Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót do ZSRR

Redakcja
WŁADYSŁAW A. SERCZYK

Znad granicy

WŁADYSŁAW A. SERCZYK

Znad granicy

Minione dwa tygodnie przypomniały światu zapomnianą już radziecką rzeczywistość, radziecki sposób postępowania w sytuacjach kryzysowych oraz radzieckie prymitywne krętactwo, którym zastępowano mówienie prawdy, a więc tego, co jest jednym z wymogów cywilizacji. W Rosji, największym państwie na świecie, zamieszkanym przez 150 milionów mieszkańców, dalekim od stabilności gospodarczej i wciąż nie mogącym sobie poradzić z odejściem od starego systemu, zżartym korupcją i mafijnymi układami, sięgającymi najwyższych szczebli władzy, doszło do ogromnych rozmiarów katastrofy. Ale przecież podobne wydarzenia nie omijają żadnego z krajów świata, zwłaszcza zaś tych, które ufne w potęgę techniki, wiele procesów sterowania zawodnymi przecież maszynami przekazały automatom mającym wspomagać człowieka.
 Przypomnijmy wypadek samolotuConcorde, jeden z wielu przykładów tego rodzaju. Francja i Wielka Brytania postarały się, jak można było najszybciej, wyjaśnić jego przyczyny oraz w oczekiwaniu na wyniki nowych badań wstrzymały loty jedynych na świecie pasażerskich naddźwiękowców obsługujących stałe linie transatlantyckie. Nie bały się utraty prestiżu, złych notowań międzynarodowych czy też innych tego rodzaju następstw.
 Podobna tragedia dotknęła teraz Rosję. Wskutek nie wyjaśnionych jeszcze oficjalnie przyczyn katastrofie uległa jedna z najnowocześniejszych atomowych łodzi podwodnych Kursk. Zginęło stu kilkunastu marynarzy. Nie wiemy, czy można im było pomóc i uratować życie chociaż ich części, czy nie zginęli już w chwili, gdy wybuchy zniszczyły wyrzutnie torpedowe i pomieszczenia dla załogi. To jednak, co stało się później, trudno nazwać inaczej, jak tylko sowieckim modelem postępowania, a to ma wymiar szczególny, nieludzki.
 Najpierw starano się ukryć wszelkie informacje o wydarzeniu na Morzu Barentsa. Gdy jednak okazało się, że katastrofa została zauważona przez jednostki amerykańskiej floty wojennej, pilnie obserwującej manewry "armady" rosyjskiej, która w przyszłym roku miała z pompą wpłynąć na Morze Śródziemne, by pokazać odradzającą się potęgę Rosji, przyznano się do kłopotów, które rzekomo miały być "pod kontrolą". Potem, by zyskać na czasie, przesunięto datę wydarzenia o jeden dzień i - prawdopodobnie - dezinformowano opinię publiczną wieściami o sygnałach przekazywanych stukaniem przez załogę. Ba! Oświadczono nawet dla uspokojenia społeczności międzynarodowej, że na zatopiony okręt "podawane są" tlen i energia elektryczna. Komunikowano o rozpoczęciu akcji ratunkowej z użyciem "najlepszego na świecie" sprzętu. O jego jakości można było się przekonać, gdy jedna z kapsuł ratunkowych cudem przycumowała do Kurska i trzeba było ją natychmiast ewakuować, by nie powiększać rozmiarów dramatu, bowiem wyczerpały się w niej stare akumulatory.
 Jednocześnie ze znanym dobrze z przeszłości przekonaniem o "przodującej rosyjskiej (czytaj - radzieckiej) myśli technicznej" odrzucano przez kilka dni wszelkie propozycje pomocy międzynarodowej, a na stosowne spotkanie w NATO delegacja z Moskwy przybyła całkowicie nieprzygotowana. Scenariusz czarnobylski powtórzył się z przerażającą dokładnością. Do tragicznego spektaklu dołączył również prezydent Putin, który nie tylko nie raczył przerwać urlopu w chwili, gdy wyłącznie jego decyzje mogły przełamać drętwotę admirałów wychowanych w sowieckich akademiach, ale nawet złożył uspokajające oświadczenie przed kamerami telewizji. Okazał się więc jednym z nich, nie zdając sobie zapewne w pełni sprawy z tego, że była to zarazem jego pierwsza znacząca klęska na stanowisku prezydenta Rosji.
 Teraz, po wszystkim, będzie zapewne surowo oceniał winnych, karał ich, a nagradzał zasłużonych. Weźmie udział w nabożeństwie żałobnym, może nawet w pogrzebie, jeśli ciała załogi Kurska zostaną wydobyte na powierzchnię. Brzemię tragedii zrzuci na innych (już mówi się o rzekomym zderzeniu z amerykańską jednostką), byle samemu pozostać czyściutkim jak łza. W tym procederze będzie do złudzenia przypominał Gorbaczowa ukrywającego katastrofę czarnobylską lub rzekomo nieświadomego krwawych pacyfikacji demonstracji w Wilnie i Tbilisi w czasie rozpadu ZSRR. Ale struś chowający głowę w piasek i w ten sposób chroniący się wedle swego mniemania przed niebezpieczeństwem, wystawia kuper na bicie, o czym przekonuje się zazwyczaj dopiero wówczas, gdy za późno na zmianę pozycji.
 Świat obserwuje w przerażeniu indolencję i zakłamanie rosyjskich sztabowców. Bardzo chcieli, aby Rosja powróciła na arenę międzynarodową jako supermocarstwo światowe. Teraz jawiła się wyłącznie jako światowe zagrożenie. Najtragiczniejsze jednak w dramacie Kurska poza śmiercią marynarzy jest to, że i tak politycy NATO oraz różnych struktur Unii Europejskiej szybko zapomną o katastrofie i roli odegranej w tym wypadku przez Putina, jak też przez podlegające mu ministerstwo obrony i dowództwo floty. W Moskwie bowiem ulokował Zachód swoje interesy polityczne i gospodarcze. Co tam ludzie!...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski