Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót generała Okulickiego

Marcin Chorązki, historyk, pracownik Oddziału IPN w Krakowie, wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II
Gen. Leopold Okulicki podczas moskiewskiego procesu
Gen. Leopold Okulicki podczas moskiewskiego procesu Fot. Wikipedia
21/22 maja 1944. Generał Leopold Okulicki ląduje w okupowanej Polsce. Był jednym z 316 cichociemnych, którzy trafili do kraju z Wielkiej Brytanii. Stanowili oni elitę państwa podziemnego.

W nocy z 21 na 22 maja 1944 r. nad Wierz-bnem koło Proszo-wic pojawiły się oczekiwane przez oddział dywersyjny Armii Krajowej z Inspektoratu „Maria” dwa samoloty brytyjskie realizujące operację lotniczą „Weller 29”. Dowódcą osłony zrzutowiska był por. Jerzy Biechoński, ps. „Kłos”.

Deszcz parasoli

„Przygotowania do zrzutu trwały parę miesięcy” – wspominał Józef Kleszczyński, ps. „Młodzik”. „Wreszcie zapalają się ogniska w oznaczonym trójkącie na lądowisku i tuż po północy z oddali rośnie znajomy pomruk motorów… są, lecą… ciarki przechodzą po grzbiecie, radość, krzyk wewnętrzny, są… już widać w przyćmieniu deszcz parasoli… lecą, dobijają ziemi, są wśród nas…” Samoloty dokonały zrzutu spadochroniarzy i zasobników bez najmniejszych problemów.

Na pokładzie jednej z maszyn przyleciało sześciu oficerów Wojska Polskiego. Byli to cichociemni, którzy tuż po skoku mogli też w praktyce pełnić rolę osobistej ochrony najważniejszego spośród pasażerów – później zaś mieli rozjechać się po Polsce zgodnie z przydziałami służbowymi. Chronioną osobą był płk Leopold Okulicki, ps. „Kobra 2”, specjalny emisariusz Wodza Naczelnego gen. Kazimierza Sosnkowskiego do Komendy Głównej AK, który miał przekazać tajne instrukcje dowództwa.

Jak wspominał Józef Kleszczyński po wylądowaniu był już tylko pośpiech. Transport żołnierzy na meliny został zaplanowany i przeprowadzony perfekcyjnie. Doświadczeni konspiratorzy doskonale zorganizowali magazyny broni w majątku Jakubowice należącym do rodziny Kleszczyńskich. Wkrótce gen. Okulicki (jak wszyscy cichociemni po skoku został awansowany o jeden stopień) i inni skoczkowie zaznali odpoczynku i polskiej gościnności, w domu Heleny i Jana Marcińskich w nieodległej Szarbii. Dla gen. Okulickiego rozpoczęła się ostatnia konspiracyjna misja.

Po zorganizowaniu transportu do Warszawy przeszli pod opiekę tzw. ciotek z referatu „Ewa-Pers”. Ich zadaniem było przystosowanie „ptaszków”, jak określano cichociemnych, do warunków życia w Generalnym Gubernatorstwie. Po tym zazwyczaj krótkim czasie (od dwóch do sześciu tygodni) dostawali przydziały z zadaniami do wykonania w różnych miejscach okupowanej Polski. Gen. Okulicki pozostał w Warszawie, gdzie razem z dowództwem AK opracował plan powstania w stolicy. Zanim jednak do tego doszło, wykonał powierzony rozkaz i przekazał instrukcje Wodza Naczelnego.

Jak wspominał płk Adam Sanojca, szef Oddziału Organizacyjnego Komendy Głównej AK, informacje uzyskane od emisariusza „zakazywały walki z Niemcami w celu zaoszczędzenia naszych sił do walki z Rosją. […] Po długim lojalnym przedstawieniu tej tezy wyłożył mi swój punkt widzenia, który był diametralnie różny. Według niego powinniśmy się bić z Niemcami tak, by pozostać w walce do końca”. Efektem tych dyskusji w KG AK było stopniowe włączanie kolejnych okręgów do Akcji „Burza”, aż do kluczowej bitwy o Warszawę, która rozpoczęła się 1 sierpnia.

Nadzieja z nieba

Służba cichociemnych była dla żołnierzy nie tylko szczególnym wyróżnieniem, ale wiązała się z dodatkowym ryzykiem towarzyszącym specjalnym zadaniom, które mieli do wykonania w okupowanym kraju. Na jednej z map w ośrodku szkolenia wypisali dewizę: wywalcz Polsce wolność albo zgiń. Celem, który im przyświecał, było znalezienie się w Polsce i podjęcie skutecznej walki z Niemcami. W trakcie istnienia tej formacji wyszkolono 576 żołnierzy, którzy rekrutowali się spośród ponad 2500 ochotników. Ostatecznie do kraju zrzucono 316, w tym jedną kobietę Elżbietę Zawadzką, ps. „Zo”.

Co potrafił cichociemny? Po pierwsze, kandydaci na skoczków do okupowanej Polski musieli być sprawni fizycznie. Testy sprawnościowe, które przechodzili, były przepustką do dalszego szkolenia. Podstawą było nabycie umiejętności niezbędnych do wykonania bezpiecznego skoku na spadochronie. O skali trudności niech świadczy fakt związany z przeszkoleniem płk. Leopolda Okulickiego. Kurs spadochronowy, w którym brał on udział razem z 6 innymi kandydatami na cichociemnych, ukończyło 4. Pozostali 3 nie wykonali powierzonego zadania. Wśród nich był płk Okulicki, który podczas lądowania skutkiem próby ustania skoku uszkodził sobie obie nogi. Nie był to więc łatwy egzamin nawet dla oficera służby czynnej.
Każdy z kandydatów na cichociemnego był poddany gruntownym szkoleniom specjalistycznym. Potrafili nie tylko walczyć wręcz, czy też z użyciem różnych rodzajów broni, ale także prowadzić motocykle i samochody, czy też przetrwać w zupełnej dziczy bez podstawowych środków do życia. Wysiłek fizyczny i psychiczny kandydatów na cichociemnych, był ogromny. Ppor. Przemysław Bystrzycki wspominał, że po treningach sprawnościowych „bolał każdy centymetr ciała. Chwilami organizm odmawiał podjęcia wysiłku. Nawet miękkie łóżka stawały się łożami niezawinionych boleści. Ludzie w nocy jęczeli, nie byli w stanie znaleźć wygodnej pozycji do wypoczynku”.

W zależności od osobistych zdolności szkolono ich na dywersantów, oficerów wywiadu, specjalistów do spraw łączności radiowej lub kurierskiej czy też na specjalistów od legalizacji. Byli więc osobami, których zadaniem było nie tylko organizowanie struktur konspiracji czy też dowodzenie większymi oddziałami partyzanckimi, ale także prowadzenie działalności specjalistycznej AK, ukierunkowanej na zdobywanie i przekazywanie informacji o okupancie i sytuacji w kraju. KG AK potrzebowała również fachowych oficerów lotnictwa, wojsk pancernych, a także, co może wywołać zdziwienie, marynarki wojennej.

Konspiracyjna „Maria”

Niektórych z nich – tak jak gen. Okulickiego – podejmowali w kraju żołnierze z Inspektoratu „Maria” obejmującego cały okupacyjny powiat miechowski. W skład powiatu wchodziły: przedwojenny powiat miechowski, wschodnia część olkuskiego oraz południowa część pińczowskiego, administracyjnie należące do przedwojennego województwa kieleckiego. Prace konspiracyjne rozpoczęły się tutaj już w 1939 r., od stworzenia Organizacji Orła Białego oraz kilku innych o mniejszym znaczeniu.

W latach 1941–1942 zostały one w większości włączone do tworzonego od 1940 r. na terenie Miechowskiego Związku Walki Zbrojnej. Komendantem ZWZ r., a następnie AK był mjr Łukasz Grzywacz-Świtalski, ps. „Ryszard”. Funkcję swą pełnił do początku 1943 r., kiedy to w wyniku dekonspiracji, został przeniesiony na inny teren. Gdy odchodził, pozostawił w inspektoracie ok. 4 tys. zaprzysiężonych żołnierzy, z których większość nie posiadała jednak uzbrojenia.

Komendę nad nimi objął początkowo mjr Aleksander Wojciech Mikuła ps. „Karol”, a od września 1943 r. szefem inspektoratu został ppłk Bolesław Nieczuja-Ostrowski ps. „Tysiąc”. Nastąpił wówczas okres najbardziej dynamicznego rozwoju konspiracji miechowskiej. W 1944 r. był już jedną ze struktur Okręgu AK Kraków najlepiej przygotowanych do przeprowadzenia akcji specjalnych, takich jak np. przyjmowanie cichociemnych i emisariuszy, czy też prowadzenia działań partyzanckich.

Efektem tego było wyzwolenie spod okupacji niemieckiej w ramach Akcji „Burza” (na przełomie lipca i sierpnia 1944 r.) obszaru położonego przy trasie kolejowej Kocmyrzów – Proszowice – Kazimierza Wielka – Działoszyce, a także południowej części powiatu pińczowskiego. W sumie partyzanci wyzwolili ok. 800 km2 terenu. Broniło go ponad 6 tys. zaprzysiężonych konspiratorów tworzących dwie duże jednostki wojskowe: 106. DP AK i Krakowską Zmotoryzowaną Brygadę Kawalerii. Stanowili realną siłę, która mogła zagrozić nie tylko okupantom, ale także rzekomym wyzwolicielom.

Dlatego NKWD i Smiersz intensywnie wyłapywały oficerów Inspektoratu „Maria”. Wielu spośród oficerów, żołnierzy i lojalnych obywateli Polskiego Państwa Podziemnego zapłaciło za to życiem, tak jak Teofil Szańkowski, właściciel majątku w Wierzbnie, zmarły podczas deportacji żołnierzy AK w głąb ZSRS wiosną 1945 r., czy też jak plut. Stanisław Gas, ps. „Modrzew”, dowódca plutonu z placówki Jakubowice, osłaniającego lądowisko w Wierzbnie podczas skoku gen. Okulickiego, zamordowany przez „nieznanych sprawców” w 1946 r. Ich los, podobnie jak ostatniego komendanta AK, był symboliczny, wpisując się w dzieje zniewolenia polskiego społeczeństwa po zakończeniu II wojny światowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski