Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót talibów

Redakcja
Około tysiąca polskich żołnierzy rozpocznie wkrótce służbę w Afganistanie. W jakich warunkach będą przebywać? Jakie zagrożenia na nich czekają? Co czeka ich w kraju, który jeszcze nigdy nie poddał się obcym?

Maciej Zimny

25 grudnia 1979 r. najazd Armii Czerwonej na Afganistan zapoczątkował wojnę radziecko-afgańską. Skutki trwającego ponad dziewięć lat konfliktu (zakończył się oficjalnie 25 lutego 1988 r.) to około półtora miliona zabitych i kilka milionów rannych Afgańczyków, z których ponad 90 proc. to cywile.
Na tak wysoką liczbę ofiar złożyły się działania wojenne, terror promoskiewskiej, tajnej afgańskiej policji politycznej KHAD, zbrodnie wojenne popełniane przez radzieckich żołnierzy oraz prowadzona na ogromną skalę kampania zrzucania z powietrza różnych rodzajów min (dominowały wśród nich pułapki o niewinnym kształcie, np. dziecięcych zabawek). Ich ofiarami jest dzisiaj kilkaset tysięcy trwale okaleczonych Afgańczyków. Jeżeli do tego wszystkiego doda się masową emigrację (około 5 milionów osób), a na taki obraz nałoży doszczętne zrujnowanie i tak słabej infrastruktury przemysłowej, to powstanie wizerunek Afganistanu końca lat 80. i początku 90. XX wieku, który pod wieloma względami utrzymuje się do dziś.
U schyłku epoki komunizmu wydawało się, że kończy się ostatnia wojna na tym terenie. A w historii było ich wiele. Walczyli tu między innymi wódz perski Dariusz, Aleksander Macedoński, Czyngis-chan i bagdadzcy kalifowie arabscy. W XIX w. zmagały się tutaj wojska carskiej Rosji i kolonialnej Anglii.
Ostateczne wycofanie się w 1988 r. wojsk chylącego się już ku upadkowi ZSRR spowodowało wybuch wojny domowej pomiędzy dawnymi afgańskimi komendantami polowymi, których dotąd jednoczyła walka ze wspólnym wrogiem. Do głosu doszły odwieczne waśnie i rywalizacja poszczególnych plemion oraz ciemne interesy skupiające się wokół produkcji i handlu opium, dzięki którym zaczęły powstawać ogromne fortuny. Afganistan stał się czołowym na świecie producentem tego narkotyku. Z terenu tego kraju "eksportowano" także muzułmańskich najemników w inne rejony (np. na Bałkany).
Z bratobójczej wojny domowej zwycięsko wyszli ortodoksyjni przywódcy religijni - talibowie, skupieni wokół islamskich meczetów uczniowie szkół koranicznych, którzy skutecznie połączyli doświadczenia militarne, wojskową wiedzę i fanatyczne podejście do islamu. Opanowali kraj i utworzyli ortodoksyjne państwo wyznaniowe. Za sprawą wielu wprowadzonych przez nich praw i reguł cofnęło się ono w rozwoju o kilka wieków.
Stawiając na pierwszym miejscu islam w fundamentalnym wydaniu i narzucane przez niego zasady, talibowie niszczyli zarazem wszystko, co uważali za sprzeczne z nauczaniem Proroka i szkodliwe dla religii w wyznawanej przez nich formie. Upadły wszystkie instytucje i systemy państwowe (np. oświata). Niszczono nawet wiekowe zabytki światowej kultury, jak choćby słynne, wykute w skałach posągi Buddy.
Afganistan stał się oazą dla cudzoziemców i zagranicznych organizacji wywodzących się z radykalnych kręgów muzułmańskich, które jednoczyła idea świętej wojny z niewiernymi. Z całego świata zaczęli napływać fanatyczni ochotnicy, którzy z powodu ortodoksyjnego postrzegania religii islamskiej, a przede wszystkim prowadzenia działalności terrorystycznej musieli gdzieś znaleźć dla siebie bezpieczne schronienie. Afgańskie góry świetnie się do tego celu nadawały.
Na sytuację w Afganistanie nałożyły się błędy przeszłości popełnione przez mocarstwa, bowiem tu właśnie podczas wojny w latach 80. rywalizowały ze sobą dwa czołowe systemy polityczne świata. ZSRR, zaangażowany politycznie i militarnie, działał siłami swojej 40. Armii (sformowanej wyłącznie w celu inwazji na Afganistan) i sterował działalnością ustanawianych przez siebie afgańskich marionetkowych przywódców. Stany Zjednoczone udzielały drugiej stronie wsparcia politycznego, wysyłały "instruktorów i doradców", dawały pieniądze i sprzęt, korzystając przy okazji z możliwości testowania go w wojennych warunkach.
W ciągu kilku pierwszych lat wojny Amerykanie uzbroili, wyszkolili, a także w większości wyposażyli około 60 tys. świętych wojowników islamu - mudżahedinów. Pod koniec wojny było ich kilkakrotnie więcej, ocenia się, że około 200 tys.
Działania partyzanckie przeciwko wojskom ZSRR prowadzili afgańscy przywódcy plemienni zwani komendantami polowymi. Byli to najwyżej usytuowani członkowie tradycyjnej hierarchii. Otrzymywali poparcie nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale też krajów islamskich, bo Afganistan był wtedy postrzegany tak jak współcześnie Irak - jako obszar, na którym islam toczy swoją świętą wojnę. Od samego początku wojny w Afganistanie działało siedem partii sunnickich, wspieranych z terytorium Pakistanu, oraz osiem partii szyickich, które otrzymywały pomoc z Iranu. Jedną z najbardziej znanych było umiarkowane ugrupowanie Szaha Ahmada Massuda.
Skutki wojny były dla Afganistanu tragiczne, gdyż Rosjanie w zasadzie pod każdym względem doprowadzili kraj do ruiny. Sami też ucierpieli, bowiem niedługo potem ich państwo przestało istnieć. W latach późniejszych okazało się, że koszty wojny afgańskiej - około 100 mld dol. według ówczesnej wartości - przerosły ekonomiczne możliwości kraju, co później doprowadziło do upadku ZSRR, a w połączeniu z wydarzeniami w krajach Europy Środkowo-Wschodniej do samodestrukcji całego systemu politycznego.
Amerykanie z kolei przeszkolili i wyposażyli ogromne zastępy islamskich fanatycznych "wojowników Boga", nad którymi utracili później kontrolę. A ci, gdy zakończyła się wojna, zaczęli szukać poza Afganistanem innych miejsc, w których mogliby być nadal przydatni. Umieli tylko walczyć, a poza tym ich dotychczasowy "zawód" był zgodny z przekonaniami i wyznawanymi zasadami religijnymi. Zasilili więc szeregi muzułmanów w wojnie domowej w dawnej Jugosławii (w połowie lat 90. walczyli w rejonie Ženicy w 7. Brygadzie 3. Korpusu, którym dowodził bośniacki generał Sakib Mahmuljin), wyjechali do Sudanu, przyłączyli się do różnych rozsianych po świecie organizacji terrorystycznych.
Wielu po prostu powróciło do swoich dawnych krajów (np. USA, Wielkiej Brytanii, Pakistanu, Indonezji), w których przed wojną żyli na pozór normalnie. Jednak w głębi duszy nie zrezygnowali ze swoich przekonań, ani nie zatracili nabytych na wojnie umiejętności. Obecnie wielu z nich pojawia się w Iraku, gdzie służą islamskiemu podziemiu radą i doświadczeniem bojowym, biorą czynny udział w walkach, sieją terror wśród ludności cywilnej i zyskują rozgłos za sprawą okrutnych morderstw i zamachów. Inni rozproszyli się po pozostałych zapalnych rejonach (np. krajach Półwyspu Arabskiego), w których działają radykalne organizacje religijne i terrorystyczne. Ludzie ci, występując w roli instruktorów, przekazują doświadczenie bojowe i prowadzą szkolenia z zakresu wojskowej taktyki i strategii.
Część jednak pozostała w Afganistanie, gdzie opiekę nad nimi roztoczył Osama bin Laden. Ten saudyjski terrorysta - milioner u schyłku lat 80. i na początku. 90., dzięki swojej charyzmie i pieniądzom, łącząc różne organizacje i ugrupowania, a nawet pozyskując pojedyncze osoby, utworzył al-Kaidę - sprawną, rozproszoną praktycznie po całym świecie siatkę terrorystyczną. Na terenie Afganistanu, przy aprobacie rządzących talibów, urządzał swoje bazy i ośrodki szkoleniowe, w których prowadzono zajęcia m.in. z metodyki zamachów samobójczych.
Osama wydawał nawet "praktyczne podręczniki terroryzmu". Dla ścisłości należy dodać, że wiele z nich było autorstwa osób zwerbowanych z różnych kręgów. Przykładem może być Ali Mohammed, jeden z najbardziej zaufanych współpracowników bin Ladena, obywatel USA pochodzenia egipskiego, który przez wiele lat współpracował z CIA i FBI, był żołnierzem sił specjalnych USA i przeszedł wiele specjalistycznych szkoleń w Fort Bragg w Północnej Karolinie. Nie krył się ze swymi skrajnymi, radykalnymi i pełnymi nienawiści poglądami oraz fanatyzmem religijnym, co nie wzbudziło jednak wówczas niczyich podejrzeń.
Bin Laden był wspierany przez rządzący reżim talibów, ponieważ łączyło ich skrajnie fundamentalne podejście do zasad islamu i nienawiść do zachodniej cywilizacji, a szczególnie Izraela oraz Stanów Zjednoczonych. W ten sposób powstała potężna sieć powiązań, umożliwiająca uzyskiwanie stałego wsparcia materialnego z wielu źródeł, prowadzenie ciągłej rekrutacji i szkolenia oraz dokonywania zamachów praktycznie na całym świecie, bo prawie w każdym kraju będącym potencjalnym celem ataków terrorystycznych mieszkają, legalnie lub nielegalnie, zwolennicy, sympatycy lub dawni towarzysze broni bin Ladena.
W Afganistanie nawet w czasach wojny radzieckiej nie stosowano taktyki samobójczych zamachów terrorystycznych. Wykorzystywano co prawda zwierzęta, dostarczające w bezpośrednie sąsiedztwo wojsk wroga ładunki materiału wybuchowego, które zdalnie detonowano, ale rdzenni Afgańczycy nigdy nie planowali używania do tego celu ludzi. Zupełnie inaczej jest wśród fanatycznych ochotników muzułmańskich z innych krajów, głównie arabskich, skupionych w szeregach al-Kaidy.
Ofiarą pierwszego znanego zamachu samobójczego al-Kaidy na ziemi afgańskiej stał się legendarny przywódca Afgańskiego Sojuszu Północnego z czasów wojny z Rosjanami i późniejszych walk z reżimem talibów - Szah Ahmad Massud. 10 września 2001 r. udzielał wywiadu "zagranicznej" ekipie telewizyjnej (później okazało się, że dwóch zamachowców pochodzenia arabskiego posiadało paszporty belgijskie). Już w czasie pierwszego pytania operator kamery uruchomił zapalnik ukrytej w niej bomby. Wybuch zabił Massuda. W chwili śmierci Massud był ostatnim komendantem polowym, który walczył z reżimem talibów i otwarcie krytykował działania bin Ladena, bo zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą ta współpraca.
Osama bin Laden spodziewał się, że w odwecie za planowane zamachy wojska amerykańskie wejdą do Afganistanu, musiał więc pozbyć się ewentualnego ich sprzymierzeńca. Wykorzystując swoją siatkę zorganizował i przeprowadził zamach, który wyeliminował Massuda. Nie spodziewał się jednak, że taka taktyka zamachu, chociaż uzgodniona z talibami, nie mieściła się w zasadach honorowego kodeksu afgańskiego. Wyeliminowanie Massuda za pomocą zamachowców-samobójców tak bardzo zbulwersowało przeciętnych Afgańczyków, że niektórzy analitycy sądzą nawet, iż była to główna przyczyna osamotnienia talibów w walce z międzynarodowymi siłami i w ostateczności ich szybkiej przegranej.
Miesiąc po zamachach z 11 września 2001 r. koalicja powołana pod amerykańskim przywództwem rozpoczęła zakrojone na niespotykaną dotąd skalę działania przeciwterrorystyczne i w wyniku interwencji militarnej szybko opanowała Afganistan, pokonując władze ustanowione przez talibów. Części z nich, podobnie jak głównym przywódcom, udało się uciec w niedostępne góry, do sąsiednich krajów (Pakistan, Chiny) lub na Bliski Wschód czy do Sudanu.
Cdn.

Autor jest byłym oficerem jednostek specjalnych Wojska Polskiego oraz stałym współpracownikiem magazynu "Komandos"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski