

Czas prywatnych wydawnictw dobiegał jednak końca. W 1948 roku, uchwałą Rady Ministrów połączono Spółdzielnię Wydawniczą Książka ze Spółdzielnią Wydawniczą Wiedza i powstała w ten sposób (istniejąca do dziś) Książka i Wiedza. 25 stycznia krakowski oddział Książki został zlikwidowany, a babka i matka autorki - zwolnione.

Rozwiązano również ZHP, do którego należała Joanna (drużyna pożegnała się konspiracyjnie podczas spotkania na Wawelu), a także Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, gdzie ćwiczyła gimnastykę. Budynek przy ul. Piłsudskiego (wtedy już Manifestu Lipcowego) został zapieczętowany, a później oddany Klubowi Sportowemu „Wisła”. Nadchodziły nowe, zupełnie inne czasy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski