Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powracał tam, by wysłuchać historii pękniętego miasta

Rozmawia Maciej Makowski
Zbigniew Pawlak, autor „Pęknięte miasto Biesłan”
Zbigniew Pawlak, autor „Pęknięte miasto Biesłan” Anna Kaczmarz
Ponad 1110 zakładników, 334 ofiary, w tym 186 dzieci. Rodziny zamachu na szkołę w Biesłanie dziesięć lat czekają na wyjaśnienie wszystkich okoliczności tragedii. Sprawa trafiła do Trybunału w Strasburgu. – Oni wciąż czekają na odpowiedź: dlaczego – mówi Zbigniew Pawlak

– Wyjechałeś na wschód na dwanaście miesięcy. Zostałeś dziesięć lat. Co sprawiło, że zatraciłeś się w tamtym świecie?

– Przyjaciel powiedział mi kiedyś: jak nie wierzysz w komunizm jako osiemnastolatek, to nie masz serca, a jak wierzysz w komunizm po trzydziestce, to nie masz głowy. Ja miałem to serce. Chciałem zobaczyć, przeżyć coś ciekawego. Żyjąc na Jedwabnym Szlaku – doświadczając śmierci, poznajesz wartość życia. Na Kaukazie, przeplatanym ciągłymi konfliktami, nie spodziewasz się wielkich wesel, ciągłych tańców, ucztowania. A tam właśnie tak jest. To nie są ludzie Europy – nizin i lasów, to są ludzie gór i niebezpieczeństw. Jedziesz na zachód i przesiąkasz komfortem. Chcesz zarobić, by było ci lepiej, a kończysz niezadowolony, chociaż masz więcej. Na Kaukazie uczysz się bardziej tego jak przetrwać, niż żeby było ci wygodnie.

– Kiedy usłyszałeś o zamachu w Biesłanie, natychmiast się spakowałeś?

– Dopiero co stamtąd wróciłem i próbowałem właśnie ułożyć swoje życie. Gdy jednak doszło do zamachu na szkołę, to tak jakby stało się to w moim domu. Czułem się źle, że jestem na zewnątrz tego świata. Miałem świadomość, że ludzie w Biesłanie, którzy doświadczyli strasznej tragedii, nie będą mieli do kogo się zwrócić. Nie mieli duchowej opieki.

– Napisałeś, że kiedy po raz pierwszy usłyszałeś w radiu, że napastnicy przetrzymują w Biesłanie około 250 zakładników, od razu wiedziałeś, że to kłamstwo. Dlaczego?

– Chyba nie widziałem na Kaukazie szkoły, w której 1 września byłoby tylko 250 osób. Dla nich to wielkie rodzinne święto, w którym bierze udział całe miasto. Z tak silną spuścizną dawnego systemu traktują szkołę nie tylko jak budynek z miejscami do nauki. To przede wszystkim drugi dom dla dzieci. Mówi się tam: jak zacząłeś szkołę, tak skończysz życie.

– Dlaczego szkoła jest tak ważna?

– To kluczowe pytanie. Wcześniej zamachy przeprowadzano w metrze, na koncercie, w samolocie, a nawet w szpitalu. I nagle szkoła. We wschodniej kulturze bardzo ważny jest kult rodziny i dzieci. Dziecko jest dumą mężczyzny i troską matki . Nie mąż, ale syn jest mężczyzną w życiu kobiety. Sam ten akt, bez względu na to, co miało wydarzyć się w następnych trzech dniach, złamał ich świat. Miasto już wtedy się podzieliło, bo pękło święte naczynie, jakim jest szkoła.

– Dlaczego ta kwestia jest pomijana?

– Powodem jest z góry przyjęte założenie, że wiemy, co się tam stało. Islamiści napadli na szkołę, Rosjanie źle przeprowadzili szturm, zginęli ludzie. Tam wydarzyło się znacznie więcej.

– To znaczy?

– Kiedy dotarłem do Biesłanu, zaskoczyło mnie, jak mało wiedziałem o jego mieszkańcach. Przyjechałem do miasta 40 dni po zamachu. Wcześniej Biesłan był odcięty od świata. Pierwsza fala tragedii przeszła. Nastał czas żałoby. Mieszkańcy musieli zastanowić się, co dalej. Musisz sobie wyobrazić, że runął świat dzieci – świat marzeń i wyobraźni. Rozmawiałem z 10-, 16-latkami, którzy przeżyli, ale też z rodzicami, którzy stracili swoje potomstwo. Rok później zabrałem tam grupę studentów na kilka tygodni, aby pobyli z dzieciakami.

Próbowali odbudować ich dzieciństwo, tak by znów mogły się bawić, śmiać, grać. By mogli odzyskać świat, który im zabrano. Tragedia trwa w Biesłanie do dziś. Mieszkańcy myślą, że świat o nich zapomniał. Jedna z matek powiedziała mi, że nie potrafi sobie przypomnieć twarzy córki. To nie dotknęło jednej rodziny, ale całe miasto. W konsekwencji tragedii mieszkańcy się podzielili.

– Dlaczego?

– Ofiary zamachu dostały pomoc finansową. Mogły poprawić swój byt. W mieście stanęły tylko dla nich: nowoczesne osiedla, klinika i piękna szkoła. Pewien chłopiec zgłosił się do niej, mówiąc, że był zakładnikiem zamachowców. Skłamał, bo chciał zostać przyjęty. Jeden mężczyzna powiedział mi kiedyś, że być może gdyby był w szkole, dziś jego życie wyglądałoby inaczej. Lepiej.

– Dlatego ofiary nie chcą być już utożsamiane z tragedią?

– Tak, bo to piętno. Przywileje nie pozwalają im wrócić do normalnego życia. Wiele osób ucieka, wiele po jakimś czasie wraca. Bo tam został ich świat. Zniszczony, rozsypany, ale ich własny. Tylko tam ktoś może ich zrozumieć.

– Podkreślasz, że nie jesteś dziennikarzem, tylko jeździsz do ludzi, bo na końcu każdej drogi jest człowiek. Co to dla ciebie znaczy?

– Jestem tam wśród swoich. Jerzy Wlazło, współautor książki, po jednym ze spotkań w Warszawie, gdzie opowiadałem o ludziach Biesłanu, podszedł i powiedział – spiszmy to. Ale co – zdziwiłem się? To, o czym opowiadasz – odpowiedział. I tak powstała ta książka. Jest zbiorem opowieści, które wysłuchałem. Pozwala czytelnikom usiąść za stołem z mieszkańcami Biesłanu, uczestniczyć w uroczystościach. Żeby ich zrozumieć, musisz jeść ich chleb.

– Jak przyjęli Cię mieszkańcy Biesłanu?

– Wchodzisz do ich domu i dostajesz filiżankę herbaty. Później zastanawiasz się, czy zadać im pytanie. Odwiedziłem ponad 100 rodzin i z każdego domu wychodziłem z historią.

– Tak po prostu?
– Potrzebowali opowiedzieć, że to, co się stało w Biesłanie, jest złe. Czeczeńscy bojownicy dokonują zbrodni po to, aby powiedzieć światu, jak jest im ciężko, bo nikt wcześniej nie chciał usłyszeć ich głosu. I o to samo prosili mieszkańcy Biesłanu, a właściwie nie prosili, tylko dziękowali za to, że byli ludzie, którzy chcieli ich wysłuchać. Przerażenie, jakie ta zbrodnia wywarła na zachodniej demokracji, wymusiło reakcję. Dzięki temu nie doszło do wybuchu nowej wojny na Kaukazie.

– Chcieli pomścić ofiary?

– Tak, doprowadzając tym samym do jeszcze większej tragedii. Myślę, że zachodnie społeczeństwo zaczyna rozumieć, że walka z terroryzmem to nie tylko akcje zbrojne, ale także przebywanie z mieszkańcami regionów dotkniętych terroryzmem i próba zrozumienia ich świata.

– Nazywasz terrorystów bojownikami. Dlaczego, przecież sam mówisz o złu jakie wyrządzili?

– Pierwszy raz jechałem do Biesłanu z własnym osądem tego, co się stało. Na miejscu, kiedy rozmawiałem z ofiarami, przy różnych okazjach: w kuchni, przy robieniu pierogów, przy zakupach na bazarach, ta moja ocena zderzała się z ich odbiorem rzeczywistości. Opowiadali o bohaterach Specnazu. Kobiety mówiły o bojownikach, którzy im się zwierzali. Podczas rozmowy z jedną z matek mówię: to byli terroryści! – A wiesz, co się działo w Czeczenii? – pyta. Rozumiesz. Wylewa na ciebie kubeł zimnej wody. Ktoś przyjeżdża z zewnątrz ze swoim osądem. A mieszkańcy mówią: gdzie się spieszysz?

– Pomogłeś tym ludziom, a na ile oni Tobie pomogli?

– Na wschodzie mówią, że lepiej być w domu żałoby niż w domu wesela. Bo więcej się nauczysz. Będąc z nimi, zacząłem rozumieć, że życie pełne szczęścia to takie, które zmaga się z problemami. Kiedyś zabrałem tam córkę. Miała wtedy 12 lat. Po powrocie pisała pracę do szkoły o swoich wakacjach. Oczywiście opisała swój pobyt w Biesłanie. Kiedy czytała ją w klasie, popłynęły jej łzy. Zadzwonił do nas pedagog szkolny, że chciałby z nami porozmawiać, bo mamy jakieś problemy w domu, gdyż córka jest nadwrażliwa. To nas rozbawiło oczywiście, ale będąc z tymi ludźmi i będąc w takich miejscach, stajesz się wrażliwszy na życie, zaczynasz widzieć, że jest darem. Wschód pomaga mi żyć bardziej wdzięcznie na zachodzie.

– Sprawa Biesłanu trafiła do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, co to znaczy dla jego mieszkańców?

– Dla nich jest to bardzo ważne. Ciągle czekają na odpowiedź: dlaczego? Jedna z matek mówi do skazanego terrorysty – ja oddam wszystkie pieniądze jakie otrzymałam, oddam twoim dzieciom, będę się troszczyć o twoją rodzinę, ale powiedz nam, jaka jest prawda. Mieszkańcy pytają: kto dał wam prawo odebrać nam przywilej życia. Nie ma różnicy, czy to Basajew tłumaczy, dlaczego doszło do zamachu, czy Kreml mówi, co mogli a czego nie mogli zrobić.

Mieszkańcy Biesłanu ostatecznie zwyciężyli, gdyż nie pomścili śmierci bliskich. Gdyby to zrobili, nie różniliby się od tych, którzy trzymali ludzi wewnątrz sali gimnastycznej. Z drugiej strony, musieli zrezygnować ze swojego prawa – honoru. To są górale, oni krew zmywają krwią. Jak matki uczyły piec pierogi, tak dalej uczą, jak ojcowie uczyli synów strzelać, by bronić swych domostw, tak dalej uczą. I to jest dla nich nadzieja. Są ponad, próbują żyć.

***

Zbigniew Pawlak, podróżnik i wykładowca. Od kilkudziesięciu lat podróżuje po terenach Jedwabnego Szlaku, takich jak Kaukaz i Afganistan. Przez ponad 10 lat mieszkał w Azji Środkowej. Bierze udział w licznych projektach edukacyjnych i humanitarnych. Obecnie z żoną i dziećmi mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii.

„Pęknięte miasto Biesłan” to poruszająca historia rozdartego Kaukazu napisana przez Zbigniewa Pawlaka i dziennikarza Jerzego Wlazło. 1 września 2004 r. do szkoły w Biesłanie wtargnęli czeczeńscy bojownicy. Zginęły 334 osoby, w tym połowa to dzieci. To największy i najokrutniejszy zamach terrorystyczny w Europie. Zbigniew Pawlak był w Biesłanie kilka dni po tych tragicznych wydarzeniach. Odwiedził ponad setkę osetyjskich rodzin. Mieszkał w ich domach, słuchał ich historii. Po 10 latach wrócił, by zobaczyć, jak zmieniło się ich życie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski