Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powrót wiecznej zimy?

Redakcja
Naukowe raporty mówią o ocieplaniu się w ostatnich latach klimatu. Dlatego większość ludzi między bajki wkłada ostrzeżenia o możliwości wystąpienia w Europie, i to już za 100 lat, kolejnej epoki lodowcowej. Czy jest to możliwe? Naukowcy ostrzegają, że tak i jako przykład podają gwałtowne ocieplanie się klimatu przed poprzednimi zlodowaceniami, jakie kiedyś objęły nasz kontynent. Czy zatem za tysiąc lat na miejscu Kielc i Radomia będzie rozciągał się lodowiec?

Czy ocieplenie klimatu na Ziemi jest zapowiedzią nowej epoki lodowcowej?

Ostrzeżenie z przeszłości

   W ostatnich 2 milionach lat mieliśmy do czynienia na Ziemi z cyklami klimatycznymi trwającymi po około 100 tysięcy lat, z czego na epokę lodowcową przypadało 90 tysięcy. Średnie temperatury, jakimi różniły się te okresy, to tylko 3-7 stopni C, co najlepiej pokazuje, jak bardzo nasza planeta jest wrażliwa na nawet małe wahania temperatury. Dodajmy, że obecny okres ciepła jest o 2 tysiące lat dłuższy od poprzedniego oraz o 500 lat od średniej z ostatnich 2 mln lat. Dodatkowo naukowcy ostrzegają, że nowa epoka lodowcowa może nadejść niespodziewanie, bowiem przejście od fazy ciepłej do zimnej następowało w przeszłości w czasie 50, 20, a nawet tylko kilku lat! Meteorolodzy spierają się tymczasem nie tylko o to, czy i kiedy nadciągnie kolejna epoka lodowcowa, ale również o to, czy niektóre zjawiska klimatyczne nie są już jej początkiem!

Więcej śniegu

   Ekolodzy ostrzegają tymczasem przed ocieplaniem się klimatu, roztopieniem lodu na biegunach i zalaniem przez oceany nadmorskich miast. Oczywiście wszystko to odbywać się ma za sprawą zwiększonej przez przemysł emisji dwutlenku węgla. Choć ilość tego gazu rośnie, okazuje się, iż w przeszłości jego stężenie w atmosferze również podlegało - z naturalnych przyczyn - podobnym, a nawet większym wahaniom, które jednak w zasadniczy sposób nie wpływały na ocieplanie się lub oziębianie klimatu. Podobnie jest i obecnie - stężenie dwutlenku w atmosferze rośnie, wskutek czego w niektórych częściach naszej planety wzrasta temperatura, ale jednocześnie od lat siedemdziesiątych ub. wieku rosną czapy lodowców na Antarktydzie i Grenlandii. W styczniu 2002 roku magazyn "Science" doniósł, że Sławek Tułaczek z amerykańskiego California University w Santa Cruz na podstawie pomiarów satelitarnych i radarowych ostatecznie potwierdził powiększanie się lądolodu na biegunach. Uzyskane przez niego wyniki wskazują, iż lodowce uchodzące do Morza Rossa nie tracą 20 miliardów ton swojej objętości rocznie, tak jak to się działo w 1987 roku, ale powiększają się o 26 miliardów ton na rok! Oczywiście lodu przybywa też w centrum Antarktydy, choć zjawisko to jest jak na razie mało dokładnie zbadane.

Ciepło-zimno

   Przed ostatnim zlodowaceniem, jakie ogarnęło Europę, ciepły prąd atlantycki był tak gorący, że w rzekach Anglii pluskały się hipopotamy, po lasach wędrowały słonie i nosorożce. Po ostatniej epoce lodowcowej w Europie znów było cieplej niż obecnie, a okres ten, trwający 6 - 3,5 tysiąca lat, nazywany jest ociepleniem holoceńskim. Potem było już chłodniej, choć temperatury w ciągu następnych stuleci wciąż się zmieniały. W latach 900-1150 mieliśmy spore ocieplenie klimatu ze średnią temperaturą o 1,5 stopnia C większą niż obecnie. W Polsce, Anglii, a nawet w Szkocji rosły plantacje winogron, z których wyrabiano wino, zaś w Ameryce Północnej, na terenie obecnej Kanady, granica pomiędzy lasami a tundrą przebiegała 130 km dalej na północ niż obecnie. Ten okres krótkotrwałego ocieplenia klimatu zakończył się powrotem fali zimna, nazywanym "małą epoką lodowcową". Średnie temperatury w latach 1350-1880 spadły wtedy o 1 stopień C w porównaniu z obecnymi. Na zamarzniętej Tamizie, przepływającej przez Londyn, urządzano festyny, zaś pomiędzy Polską a Szwecją po zamarzniętym Bałtyku jeździły sanie z towarami i pasażerami, którzy nocowali w postawionej na ten czas na środku morza drewnianej gospodzie! W górach Szkocji linia śniegu sięgała 400 metrów niżej niż obecnie, zaś lody tak skuły wybrzeża Grenlandii i kanadyjskiego półwyspu Lablador, że doprowadziło to do zagłady osad wikingów. To dlatego dziś w Kanadzie mówi się nie po norwesku, ale angielsku, zaś po bogatej w trawę wyspie, zwanej z tego powodu Zieloną, pozostała tylko nazwa - Grenlandia. Ciężkie zimy sprowadziły wtedy do Europy głód - tylko w Finlandii z powodu ochłodzenia klimatu zmarło podczas małej epoki lodowcowej 2/3 ludności! Warto odnotować, że choć od 1750 roku zasięg skandynawskich i alpejskich lodowców zaczął się kurczyć, zwiastując ponowne ocieplenie klimatu, to do dziś nie opuściliśmy na dobre małej epoki lodowcowej. Dowodem na to jest brak w Bałtyku ciepłolubnych gatunków okrzemek, które żyły w nim podczas średniowiecznego ocieplenia.

Zimno powraca

   Współcześnie, pomimo ocieplania się klimatu w strefie zwrotnikowej oraz w Europie i Ameryce Północnej, obszary podbiegunowe idą niejako pod prąd tej tendencji. Ostatnie badania na tych obszarach pokazują, że zima powraca tam na dobre. W Arktyce od 1940 roku średnia temperatura spadła o 3, zaś w Antarktydzie od 1957 roku - o 1,5 stopnia C. W ostatnim przypadku zjawisko to nie dotyka najbardziej wysuniętej ku równikowi części kontynentu, gdzie mieści się polska stacja badawcza im. Henryka Arctowskiego. Tam w wyniku podnoszenia się temperatury oceanu można zaobserwować zwiększone ustępowanie lodów, co jest mylnie odczytywane jako całkowite topnienie śniegu na biegunach, jakoby potwierdzające nieodwracalne ocieplanie się klimatu.
   Tymczasem na reszcie tego kontynentu pogoda wygląda zupełnie inaczej. "Z naszych badań wynika, że w ciągu ostatnich 35 lat klimat Antarktydy uległ ochłodzeniu. I to znacznemu. W jednej ze stacji na wybrzeżu Suchych Dolin, gdzie przeprowadziliśmy badania, średnia temperatura w ciągu zaledwie 10 lat spadła o 0,7 stopnia" - pisze w magazynie "Nature" ze stycznia 2002 roku Peter Doran z Uniwersytetu Stanu Illinois. Jego zdaniem podobny proces zachodzi na Grenlandii, gdzie - choć w stacjach badawczych na wybrzeżu odnotowuje się wzrost temperatury - w głębi lądu rzecz ma się odwrotnie.

Ochłodzenie atmosfery

   Naukowcy są wyjątkowo zgodni - nadejście kolejnej epoki lodowcowej będzie najszybciej rozpoznane nie po początkowym wzroście, a następnie spadku, temperatury mierzonej przy ziemi, lecz w dolnej troposferze, czyli w chmurach wiszących nad nami do wysokości 8 km, oraz w dolnej stratosferze rozciągającej się od 14 do 22 km nad powierzchnią Ziemi. W celu dokładnego pomiaru temperatur w tych warstwach chmur Amerykańska Agencja Kosmiczna - NASA do 1979 roku umieściła na orbicie okołoziemskiej dziewięć satelitów TITOS-N. Zostały wyposażone w bardzo czułą aparaturę, która od początku wykonuje codziennie 270 tysięcy pomiarów temperatury dolnej troposfery i stratosfery! Wyniki są zaskakujące i niepokojące. W przeciwieństwie do przewidywań naukowców sprzed wielu lat mówiących o stałym ocieplaniu się klimatu - wystąpienie ocieplenia można potwierdzić jedynie tuż nad ziemią. Natomiast w chmurach sytuacja jest zupełnie inna. Temperatura chmur rozciągających się na wysokości do 8 km nad Ziemią nie rosła, lecz malała o 0,14 stopnia C w ciągu każdych kolejnych 10 lat. Nadal też spada, pomimo małego i przejściowego ocieplenia w 1999 roku, wskutek zaburzeń spowodowanych przez ciepły prąd na Pacyfiku. Natomiast temperatura na wysokości 14-22 km wzrosła na krótki czas tylko dwa razy - w 1982 roku, po zapyleniu atmosfery przez wybuch wulkanu El Chichon, oraz w 1991 roku, z powodu erupcji wulkanu Pinatubo. Pozostałe miesiące tych lat nie były cieplejsze niż niegdyś, a najchłodniejszy z nich wypadł w 1996 roku. Wyniki te mogą zapowiadać początek systematycznego ochładzania się naszej planety.

Zimno z gorąca

   Paradoks polega na tym, że ocieplenie klimatu, jakie przeżywamy, będzie decydującym czynnikiem wywołującym nową epokę lodowcową. Uważa tak wielu klimatologów, w tym niemiecki naukowiec Stefan Rahmstorf. Twierdzi on, że podnoszenie się temperatury oceanów na północnej półkuli spowoduje zaburzenie cyrkulacji wody, co doprowadzi do zaniku prądów oceanicznych, w tym ciepłego Golfsztromu ogrzewającego Europę. Naukowcy wyliczyli, że ocieplenie Atlantyku tylko o 2 stopnie C spowoduje spowolnienie prądów morskich aż o 30 proc. Zimno się robi, dosłownie i w przenośni, na samą myśl o realizacji takiego scenariusza, bowiem ten ciepły prąd morski dostarcza Europie energię porównywalną z produkcją miliona sporych elektrowni atomowych! Bez ciepłych mas wody ogrzewających Europę jak naturalny kaloryfer, północna część naszego kontynentu upodobniłaby się do wiecznie skutej lodem Grenlandii leżącej dokładnie po drugiej stronie Atlantyku, ale nie obmywanej ciepłym prądem oceanicznym. Dlatego w stolicy tej wyspy, Nuuk, choć leży ona dokładnie na wysokości Sztokholmu, przez większą część roku panuje zima. "Najgorsze jest dopiero przed naszymi dziećmi. Pojemność cieplna oceanów jest na tyle duża, że na ocieplenie reagują one z opóźnieniem. A wtedy to się dopiero zacznie. Grozi nam ekstremalizacja zjawisk pogodowych - lata będą coraz gorętsze, a zimy mroźniejsze" - ostrzega Tim Barnett ze Scripps Institution of Oceanography z USA. Co zatem nas czeka w przyszłości? Nieżyjący już znany rosyjski klimatolog Michaił Budyko w 1982 roku ostrzegł, że jedno z następnych zlodowaceń na Ziemi może być tak wielkie, iz ocaleją tylko obszary na równiku, albo jeśli i te zamarzną - pozostaną tylko oazy życia wokół czynnych wulkanów. Nie jest to scenariusz rodem z powieści science fiction, bowiem naukowcy w 1992 roku odkryli, że 700 mln lat temu równie wielkie zlodowacenie zamieniło naszą planetę w lodową kulę z temperaturą przy ziemi -70 stopni C.
MIREK BŁACH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski